Puszyste Miejscówki

By cieszyć się jazdą pozatrasową potrzebne są góry, śnieg i wyobraźnia narciarza. Jedyne, czego Szwajcaria nie jest w stanie zagwarantować, to wyobraźni, bo śniegu i gór jest tam pod dostatkiem.

Uporządkowany do bólu kraj, w którym zawsze przestrzega się przepisów drogowych, rygorystycznych norm ekologicznych oraz ciszy nocnej, pozornie nie wydaje się być przyjazny sporom ekstremalnym. Te z natury łączą się przecież przede wszystkim z młodymi ludźmi, a towarzyszy im zwykle specyficzny styl życia symbolizowany nie tylko przez nieustanne poszukiwanie adrenaliny, ale też kolorowe ubrania, dynamiczną muzykę i… wielki luz.

Tymczasem Szwajcaria nie przez przypadek jest nader poważana przez freeriderów czy też zwykłych miłośników puchu i nart poza wytyczonymi trasami. Okazuje się bowiem, że praktycznie każdy z tamtejszych ośrodków narciarskich daje ciekawe możliwości jazdy terenowej. Ale freeride’owi wyczynowcy i organizatorzy zawodów narciarstwa ekstremalnego wskazują zgodnie przynajmniej pięć topowych miejsc.

W cieniu Titlisu

1(3239 m n.p.m.) na wysokości 1020 m n.p.m. leży pamiętający wczesne średniowiecze Engelberg. To największy ośrodek narciarski centralnej Szwajcarii – a wystarczy godzina, by dojechać doń z Zurychu i Lucerny.

Sławę zawdzięcza przede wszystkim zawodom Pucharu Świata w skokach narciarskich, lecz narciarskie życie tętni tam także na licznych stokach i właśnie poza trasami. Zwłaszcza, że tamtejszy mikroklimat gwarantuje niezwykle długi, nawet jak na wysokie Alpy, sezon (trwa on zwykle od końca października do maja) ze średnim rocznym opadem śniegu sięgającym 415 centymetrów.

Z freeride’owego punktu widzenia najbardziej interesująca jest zachodnia część stacji. Aby się tam dostać, trzeba siecią wyciągów i kolejek wjechać na szczyt Małego Titlisu (Kleine Titlis), czyli na 3028 m n.p.m. Już ta wysokość gwarantuje, że warunki śniegowe są zwykle perfekcyjne. Ze szczytu do leżącej u podnóża góry stacji Truebsee prowadzą strome warianty pozatrasowe przez lodowiec Titlis (1200 m różnicy poziomów!). Szlaki w tym rejonie są jednak i wymagające, i niebezpieczne, zważywszy na często niewidoczne pod śniegiem szczeliny lodowcowe.

Poza zjazdami przez lodowiec Titlis można spróbować w tym rejonie zjazdów ze stacji Stand oraz Laubesgerat. Urozmaicony teren – a to strome zbocza najeżone skałami, a to szersze i gładkie stoki – daje szansę na nader ciekawe linie. Grzechem w Engelbergu jest pominięcie zjazdu wariantem Laub. To najdłuższy (samo przewyższenie przekracza 1200 m) i najpiękniejszy (dzikie otoczenie) w tym kurorcie off piste, biegnący do stacji Gerschnialp. Ze stacji Truebsee warto również przejechać na Jochpass, a następnie Jochstock. W tej okolicy znajdują się krótsze, ale bardziej zróżnicowane tereny niż te w rejonie lodowca Titlis. Linie z Jochpass powinny usatysfakcjonować nawet najbardziej wybrednych. Zjazdy można tam poprowadzić szerokimi gładkimi stokami, stromymi zboczami najeżonymi skałami, a także ciasnymi żlebami.

Alpejska Mekka Freeride’u

Zaledwie godzinę jazdy samochodem od Engelbergu oddalona jest kolejna alpejska mekka freeride’u – położone na wysokości 1444 m n.p.m. małe miasteczko Andermatt w kantonie Uri. Sam rejon jest jak na szwajcarskie standardy ubogo zagospodarowany – oferuje tylko 16 wyciągów. Wystarczają one jednak, by dostać się na trzy sąsiadujące ze sobą małe obszary narciarskie: Naetschen, Gemsstock oraz Oberalp/Sedrun, wspólnie tworzące Gotthard Oberalp Arena.

