Kamil Stoch – Jestem sobą, podążam swoją drogą…

Przez wiele lat uważany za cień bądź następcę Adama Małysza. Teraz, kiedy „Orła z Wisły” zabrakło na zimowych arenach, Polacy znów mogą się szczycić skoczkiem narciarskim nawiązującym do wspaniałych tradycji, zapoczątkowanych jeszcze przez Stanisława Marusarza, a kontynuowanych przez Antoniego Łaciaka, Stanisława Bobaka czy Piotra Fijasa. Kamil Stoch, bo o nim mowa, zapowiada, że przyszła pora, by o wielkich sukcesach nie tylko mówić i marzyć, lecz po nie sięgnąć.

SKI: Kamil, w poprzednich sezonach letnie starty zaczynaliście od mocnego uderzenia tak, jakby były one priorytetem. Twoja obecna dyspozycja jest nieco słabsza. Nastąpiła radykalna zmiana planu treningowego? Postanowiliście potraktować ulgowo lato, koncentrując się jedynie na zimie?
Kamil Stoch: Nie uważam, by była to zmiana dokonana przez nas. Taka sytuacja wynikła sama z siebie. Wymusiło ją trochę to, iż teraz musimy się skoncentrować głównie na technice. Wracając do poprzednich sezonów, też uważam, że letnie starty nie powinny być traktowane priorytetowo. Nie ważne, by wygrywać w Letniej Grand Prix, bo w Pucharze Świata bywało potem różnie. Przez całą zimę dochodziliśmy do dobrego skakania i na koniec sezonu udawało się osiągnąć wysoką formę. Wszystko to przekładało się latem właśnie na takie skoki. Pomagało również to, że generalnie sezon letni traktuje się ulgowo. W tym roku jest inaczej. Zmieniły się przepisy, zmienił się sprzęt. Zmiany są naprawdę duże. Teoretycznie powinno się skakać tak samo, ale w moim przypadku – zwłaszcza na samym początku – pogubiła się cała technika. Przez dwa miesiące bardzo się starałem, żeby doprowadzić moje występy do przyzwoitego poziomu, a w Wiśle, przed własną publicznością zaprezentować się z jak najlepszej strony.

SKI: Wynika z tego, że nie spodziewaliście się aż tak ogromnego wpływu zmian regulaminowych na przygotowania do nowego sezonu.
K.S.: Wiedzieliśmy, że ta zmiana będzie miała jakiś wpływ na przygotowania, lecz nikt nie przypuszczał, że aż tak duży. Tak jak powiedziałem, nie mogę się teraz odnaleźć, ponieważ pogubiła się technika. Nie rozumiem dlaczego i cały czas staram się tego dociec. Robię, co mogę, żeby poprawić swoje próby. W istocie tak jest, bowiem pomału powracam do dobrego skakania. Teoretycznie nowe stroje nie powinny w niczym przeszkadzać. Przykładem tego są Maciej Kot czy Dawid Kubacki, którzy radzą sobie równie dobrze . Może nawet lepiej.

SKI: Wracając do samych treningów, przygotowujecie się pod kątem całego sezonu zimowego czy bardziej kładziecie nacisk na konkretną imprezę, na przykład Mistrzostwa Świata w Predazzo?
K.S.: Mistrzostwa Świata będą zdecydowanie główną imprezą sezonu, na której postaramy się wypaść jak najlepiej. Takich konkursów mamy jednak kilka: na pewno Puchar Świata w Zakopanem, gdzie zawsze przychodzą tłumy, a dla kibiców też chcemy osiągnąć jak najwięcej; ważny będzie też Turniej Czterech Skoczni, a dla mnie samego cała klasyfikacja Pucharu Świata. Chcę zacząć stawać na podium, być coraz lepszym. Mam nadzieję, że już w tym sezonie uda mi się zrobić ten konkretny krok.

SKI: W minionych latach byłeś wymieniany najpierw – jeszcze jak skakał Adam – jako jego cień, później jako zawodnik, który może „namieszać” w czołówce. Teraz wymienia się Ciebie w jednym szeregu z największymi gwiazdami. Jak odnosisz się do tego, że już na starcie stawia się Ciebie w roli faworyta?
K.S.: Nie czuję się z góry faworytem. To jest sport, a w sporcie nie ma odgórnych faworytów. Wiadomo, jedni zawodnicy prezentują się lepiej, drudzy słabiej. Tym, którzy spisują się lepiej, towarzyszy większa presja wyniku. Ja natomiast zawsze staram się być coraz lepszym w tym, co robię. Taką też taktykę obiorę na następne lata. Dopóki nie znajdę się na absolutnym szczycie, nie odpuszczę, dalej będę ciężko harował.

SKI: Twoja kariera to składnia etapów – na początku stabilizacja w granicach 30. miejsca w Pucharze Świata, następnie czołowa „10”. Czy nadeszła pora kolejnego takiego kroku – wywalczenia podium lub nawet zdobycia Kryształowej Kuli?
K.S.: Mam nadzieję, że tak. Jestem już zdecydowanie gotowy na to, by odnosić wielkie sukcesy. Przez te wszystkie lata bardzo ciężko na to pracowałem, w dalszym ciągu pracuję i uważam, że to już czas, kiedy nie powinno się tylko mówić i marzyć, ale powinno się robić i osiągać. Czas pokaże, co się wydarzy. Nie mogę niczego obiecywać, ponieważ w sporcie – a zwłaszcza w skokach – trudno jest czasami coś przewidzieć. Zobaczymy. Są zawodnicy, którym wszystko przychodzi właściwie od ręki, inni muszą harować całe lata.

