Diamentowe Tatry

Na szybowcu w ciągu kilku minut mogę zwiedzić całe pasmo Tatr. Raz wyżej, raz niżej, z każdej perspektywy. A alpiniści czy narciarze skitourowi muszą nieraz poświęcić na to kilka godzin lub dni.

To może na początek od czego zaczęła się przygoda z lataniem i w ogóle z lotnictwem? Z lotnictwem miałem styczność za sprawą Taty . Był pilotem szybowcowym i samolotowym w Aeroklubie Tatrzańskim. W ogóle większość mojej rodziny latała. Oprócz taty – także jego dwaj bracia i mój kuzyn.

Nic dziwnego, że pierwszy lot obyłem mając niecałe pół roku. Tata zabrał mnie ze sobą do szybowca. Oczywiście, tego nie pamiętam, ale późniejsze lata już tak. W dzieciństwie czas chciałem spędzać głównie na lotnisku, a najlepiej z Tatą gdzieś w samolocie. Podobno jak tylko widziałem samolot na niebie, to darłem się, że to tata leci.

Kiedy miałem 12-13 lat, zacząłem często latać nad Tatrami. Samolotami holowaliśmy szybowce na Falę Tatrzańską, która prezentowała się pięknymi chmurami Altcocumulus Lenticularis, mającymi kształt soczewek.

Lubiłem te loty, choć zawsze wiązały się ze zwiększona turbulencją, która była poważnym sprawdzianem umiejętności obu pilotów. Tyle że ten drugi, w szybowcu, miał znacznie gorzej: musiał utrzymać się za samolotem na lince o długości… 15 m. Tymczasem potrafiło nami rzucać tak, że wahania wariometru, pokazującego wznoszenie samolotu, w ciągu kilku sekund zmieniały się z plus dziesięciu metrów na sekundę do minus dziesięciu. Także po wyholowaniu szybowca i powrocie na lotnisko w Nowy Targu, nasłuchiwaliśmy na radiu, jak sobie radzi pilot.

W czerwcu 2003 roku rozpocząłem szkolenie szybowcowe. Pierwszy swój samodzielny lot odbyłem po niespełna tygodniu. Niby byłem przyzwyczajony do latania, ale lot samemu robi wrażenie. W końcu lecisz sam i nikt nic ci nie mówi: sam musisz podejmować decyzje. Następne lata to zdanie licencji pilota szybowcowego i zbieranie tzw. nalotu.

Trzy lata temu uzyskałem uprawnienia instruktora szybowcowego. Z ucznia zmieniłem się w nauczyciela. Ale zawsze jeśli to możliwe – czy to z uczniem czy samemu – kieruję szybowiec w Tatry.

Góry z szybowca mają specjalny urok. Nie da się tego opisać. Startujemy z lotniska, tam na termice uzyskujemy wysokość i powoli pod chmurami lecimy w kierunku południowym. Dolatujemy nad Zakopane. Wysokościomierz pokazuje 1800 m, ale nad Kasprowym lub Giewontem ta wysokość to ledwie 300-400 m. Panorama Tatr w całej okazałości, ale trzeba mieć też do tego respekt. Jeden błąd, zła strona góry lub wlot na zbyt niskiej wysokości, może nieść poważne konsekwencje.

Mam wielu kolegów z głębi kraju, którzy nieraz mówią: pewnie byłeś na wszystkich tych szczytach. I dziwią się, że odpowiedz brzmi: nie. Po prostu: gdy jest ładna pogoda, to jestem na lotnisku i nie ma czasu iść w góry.

Lecz, jak to kiedyś powiedział najlepszy szybownik na świecie – Sebastian Kawa, ja w ciągu kilku minut mogę zwiedzić całe pasmo Tatr. Raz wyżej, raz niżej, z każdej perspektywy. A alpiniści czy narciarze skitourowi muszą nieraz poświęcić na to kilka godzin lub dni.

