Amatorka zjeżdża w Wengen

 

Amatorka zjeżdża w Wengen

spojrzałam na trasę, zamarłam. Była niebieska. Czy jestem na lodowcu? Tydzień temu odbył się tu zjazd Pucharu Świata – przypomniała nasza przewodniczka, Ann. 

W związku z tym trasa zwana Laubernhorn była od listopada, a więc od dwóch miesięcy, nasączana wodą poprzez wbite w śnieg i grunt metalowe rury. Systematycznie utwardzały ją także ratraki, a w dniach poprzedzających zawody żołnierze szwajcarskiej armii wielkimi miotłami zmiatali z niej śnieg.

Wiem, Szwajcaria jest droga i ekskluzywna… Warto jednak przynajmniej raz w życiu wybrać się do regionu Jungfrau w Alpach Berneńskich, a tam spojrzeć z dołu na trzy sławne szczyty: potężny Eiger i jego Północną Ścianę, Mönch i Jungfrau, a następnie zjechać sławną trasą alpejskiego Pucharu Świata w Wengen. Potem można ewentualnie przenieść się na przeciwległe zbocze doliny, by spróbować sił na zboczach Schilthorn, z którego kiedyś pod gradem kul uciekał na nartach sam James Bond.

Pucharowy zjazd zaczyna się poniżej szczytu Laubernhorn (2315 m n.p.m.). Jest to najdłuższa ze wszystkich tras Pucharu (ma prawie 4,5 km), a wedle wielu zawodników także najtrudniejsza. Na pewno należy również do najbardziej widowiskowych.

Ewenementem jest już sam dojazd do miejsca startu zjazdu: alpejczycy docierają tam bowiem zębatą kolejką Jungfraubahn razem z fanami i dziennikarzami, a podróż trwa ponad 30 minut.

Również widok z miejsca startu powala: przez długą chwilę wpatrywałam się w potężną, pionową północną ścianę Eigeru, która wydaje się być na wyciągniecie ręki.

Ruszyłyśmy w dół, a Ann przedstawiała nam z pasją każdy odcinek trasy. Pierwsze skręty na górnym odcinku były dość łatwe, bo początek trasy jest szeroki i łagodny. Zawodnicy jadą tu z prędkością około 100 km/h. Spokojnie jest do odcinka Traversenschuss – jego nachylenie wymusza w ciągu kilku sekund wzrost prędkości do ok. 130 km, a alpejczycy nabierają prędkości potrzebnej do wielkiego skoku.

I nagle wyłania się Hundschopf, najbardziej widowiskowy odcinek o szerokości ok. 5 metrów, do tego z dwoma ostrymi zakrętami. Tu zawodnicy skaczą i lecą w powietrzu około 50 metrów. Ja nie skoczyłam… Zamknęłam oczy i po prostu zsunęłam się po lodzie.

Następne trudne fragmenty to Alpweg/Kernen-S i Wasserstation. Na pierwszym zawodnicy wjeżdżają z prędkością ponad 100 km/h w wąską drogę i muszą trafić na mostek. Na Wasserstation jest ciemny, wąski tunel pod torami kolei Jungfraubahn.

Po tych wąskich i oblodzonych partiach odetchnęłam na chwilę, widząc stosunkowo płaski i dość szeroki odcinek o nazwie Langentrejen. Ann wyjaśniła, że tu rozstrzyga się, kto wygra zawody: zawodnicy muszą pędzić do następnego Hanneggschuss, długiego, stromego i oblodzonego stoku. Tu padł rekord prędkości: w 2013 roku Johan Clarey gnał w tym miejscu 161,9 km/h. Jeszcze kilka odcinków i wreszcie, na wysokości 1290 m n.p.m., meta.

Średnio trasę Lauberhorn zawodnicy pokonują w około dwie i pół minuty, a rekord należy do Kristiana Ghediny: w 1997 roku zjazd zajął mu 2:24:23 minuty. Nasza przewodniczka zjeżdża tą trasą około 10 minut, ale tym razem jechałyśmy dłużej, bo warunki były trudne – na całej trasie był pozostały po zawodach lód.

Zjazd kończy się w Wengen: niewielkim alpejskim ośrodku z apres-ski na długim deptaku. Rozumiem teraz tych, którzy twierdzą, że Wengen jest najlepszym kurortem narciarskim Szwajcarii. Wystarczy kilka razy zjechać trasą Pucharu Świata, najlepiej kilka dni po zawodach, by z absolutnie spokojnym sumieniem usiąść przy piwie na końcu trasy.

