Bezpieczny freeride, bezpieczne skitury – Część 2 – Orientacja i nawigacja, czyli gdzie co jest

Błędy w orientacji z pewnością zasługują na miejsce wśród grzechów głównych w narciarstwie pozatrasowym. Może nie pierwsze, ale na pewno medalowe.

Jeśli mamy odpowiedzialnie uprawiać freeride i skituring, czyli nie tylko ścinać zakręty nartostrad, lecz jeździć jednak nieco dalej niż parę metrów poza sznurek ograniczający trasę, musimy umieć orientować się w terenie. Ze względu na zróżnicowanie pozatrasowej aktywności, możemy mówić o orientacji i nawigacji. Ta pierwsza odnosi się bardziej do freeride’u, druga – do skiturów oraz najdłuższych, i z daleka od wyciągowej infrastruktury, zjazdów pozatrasowych.

Widok z dołu, zjazd z góry

Kiedy jeździmy poza trasami korzystając z wyciągów i kolejek, wiele wariantów możemy obejrzeć i zaplanować z krzesełka czy wagonika. Niezbędną – i wymagającą ćwiczenia! – umiejętnością jest trafianie z góry w linie, którymi chcemy zjechać. Trzeba być w stanie wyobrazić sobie, jak teren oglądany z dołu będzie wyglądał w zjeździe oraz zapamiętać detale, które będą widoczne z góry i zapewnią nam orientację. Potencjalne konsekwencje pomyłki w wyborze właściwego żlebu doskonale ilustruje historia niespodziewanego pobicia rekordu świata w wysokości skoku freeride przez Freda Syversena (Norwega, który w marcu 2009 r. podczas kręcenia w Alpach filmu „Perfect moment” pojechał inną linią niż zamierzał i w efekcie, aby pokonać gigantyczny klif, oddał skok o rekordowej długości, jak się okazało, 107 m – red.) Nie zanosi się, żeby ktoś świadomie chciał pobić ten rekord, ale trudno robić sobie nadzieję, że tego typu wyczyn w naszym wykonaniu zaowocuje kolejnym niezwykłym wydarzeniem, nie zaś tragedią.

!cid_CE878162-BEB3-4914-BB86-68E670730B7Fp

Oddzielnym zagadnieniem jest jazda za śladami w oparciu o zasadę: skoro ktoś tam pojechał, to pewnie jest fajnie. Warto zdać sobie sprawę, że ten, kto zostawił te ślady, mógł wiedzieć od nas więcej, ale mógł i mniej.

Ślepe ślady

Jeśli wie i potrafi mniej, to naśladowanie go może nie być najlepszym pomysłem. Mniej więcej, jak na drodze: widząc, że poprzedzający nas samochód wyprzedza na ślepym zakręcie, uznajemy raczej, że jego kierowca jest idiotą o samobójczych tendencjach, a nie wzorem do naśladowania. Inaczej mówiąc: jeśli sami nie wiemy, dlaczego pojechanie akurat w tym kierunku ma sens i nie wiąże się ze zbyt dużym zagrożeniem, to nie ma podstaw, żeby uznać, że ktoś inny to wiedział i miał rację.

A nawet, jeśli tak było i ślady zostawił ktoś, kto wiedział co robi i dlaczego jedzie tam, a nie gdzie indziej, to otwarta zostaje kwestia, czy będziemy w stanie zrobić to samo. Jeśli pojedziemy śladami kogoś, kto przewyższał nas umiejętnościami, możemy znaleźć się w terenie zbyt stromym i eksponowanym bądź zmuszającym do skoków większych, niż byśIMG_0022jpmy sobie życzyli.

Jest też możliwość pojechania za kimś, kto dysponuje dodatkowym sprzętem i, na przykład, dojechania w miejsce, skąd nasi poprzednicy zjechali na linie. Przewodnicy w Alpach robią to dość często i jeżdżenie za nami może się tak skończyć. Sam robiłem takie zjazdy (m.in. w Krippenstein), prowadząc narciarzy na długie, kończące się nad ścianami skalnymi, zjazdy, a potem opuszczając ich na linie. Co ważne, z reguły nie wygląda to w taki sposób, że łatwy i przyjazny teren kończy się krawędzią z tabliczką „dalej zjeżdżamy na linach”. Zwykle jest po prostu coraz bardziej stromo, pojawiają się progi i prożki i wreszcie za kolejnym przełamaniem nie da się już zeskoczyć albo zsunąć, bo robi się dużo za wysoko. Nawet jak uda się nie spaść, to czasami powrót naprawdę nie będzie możliwy.

Mapa, kompas i umiejętności

Na skiturach i podczas długich zajazdów zróżnicowanym terenem trzeba mieć umiejętności i wyposażenie niezbędne do prawdziwej nawigacji w górach. Składa się na nie, po pierwsze, mapa – wzbogacona o umiejętność czytania jej! Co istotne, jeśli chodzi o mapy papierowe, to jedyna dopuszczalna skala mapy to 1:25 000 – nawigacja górska w oparciu o mapy w skali 1:50 000 jest iluzoryczna, bo pozwala wprawdzie na bardzo ogólną orientację w terenie, ale nie na szczegółowy wybór właściwej trasy. Konieczne są też kompas i wysokościomierz – których również umiemy używać! Jako element dodatkowy przyda się GPS – również z zastrzeżeniem, że naprawdę ćwiczyliśmy posługiwanie się nim. O ile na skiturach GPS przydaje się również bez map wpisanych w urządzenie, bo można skorzystać z opcji powrotu własnym śladem, to freeride wymaga posiadania w GPS dokładnej mapy rejonu działania.

Jak wszystkie inne umiejętności, nawigacja w górach wymaga treningu. Jeśli chcemy naprawdę polegać na swoich umiejętnościach, to warto nabyć je w zorganizowany sposób na jakimś szkoleniu. Przede wszystkim jednak trzeba trenować samemu. Nawet, jeśli widzieliśmy już, jak to się robi, to nie wróżę oszałamiającego sukcesu pierwszej próbie nawigacyjnej podejmowanej na w miarę płaskim lodowcu, w zadymce i przy zapadającym zmroku. Żeby sprawdzić swoje umiejętności i zdawać sobie sprawę, na co możemy sobie pozwolić, musimy ćwiczyć w dobrych warunkach, przy pełnej widoczności i bez stresu. Innymi słowy, nawigować jak najwięcej w sytuacji szkoleniowej, a nie od razu w sytuacji walki o życie.

IMG_1026jp

Nawigacja zaczyna się od mapy i zdolności jej rozumienia. Warto w ładny dzień od czasu do czasu wyjąć mapę i zobaczyć, jak są na niej odwzorowane formy terenu, koło których jesteśmy. W przypadku ograniczonej widoczności nie będziemy w stanie odnosić się do szczytów widocznych na tle nieba i zdolność rozpoznania na mapie formacji, które widzimy wokół siebie będzie naprawdę przydatna. Oczywiście, musi być ona wsparta umiejętnością lokalizowania się na mapie za pomocą wysokościomierza i kompasu, ale na początek zaprzyjaźniajmy się z mapą!

PS. W następnym odcinku: lodowce i szczeliny, czyli kolejne elementy o którym nie można zapominać.

Czytaj także!

Zdjęcia: Freerajdy.pl