Fala Tatrzańska powstaje, gdy wieje wiatr fenowy, u nas zwany halnym. Po nawietrznej stronie grzbietu górskiego – u nas to Słowacja – powietrze unosi się wzdłuż stoków gór, ochładzając się o 0,6°C na100 m oraz pozbywając wilgoci. Następuje kondensacja i rozbudowują się chmury, z których powstaje deszcz lub śnieg. Nad górami tworzy się charakterystyczny, biały wał chmur, zwany przez nas „murem halniakowym”. Po stronie zawietrznej z kolei powietrze opada, ocieplając się o 1°C na 100 m. Następuje też spadek wilgotności . Dzięki temu w kierunku dolin wieje ciepły, suchy i silny wiatr. Charakterystycznymi chmurami podczas halnego są chmury rotorowe. Występują tam silne noszenia, ale i duszenia, sięgające często nawet – 15m/s. Nad rotorami występuje często chmura typu soczewka. Tam noszenie jest już stabilne, bez turbulencji. Ta chmura jest upragniona przez szybowników, bo wskazuje, gdzie może spodziewać się noszeń.

Loty na „fali” są specyficzne, więc wymagają od pilota dużych umiejętności. Niedawny przykład: początkiem listopada przez dwa dni razem z innymi pilotami z Nowego Targu wykonaliśmy siedem lotów nad Tatry. Każdy był inny. W pierwszym dniu nad Tatrami był tylko „mur”. Nie było żadnych innych chmur. Hol nad Zakopane przebiegał nader spokojnie. Po osiągnięciu nad miastem 1900 m zwolniliśmy linę i w noszeni prądem falowym nabraliśmy wysokości aż do 4000 m. Powyżej tej wysokości człowiek musi używać tlenu. Szybowiec typu Puchacz jest wyposażony w dwie butle tlenowe i dwie oddzielne aparatury. Po założeniu masek kontynuowaliśmy wznoszenie aż do 4500 m nad poziomem lądu. Do tego musimy dodać 600 m, bo na takiej wysokości nad poziomem morza jest lotnisko w Nowy Targu. Tak więc wysokość ad poziomem morza sięgała 5100 m. Ten dzień był idealny do robienia zdjęć, bo połowa Tatr była odkryta. Piękne światło, nic dodać, nic ująć. Po ok. dwóch godzinach lotu schodziliśmy do lądowania. Inni piloci też chcieli lecieć.

Całą noc nie mogłem spać. W Dursztynie, gdzie mieszkam, wiatr świstał gwizdał, a na niebie w blasku księżyca „wał” i „soczewki”.

Rano szybko pobudka i na lotnisko. Ale już było widać, że będzie inaczej. Było więcej wilgoci w powietrzu, a co za tym idzie – chmur. W tym dniu wraz z Markiem polecieliśmy jako ostatni. Start około godziny 14 i po dwudziestu minutach holu dolecieliśmy w rejon rotorów. Troszkę bardziej szarpało, ale zaraz wlecieliśmy przed nie i zaś nastała  cisza. Znak z samolotu i zostajemy sami. Wznosiliśmy się dość szybko, ok. 4m/s. I zaraz na wysokościomierzu zobaczyliśmy 4 tysiące!

Przez radio słyszymy, że nie jesteśmy sami: nad nami ok. 500 m wyżej jest szybowiec, który przyleciał z Żaru koło Żywca. Na pokładzie DuoDiscusa sam mistrz świata Sebastian Kawa. Po chwili byliśmy na tej samej wysokości i nawzajem robiliśmy sobie sesję fotograficzne. Nie było już takich widoków na ziemię jak wczoraj – było więcej chmur. Ale to nie znaczyło, że było gorzej. Było po prostu inaczej. Można powiedzieć, że w tym locie po prawej stronie mieliśmy dzień: pięknie zachodzące słońce. A po lewej mieliśmy noc – z pięknie wschodzącym księżycem.

Jakub Świst urodził się Nowym Targu. Ma 28 lat, jest pilotem i instruktorem szybowcowym. Amatorsko fotografuje.