Renomę wśród freeriderów Andermatt zawdzięcza głównie obfitym opadom śniegu oraz możliwości dotarcia do atrakcyjnych terenów off piste przy pomocy kolejki na Gemsstock (2963 m n.p.m.). Prym wśród nich wiedzie wariant zwany Giraffe – przewyższenie 1500 m gwarantuje dużą dawkę adrenaliny. Co ważne: w pierwszej jego części trzeba zachować dużą ostrożność, gdyż trawersuje się nad 200-metrowym urwiskiem. Potem można za to rozkoszować się bardzo długim zjazdem kończącym się w samym Andermatt. Cały czas warto jednak pamiętać, że poruszamy się po otwartej przestrzeni poprzecinanej żlebami, w których istnieje szczególne ryzyko wyzwolenia lawiny.

Z kolei wariant Felsental wiedzie ze szczytu Gemsstock obok ratrakowanej trasy Sonnenpiste. To krótsza linia niż Giraffe, z mnóstwem naturalnych uskoków i klifów. Prowadzi do doliny Felsental, którą można się dostać do centrum stacji. Inna możliwość zjazdu z Gemsstock nazywana jest Guspis. To długa off piste w dość łatwym terenie (głównie po otwartym i szerokim stoku), pozwalająca obcować z nietkniętą przyrodą, przy, co ważne, dużo mniejszym ryzyku. Guspis prowadzi jednak nie do Andermatt, a do pobliskiej osady Hospental.

Naturalnie, bardziej doświadczeni i wymagający freeriderzy mogą wyprawiać się na inne okoliczne szczyty i tam szukać własnej linii. Góry wokół Andermatt dają im niezliczone możliwości.

Jeden z przystanków Freeride World Tour

large_f7Rysując freeride’ ową mapę Szwajcarii nie można pominąć Verbier we francuskojęzycznym kantonie Wallis. Od kilku sezonów odbywa się tam jeden z przystanków Freeride World Tour, czyli najbardziej prestiżowych zawodów freeride’owych na świecie.

Verbier razem z Nendaz, Veysonnaz, La Tzoumaz i Thyon tworzą ogromny obszar zimowy zwany Czterema Dolinami. Jest on nie tylko doskonale skomunikowany, ale też objęty wspólnym karnetem. Oprócz fenomenalnych możliwości do jazdy po przygotowanych stokach, położone 1500 m n.p.m. Verbier oferuje niezwykłe warunki do jazdy pozatrasowej. Najwyższą górą, na którą można dostać się w tym regionie, jest mająca 3300 m n.p.m. Mont Fort. Prowadzi zeń mnóstwo rozmaitych wariantów zjazdów. Znaczna wysokość zapewnia dobre warunki nawet na wiosnę, lecz równocześnie w szczycie zimy wiatr może bardzo szybko zmienić warunki śniegowe i nawet jeśli jednego dnia dało się jeździć w głębokim puchu, to następnego można w tym samym miejscu trafić chociażby na przeklętą lodoszreń. Będąc w Verbier trzeba również zwrócić uwagę na tzw. linię klasyczną, czyli Vallon d’Arby. Dostać się można do niej zjeżdżając z okolicy szczytu Col des Mines. Jest to teren łatwo dostępny, więc minusem mogą być… inni pasjonaci freeride’u. Warianty w tym rejonie prowadzą przez liczne żleby, które w niższych partiach prowadzą lasami. Połączenie jazdy wysokogórskiej z finiszem między drzewami zapewnia niezwykłe emocje!

Inną ciekawą propozycją są okolice małej i cichej osady Bruson – z mnóstwem możliwości zjazdów głównie po otwartych przestrzeniach. Nawet gdy obszary off piste bezpośrednio nad Verbier są już zryte licznymi śladami riderów, to na zboczach wokół Bruson jest szansa na znalezienie wciąż dziewiczego puchu.

