To w Tyrolu dopełniła się rewolucja w narciarstwie biegowym, czyli wielkie zwycięstwo techniki łyżwowej.
Bywają zawody narciarskie, na których wszystko przebiega według zaplanowanego schematu: przyjeżdżają sportowcy, trwa zacięta walka, a po zakończeniu imprezy przedstawiciele FIS rytualnie chwalą gospodarzy. Bywają jednak i takie, które rozpoczynają nową erę w rozwoju danej dyscypliny. Takimi były mistrzostwa w narciarstwie klasycznym w 1985 r. w Seefeld w Austrii.
PRADZIEJE KROKU ŚLIZGOWEGO
Do początku lat 70. ubiegłego wieku jedyną zawodniczą techniką biegu narciarskiego było to, co dziś określa się mianem klasycznej. Polega ona na równoległym prowadzeniu nart w założonym torze. Wymaga smarowania nart „na trzymanie” w celu zapewnienia narciarzowi odbicia, umożliwiającego ruch w przód. W ten sposób biegano na wszystkich zawodach Pucharu Świata, mistrzostwach czy igrzyskach olimpijskich.
– W latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku, kiedy trenowałem biegi, niektórzy pierwsze kroki po starcie wykonywali łyżwą lub nią finiszowali, ale nikomu nie przyszło do głowy, że w ten sposób można przebiec cały dystans – opowiadał mi swego czasu Stanisław „Siajba” Łukaszczyk.
Jak się jednak okazuje, technika łyżwowa była stosowana od dawna; pierwsze graficzne wyobrażenie łyżwującego narciarza pochodzi już z XVII w. z Finlandii. W Skandynawii za jej pomocą poruszano się po terenach płaskich czy po zamarzniętych jeziorach. Znalazło to nawet odbicie w jednym z przedwojennych polskich podręczników narciarskich, w którym autor pisał o „kroku ślizgawkowym”. Przełom nastąpił za sprawą dwóch narciarzy. Pierwszym był Fin Pauli Siitonen. Przeniósł rozpowszechniony w skandynawskich biegach na orientację krok łyżwowy na trasy biegów długodystansowych. Biegał trzymając jedną nartę w założonym torze, a drugą odbijał się pod kątem. Technika ta, nazwana szybko „krokiem Siitonena” (dziś określana jest jako krok półłyżwowy), przyniosła spektakularne wyniki – w 1972 r. Fin wygrał prestiżowy maraton Marcialonga we Włoszech, by w kolejnych latach sięgać po zwycięstwo w prawie wszystkich najważniejszych biegach długodystansowych, między innymi w słynnym Biegu Wazów. Potencjał tego kroku dostrzegł też srebrny medalista igrzysk 1976 r. w Innsbrucku Amerykanin Bill Koch.
To po rewolucyjnych zawodach w Seefeld FIS musiała zdecydować, jak będzie wyglądać przyszłość zawodów w narciarstwie klasycznym.
Goszcząc na maratonie w Skandynawii, podpatrzył ten sposób poruszania się od wyprzedzającego go biegacza norweskiego. Po powrocie do domu przeprowadził szereg porównań, z których wynikało, że technika łyżwowa jest szybsza od klasycznej. Pierwszym wielkim sukcesem Kocha z zastosowaniem nowego stylu był brązowy medal mistrzostw świata w Oslo w 1982 r. W tym samym sezonie Amerykanin wygrał też klasyfikację generalną Pucharu Świata. Pod wpływem Kocha coraz więcej narciarzy przekonywało się do kroku łyżwowego. Już podczas olimpiady w Sarajewie w 1984 r. zdecydowana większość narciarzy biegała wprawdzie wciąż techniką klasyczną, lecz gdzieniegdzie wystawiała z toru jedną nartę, stosując krok Siitonena. Pełny rozbrat z techniką klasyczną nastąpił jednak rok później, właśnie na mistrzostwach świata w tyrolskim Seefeld.
