Lina na nartach… czyli o przydatności technik alpinistycznych w narciarstwie pozatrasowym. Część druga.

Lina i zjazd

Kolejny krok na ścieżce freetourowego wtajemniczenia i kolejny klocek naszej układanki kompetencyjnej, to ewentualne użycie liny. Jeśli chodzi o sprzęt, to pierwszą rzeczą wiążącą się z używaniem liny jest uprząż, która powinna dać się założyć przez buty narciarskie bez szarpania się i innych problemów. Dla narciarzy najlepsze są modele, które nie mają zszytych ani regulowanych pętli udowych, a jedynie podnoszoną między nogami taśmę, która formuje pętle udowe po spięciu z pasem biodrowym. To „zimowy” krój uprzęży – obecny na rynku w ofercie wielu producentów jako jedyny różny od klasycznych uprzęży, składających się z trzech wyraźnych elementów, czyli pasa biodrowego i pętli udowych.

 

Liny możemy używać w trzech celach. Na linie można zjechać, można jej użyć do pomocy komuś, kto wpadł do szczeliny i wreszcie – co przy wspinaniu jest zastosowaniem podstawowym – można jej użyć do asekuracji. Pomijam tu wykorzystanie liny dopiętej do plecaka jako doskonałego wzmocnienia wizerunku właściciela lub właścicielki w oczach osób płci przeciwnej w knajpce przy wyciągu – tego typu zastosowań nie trzeba nikomu wyjaśniać. Nie rozwiniemy też wątku asekuracji, ponieważ asekuracja w zimowych realiach jest naprawdę złożonym zagadnieniem, wykraczającym zarówno poza ramy tego tekstu, jak i jakiegokolwiek weekendowego szkolenia.

Tu zakładamy, że o ile nie działamy z przewodnikiem, to nie będziemy zjeżdżać z miejsc, do których nie da się dotrzeć bez asekuracji.

Jak chodzi o zjazd na linie, to sama technika związana z przemieszczaniem się w dół  nie jest szczególnie złożona. Wyzwaniem pozostaje natomiast zamocowanie tej liny.  O ile zjeżdżamy w miejscu, w którym robi to wiele osób, bo realizujemy typową trasę, to jest spora szansa, że będą tam stałe stanowiska – najczęściej zainstalowane przez lokalnych przewodników, czasem przez służby ratownicze lub gminy, dbające o stan lokalnych atrakcji outdoorowych. Jeśli jednak realizujemy mniej popularny wariant, to będziemy musieli improwizować. W zestawie umiejętności podstawowych oznacza to założenie zjazdu z drzewa, które nie jest uschnięte bądź zbyt wątłe. Bo już umiejętność zbudowania stanowiska zjazdowego z użyciem sprzętu, który sami osadzimy w szczelinach skalnych wchodzi w zakres asekuracji i, jak wspomniałem, wymaga sporej praktyki.

Nie jest przypadkiem, że do istotnej części wypadków wspinaczkowych dochodzi podczas zjazdów. Wynika to z kilku czynników, ale jednym z kluczowych jest fakt, że stanowiska zjazdowe zawsze są obciążane i jeśli zawiodą, dochodzi do tragedii.

Ostatnim elementem podstawowego zestawu umiejętności jest radzenie sobie w terenie lodowcowym, z którym mamy przecież do czynienia w wielu alpejskich rejonach narciarskich. Sytuacja wygląda tu podobnie jak z lawinami: wiedza, co robić po ewentualnym wypadku, jest konieczna, lecz podstawą jest działanie w taki sposób, aby do problemu w ogóle nie doszło. W przypadku lodowca kluczowa jest nawigacja, właściwy wybór linii zjazdu i miejsc zatrzymania się oraz świadomość, że we wczesnym sezonie mosty śnieżne nad szczelinami nie są jeszcze wystarczająco mocne, nawet jeżeli zasypanych szczelin już nie widać.

 

Na użytek ewentualnych działań ratunkowych konieczne jest, żeby wszyscy w grupie byli w uprzężach. Ponadto pierwszy zaś i ostatni z jadących muszą mieć w plecaku linę i sprzęt niezbędny do założenia stanowiska w śniegu oraz umieć je założyć. W wersji minimum oprócz założenia stanowiska trzeba potrafić przymocować do niego linę i opuścić osobie, która wpadła karabinek, do którego się ona wepnie – nie wpadając przy tym do tej samej szczeliny samemu. Zabezpieczenie ofiary przed wpadnięciem głębiej – bo stosunkowo często ofiary upadków zatrzymują się względnie płytko na mostach śnieżnych – pozwala na wezwanie profesjonalnej pomocy i czekanie na nią bez lęku, że sytuacja dramatycznie się pogorszy. Wyższy poziom wtajemniczenia to umiejętność budowy wyciągarki i przeprowadzenie samemu operacji wyjęcia ze szczeliny osoby, która do niej wpadła.

Oczywiście: wiele upadków do szczelin kończy się tragicznie, choćby dlatego, że szczelina okazała się głęboka, a akurat w tym miejscu nie było w niej mostu kilka metrów niżej powierzchni śniegu. Dlatego – podobnie, jak to jest w przypadku lawin –  umiejętność radzenia sobie po wypadku nie może być podstawą do lekceważącego podejścia do niebezpieczeństwa.

Na koniec życzę wszystkim bezpiecznego i udanego sezonu. Do zobaczenia w górach!

Zdjęcia: Freerajdy