Punktem, który winien wieńczyć każdą pozatrasową eskapadę do Verbier, jest odwiedzenie stoków Bec de Rosses. Góra ta każdego roku jest areną Verbier Extreme, czyli finałowych zawodów cyklu Freeride World Tour. Szczyt (3223 m n.p.m.) jest trudniej osiągalny niż inne opisane miejsca, lecz niezwykła topografia sprawia, że dla zaawansowanego narciarza warianty na jej stoku stanowić będą satysfakcjonujące wyzwanie. Zresztą nawet jeśli Bec de Rosses sprawia wrażenie, że przerasta nasze siły, to warto udać się w jej rejon, by na własne oczy zobaczyć, z czym mierzą się mistrzowie Freeride World Tour.

large_fwt1

Liczne możliwości pozatrasowe dają też pozostałe osady tworzące Cztery Doliny. Ot, choćby leżące na 1252 m n.p.m. Nendaz, w którym nie przez przypadek organizowane są czasem zawody z serii Freeride World Qualifier (w przeszłości rozgrywano tu też edycje Freeride World Tour). Otóż sami zawodnicy oceniają to miejsce jako najciekawsze spośród wszystkich, w których organizowane są zawody kwalifikacyjne Freeride World (a jest ich sporo, bo 35). Znaczenie ma i to, że noclegi i wyżywienie w Nendaz są nieco tańsze niż w Verbier.

Zabawę off piste w tej części Czterech Dolin można rozpocząć od zjazdu z dostępnego wyciągami Grappon Blanc (2700 m n.p.m.). Linie z tego szczytu biegną głównie między skałami, które niektórzy wykorzystują do efektownych skoków. Wszystkie warianty prowadzą w końcu przez las, który zresztą przy złej pogodzie może stanowić dobrą alternatywę dla jazdy w wysokich górach. Zjazd ma 1000 m przewyższenia. Warto również spróbować zjazdów z Plan-du-Fou, który jest wprawdzie nieco niższy niż Grappon Blanc, ale jego długa grań w kierunku Dent de Nendaz pozwala na liczne zmiany kolejnych wariantów zjazdów. Dla ambitnych pozostaje wariant L’eteygeon, czyli bardzo długa linia po drugiej stronie Grappon Blanc, która kończy się u podnóża góry, skąd autobusem można wrócić do Nendaz. Oczywiście z Nendaz należy wyprawić się, podobnie jak z Verbier, na Mont Fort – było nie było najwyższy szczyt Czterech Dolin.

Freeride w miejscach ekskluzywnych

W Szwajcarii można wreszcie uprawiać freeride w miejscach ekskluzywnych, znanych z przepychu i bogactwa. Bo inaczej nie sposób scharakteryzować St. Moritz, które od lat jest przecież także areną zawodów freeride’owych. Różnie na przestrzeni czasu nazywał się ten konkurs, ale od kilku lat niezmiennie znajduje się on w kalendarzu Freeride World Qualifier lub nawet samego Freeride World Tour. Najbardziej widowiskowe spośród freeride’owych obszarów Engadin St.Moritz są zbocza góry Corvatsch (3300 m n.p.m.). To tam odbywa się freeride’owa część zawodów Engadin Snow.

Jeżeli brakuje umiejętności, to lepiej odpuścić zjazdy z niebezpiecznych stoków Corvatsch i udać się w rejon klasycznych linii freeride’owych Diavolezzy. Dwoma wyciągami można się tam dostać na niemalże 3000 m n.p.m., skąd rozpościera się gama różnych wariantów pozatrasowych. Jedyne czego brakuje, to jazdy w lesie. W zamian za to wysokość, na jakiej leży Diavolezza, daje możliwość sprawdzenia się zarówno w wysokogórskich żlebach, jak na szerokich stokach.

4

Warto także spróbować swoich sił na nieodległych szerokich stokach Lagalb. Kolejka wywozi tam na wysokość 2895 m n.p.m., a mnogość wariantów off piste gwarantują świetną zabawę. Bawiąc się w głębokim śniegu na stokach St.Moritz trzeba pamiętać nie tylko o zagrożeniu lawinowym, które występuje we wszystkich górach świata, ale i występujących na spływających do doliny jęzorach lodowców Morteratsch i Corvatsch, gdzie śmiertelnymi pułapkami są często ukryte pod śniegiem szczeliny.

O możliwościach jazdy poza trasą w szwajcarskich górach można by pisać i pisać. Przecież każdą górę pokrywa tam zimą gruba warstwa puchu, a to wystarcza, by wpiąć szerokie narty i cieszyć się nieskrępowaną wolnością.

Zdjęcia: Freeride World Tour