PRZEŁOM Z OPORAMI
Nim do niego doszło, Międzynarodowa Federacja Narciarska miała duży problem. Oto Rosjanie twierdzili, że łyżwujący zawodnicy niszczą tory, przez co utrudniają bieg zawodnikom startującym później. Z kolei szwajcarskie kurorty narciarskie skarżyły się na łyżwujących amatorów: oni też mieli dewastować przygotowane trasy, co zwiększało koszty ośrodków. Norwegowie wreszcie bali się nowości, bo ich zdaniem groziła ona śmiercią narciarstwa biegowego. Zaczęto nawet między torami stawiać siatki lub budować bandy śnieżne, by tylko uniemożliwić łyżwowanie. Ponadto jeszcze przed Sarajewem wprowadzono ograniczenia, zabraniające stosowania łyżwy 100 metrów po starcie oraz przez finiszem. Rozważano nawet całkowity zakaz używania tego kroku podczas mistrzostw świata. Prezydent FIS uznał jednak, że ewentualnie kapitanowie startujących reprezentacji mogą w drodze gentelmeńskiej umowy ustalić, że drużyny będą biegać wyłącznie klasykiem. W przeddzień mistrzostw w Seefeld zauważono, że reprezentujący Szwecję Gunde Svan (podwójny złoty medalista z Sarajewa) biega na treningach z … jednym, ponad dwumetrowym kijkiem, osiągając przy tym olbrzymią prędkość. Zapytany, dlaczego to robi, odparł, że skoro działacze FIS chcą zakonserwować starą technikę, to on też chce wnieść wkład w rozwój dyscypliny… wstecz – a wertując stare zdjęcia zauważył, że dawniej używano tylko jednego kijka.
W przeddzień mistrzostw świata w Seefeld zauważono, że reprezentujący Szwecję Gunde Svan (podwójny złoty medalista olimpijski z Sarajewa!) biega na treningach z … jednym, ponad dwumetrowym kijkiem, osiągając przy tym olbrzymią prędkość.
Prowokacja Szweda powiodła się. W głosowaniu kapitanów reprezentacji pomysł zakazu używania techniki łyżwowej przepadł. A Gunde Svan, najlepiej opanowawszy łyżwę, został gwiazdą mistrzostw, zdobywając 2 złote medale (na 30 i 50 km) oraz brąz w sztafecie.
– Kiedy spojrzałem na podbieg, nie mogłem uwierzyć, że pod taką stromiznę można podbiec łyżwą. Biegłem krokiem klasycznym. Pod górę dawałem jeszcze radę, natomiast przy zjazdach wyprzedzali mnie prawie wszyscy. Miałem nasmarowane narty na trzymanie do stylu klasycznego, co mnie spowalniało, a oni tylko parafinę na poślizg – wspomina mistrz świata z 1978 r. Józef Łuszczek. Podobne problemy miał jeden z najwybitniejszych biegaczy w historii – reprezentujący ZSRR Władimir Smirnow. Zdobył wprawdzie najwyższe miejsce wśród narciarzy biegnących z nasmarowanymi nartami na trzymanie – tyle że w ogólnej stawce była to dopiero… szesnasta pozycja.
Na mistrzostwach – w przeciwieństwie do igrzysk w Sarajewie – wszyscy ówcześni czołowi biegacze i prawie wszyscy startujący w kombinacji już całą trasę pokonywali stylem łyżwowym, nie smarując nart na trzymanie.
Stanislav Henych, ówczesny asystent trenera reprezentacji Czechosłowacji wspomina: – Część trasy w Seefeld jest położona o 150 metrów wyżej niż start, są też fragmenty w słońcu, co sprawia, że smarowanie na trzymanie bywa bardzo trudne. Konieczna jednak była odwaga, by nie nasmarować nart i całą trasę przebiec łyżwą. Wtedy nie byliśmy jeszcze pewni, który krok jest szybszy. Do ostatniej chwili zastanawialiśmy się, czy biec z nasmarowanymi nartami, czy zaryzykować łyżwę. Temperatura była lekko na minusie, więc postanowiliśmy zaryzykować i nie smarować nart na trzymanie. Mój podopieczny w biegu na 50 km zajął 5 miejsce, co było wtedy wielkim sukcesem.
