Tym razem był Anioł Stróż…

Końcówka ubiegłej, mało śnieżnej zimy. 30 kwietnia grupa narciarzy freeride’owych, chcąc zakończyć sezon jakimś efektownym wyczynem, wybrała się na Hińczową Przełęcz, by zjechać przez Mały Kocioł Mięguszowiecki (Mały Bandzioch) wprost nad Morskie Oko. O godz. 15.05 do TOPR znad Morskiego Okaz zadzwonili przerażeni turyści, alarmując, że przed chwilą jakiś narciarz zsunął się stromym żlebem około 300-400 m, przeleciał kilkadziesiąt metrów przez skalno-lodowy próg, a teraz leży nieruchomo tuż poniżej wylotu żlebu.

Taka informacja sugerowała, że doszło do bardzo poważnego wypadku. Na miejsce ratownicy polecieli śmigłowcem. Już z pokładu dostrzegli leżącego na śniegu narciarza. Kiedy doń dotarli stwierdzili jednak ku swemu zdumieniu, że poza potłuczeniami i otarciami, nie poniósł żadnych poważniejszych obrażeń. Po włożeniu do noszy francuskich, został on windą wciągnięty na pokład będącego w zawisie śmigłowca i przetransportowany do szpitala.

hinczowa-wypadek-narciarski

Jak się okazało, podczas zjazdu „ekstremalnemu” wypięła się narta i zaczął z dużą prędkością zsuwać się po śniegu. W trakcie upadku na szczęście „odpalił” plecak ABS: wystrzeliły dwie poduszki, które ochroniły jego głowę i amortyzowały uderzenia o skały. Gdyby nie to, urazy musiałyby być co najmniej poważne. Kolejny raz tej zimy Anioł Stróż był na miejscu.

Trudno komentować to zdarzenie. Ale zawsze przed podjęciem ekstremalnych wyzwań należy odpowiedzieć sobie na pytanie: czy panujące warunki, mój sprzęt, umiejętności narciarskie i wysokogórskie doświadczenie, pozwolą mi zjechać bezpiecznie taką trasą?