I podziwiać przy okazji górujący nad doliną z przeciwległej jej strony charakterystyczny Schilthorn (2970 m n.p.m.). Trasa ze szczytu jest kolejną atrakcją regionu Jungfrau. Znana jest głównie z filmu o przygodach agenta 007 z 1969 roku „W tajnej służbie Jej Królewskiej Mości”. James Bond (gramy wtedy przez George’a Lazenby) ucieka stamtąd – na nartach oczywiście – przed szefem organizacji Widmo (sam Telly Savalas). Dziś zjazd tą trasą jest nadal fascynujący, bo jest i długa, i miejscami bardzo trudna (w pierwszej partii nachylenie sięga 75 proc.). Zanim nią zjechałam całe dwie godziny spędziłam z Bondem, zwiedzając interaktywne muzeum, czy raczej park rozrywki, „Bond World 007” stworzone w słynnym z filmu budynku na szczycie Schilthorn. Jest tu choćby śmigłowiec na oryginalnym podwoziu Air Glaciers Alouette III (używanego w filmie) czy pomarańczowy bobslej (również będący w nim ważnym rekwizytem). W sali kinowej obejrzałam słynny zjazd agenta 007 i inne najciekawsze fragmenty dzieła. Wszystko to dzieje się w podziemiach obrotowej restauracji Piz Gloria (też zaistniała jako plan filmu). Mechanizm obrotowy o 12 metrowej średnicy przesuwa o 360 stopni dolną część podłogi restauracji w ciągu 55 minut – dzięki temu podczas posiłku można obejrzeć pełną gamę okolicznych szczytów. Trzeba tylko pamiętać, by nie kłaść na parapecie kasku i rękawic, bo on akurat jest nieruchomy.

Trasa z Schilthorn jest jednak znana nie tylko dzięki Agentowi 007. Otóż od 1928 r. w styczniu roku odbywa się tam Inferno Downhill, uznawany za najdłuższy na świecie zjazd dla amatorów. Trasa zaczyna się poniżej szczytu, a kończy na dnie doliny w miejscowości Lauterbrunnen (na wysokości 800 m n.p.m.). Do pokonania jest 14,9 km z różnicą poziomów 1990 m.

Trasa z Schilthorn (2970 m n.p.m.)

Do Inferno może zgłosić się każdy narciarz. Zawodnicy startują indywidualnie co 10 sekund, każdy jest wyposażony w licznik do pomiaru czasu. A na Schilthorn wjeżdża się gondolą przez uroczą wioskę Mürren. Znana jest z tego, że to tu w 1922 r. Brytyjczyk Arnold Lunn zorganizował zawody alpejskie, w których o zwycięstwie decydował czas przejazdu, a nie sędziowie oceniający styl jazdy zawodników.

W całym regionie Grindelwald-First oraz Kleine Scheidegg/Männlichen jest 155 km tras narciarskich. Transport na całym terenie narciarskim Jungfrau Top Ski zapewnia kolejka zębata.

Jest ona zresztą sama w sobie nie lada atrakcją. Zwłaszcza, że można nią wjechać m.in. na przełęcz Jungfraujoch, gdzie mieści się najwyżej położona stacja kolejowa w Europie (3454 m n.p.m.). Zębatka startuje z miasteczka Kleine Scheidegg, po dwóch kilometrach wjeżdża w tunel i rozpoczyna wspinaczkę. Podróż trwa 50 minut, pociąg się zatrzymuje się na dwóch przystankach w Eigerwand i Eismeer, jest to głównie czas na przystosowanie się do wysokości i podziwianie ośnieżonych szczytów przez wykute w skale okna. Na górnej stacji, tzw. Dachu Europy, można poczuć się jak w bajce „Kraina lodu” (Frozen) Disneya: wszędzie jest lód i skrzący śnieg. I do tego Pałac Lodowy wyrzeźbiony 20 metrów w głębi lodowca Aletsch z labiryntem tuneli i z lodowymi rzeźbami.

Na koniec niespodzianka: tylko w Jungfrau Region można ścigać się na nartach z… pociągiem. Ja tego nie robiłam, ale widziałam narciarzy, którzy wyruszali ze stacji Kleine Scheidegg równo z kolejką i wyprzedzali górską lokomotywę, by – jak potem opowiadali – poczekać na nią na następnej stacji w Brandegg.

Małgorzata Gwiazdowska