Mimo rezultatów, które jednoznacznie dowiodły, jak szybka może być nowa technika, wciąż miała ona przeciwników. Jak relacjonował „Przegląd Sportowy”, wicemistrz w kombinacji norweskiej Geir Andersen z Norwegii, który zdobył medal biegnąc na nartach posmarowanych do klasyka, miał nadzieję, że na kolejnych mistrzostwach będzie się biegać wyłącznie „dobrą, klasyczną techniką biegową”. Natomiast Edward Budny, trener Józefa Łuszczka, żałując, że nie nakłonił naszego biegacza do zmiany techniki, zaznaczał, że uważa ją za brzydką. Potwierdzają to nagrania z tamtych mistrzostw. Z dzisiejszego punktu widzenia ówczesna technika łyżwowa była siłowa i mało finezyjna. Nie było w niej jeszcze współczesnej dynamiki, brakowało obecnego dopracowania szczegółów. Zawodnicy stosowali krok półłyżwowy (Siitonena), którym dziś biegają wyłącznie początkujący narciarze, a i to tylko w pierwszych dniach nauki. Nie było wreszcie jeszcze specjalnych nart oraz kijków do łyżwy. Dziś zasadą jest m.in., że kijki łyżwowe powinny być o kilka centymetrów dłuższe niż do klasyka – a być może to one w największej mierze sprawiały, że postawa biegaczy wyglądała pokracznie.
ŁYŻWA WYGRAŁA, KLASYK PRZEŻYŁ
Po rewolucyjnych mistrzostwach w Seefeld FIS musiała zdecydować, jak będzie wyglądać przyszłość tych zawodów. Panowało przekonanie, że rozgrywanie zawodów w taki sposób, jak w Seefeld – a więc dopuszczenie w tych samych biegach obu kroków – będzie oznaczać ostateczną śmierć techniki klasycznej. Tymczasem ma ona przecież wiele zalet, które sprawiają, że wciąż się rozwija – jest bliższa naturalnemu ruchowi i bardziej uniwersalna w zróżnicowanym terenie. A wielu uważa, że również piękniejsza i zdrowsza. Działacze znaleźli salomonowe wyjście: postanowili, że od kolejnego sezonu Pucharu Świata nastąpi podział na konkurencje rozgrywane w technice klasycznej i w łyżwowej. Tak jest do dzisiaj.
MNIEJSZE REWOLUCJE W SEEFIELD
Mistrzostwa w Seefeld były nowatorskie pod dwoma jeszcze względami. Po pierwsze, zerwano z zasadą podwójnego mistrzostwa, zgodnie z którą mistrzowie olimpijscy w konkurencjach klasycznych zostawali automatycznie mistrzami świata. Od 1985 r. mistrzostwa świata odbywają się w latach parzystych, dzięki czemu nigdy nie wypadają w tym samym roku, co igrzyska olimpijskie. Po drugie, w kombinacji norweskiej pierwszy raz sięgnięto po tzw. metodę Gundersena – bardzo poprawiającą widowiskowość tej konkurencji. Otóż zawody rozpoczęto od skoków i dopiero potem rozegrano bieg na 15 km, wypuszczając zawodników na trasę zgodnie z rezultatami ze skoczni (uzyskane odległości są przeliczane na czas: 15 punktów uzyskanych na skoczni liczy się jak minuta biegu). I wreszcie, to od mistrzostw w Seefeld zawody tej dyscypliny rozgrywane są wyłącznie techniką łyżwową.
Marzenie Andersena się nie spełniło
- Seefeld leży około 30 km od stolicy Tyrolu – Innsbrucku. Ze względu na znakomite ukształtowanie terenu (płaskowyż) oraz stosunkowo dużą wysokość bezwzględną (ponad 1100 m n.p.m.) jest idealnym miejscem do uprawiania narciarstwa biegowego. To tam rozgrywane były konkurencje biegowe igrzysk olimpijskich w Innsbrucku w 1964 i 1976 roku. W 2019 r. ponownie będzie gościć mistrzostwa świata FIS w narciarstwie klasycznym.
Piotr Manowiecki jest współzałożycielem inicjatywy „Biegówki pod Tatrami” i działa w stowarzyszeniu Miasto Moje a w Nim, które próbuje uratować polską przestrzeń publiczną przed zalewem szpecących reklam. Lobbuje za szybką koleją do Zakopanego. Zanim przeniósł się na Podhale, był współtwórcą Towarzystwa Narciarskiego „Biegówki”, w ramach którego organizował rajdy historyczne po Puszczy Kampinoskiej oraz biegówkowe wyjazdy do Estonii, Czech, Niemiec, w Beskid Niski oraz na Białoruś.