SKI: Powiedziałeś, że jesteś gotowy na wielkie sukcesy. Czy miałeś na myśli przygotowanie mentalne, to, że dojrzałeś do wygrywania czy może raczej gotowość czysto fizyczną? Wcześniej też pojawiały się sukcesy, ale nie byłeś w stanie utrzymać takiego poziomu przez dłuższy czas.
K.S.: Uważam, że dojrzałem w obu tych aspektach, poprawiłem bardzo wiele nie tylko w przygotowaniu fizycznym, ale przede wszystkim mentalnym. Trzeba mocno stąpać po ziemi, mieć głowę na karku i jej używać, nie tylko podczas samego skoku. Również poza skocznią.

 

SKI: Nie jest trochę tak, że odejście Adama wpłynęło pozytywnie na twoje skoki, że poczułeś się niejako wyzwolony?
K.S.: Wiele osób już mnie o to pytało, ale nie wiem. Na pewno teraz jest inaczej. Mogę niewątpliwie powiedzieć, że Adam przyczynił się do mojego rozwoju. Jego wyniki pokazały mi, całej naszej drużynie, że można wygrywać niezależnie od tego, skąd się pochodzi. Co by nie mówić, Adam przyciągnął uwagę wielu mediów, sponsorów, a pieniądze są przekazywane na nasz rozwój.

SKI: Starasz się unikać porównań z Adamem, choć nie zawsze jest to możliwe. On też rok przed Mistrzostwami Świata wygrywał w Predazzo, a potem zdobył dwa złote medale. W zeszłym sezonie również zwyciężyłeś w Val di Fiemme. Czy za kilka miesięcy podążysz drogą Adama i powtórzysz jego wyczyn?
K.S.: Aż takim optymistą nie jestem. Wiem, że nikt nie da mi dwóch złotych medali za darmo. Owszem, bardzo tego pragnę i będę ciężko pracował, żeby zdobyć medal w Predazzo. Generalnie, bardzo lubię tę skocznię. Zawsze mi odpowiadała, jeszcze dawno temu, kiedy tam trenowaliśmy. Dalej tak jest, więc mam tu pewną przewagę. W konkursie wystartuje jednak jeszcze kilkudziesięciu innych zawodników, którzy też będą się starali osiągnąć jak najlepszy wynik. Trzeba będzie mocno zapracować na sukces.

SKI: Próbujesz dorównać pewnym zawodnikom czy odcinasz się od tego i piszesz własną historię, historię Kamila Stocha?
K.S.: Tak, nie staram się nikomu dorównywać. Owszem, zdobywam wiedzę, patrząc na innych zawodników. Nieraz przyglądałem się Adamowi. Interesowało mnie zwłaszcza to, jak znosił presję wyników, mediów, całą tę karuzelę kręcącą się wokół niego. Pod tym względem to dla mnie absolutny fenomen. Potrafił odnaleźć się w tej sytuacji i dalej tak dobrze skakać. Od wielu zawodników można czerpać inspirację, naukę. Ja bynajmniej nie zamierzam dorównywać nikomu ani pod względem wyników, ani stawać się kimś innym na siłę. Po prostu jestem sobą, podążam swoją drogą rozwoju i tego będę się trzymał.

SKI: Potrafisz sobie wyobrazić zjawisko socjologiczne takie jak „Stochomania”, setki tysięcy fanów przyjeżdżające do Zakopanego specjalnie dla ciebie?
K.S.: Nie, uważam, że taki boom na skoki już przeszedł. Doświadczyliśmy „Małyszomanii” i to w zupełności wystarczy. Owszem, dalej mamy do czynienia z bardzo dużym zainteresowaniem. To mnie, oczywiście, cieszy. Kibice nie przychodzą tylko dla mnie, lecz dla wszystkich zawodników naszej drużyny oraz po to, żeby oglądać piękne skoki. Zależy mi tak naprawdę na tym, żeby zawody gromadziły wielu fanów na trybunach.

SKI: W początkowym stadium poprzedniego sezonu, kiedy stawałeś na podium, ale nie mogłeś wygrać, pojawiała się irytacja. Czy to świadomość, że stać cię na odnoszenie zwycięstw, wywołuje takie uczucie?
K.S.: Owszem. Jestem bardzo ambitny, zawsze staram się wszystko robić na przysłowiowe sto procent, być jak najbardziej to możliwe profesjonalistą w swoim fachu. Za każdym razem chcę być najlepszy, lecz nie zawsze się to udaje. Przychodzą lepsze i gorsze dni, lepsze i gorsze okresy. Kiedy bardzo się pragnie i stara, a nic nie wychodzi, wiadomo, że pojawia się frustracja, a wręcz irytacja spowodowana tym, iż ta cała praca nie przynosi pożądanych efektów.

SKI: Patrząc na ostatnie sezony, można zauważyć, iż Hannu Lepistoe był typem mentora i najlepiej wpływał na Adama Małysza. Myślisz, że postać Łukasza Kruczka, osoby wam bliższej, stworzyła z polskiej kadry niejako rodzinę i przełożyło się to na osiągane rezultaty?
K.S.: To pokazuje, że poziom skoków w Polsce wreszcie się podniósł i wyrównał. Wiem, że niektórzy kibice mogą to różnie odebrać, ale bardzo się cieszę, że w kraju mamy w tej chwili lepszych zawodników ode mnie. Dzięki temu wiem, iż nie zawsze będę tym jedynym i muszę ciężko pracować, mieć się na baczności, bo może się pojawić ktoś mocniejszy. To dla mnie dodatkowa motywacja i motor napędowy do jeszcze cięższej pracy.

 

SKI: Nie uważasz, że macie inną mentalność, startujecie bez kompleksów wobec rywali?
K.S.: Ależ pewnie! Jesteśmy głodni sukcesu. Tak jak mówiłem, takim prekursorem był Adam, który zaczął wygrywać, pokazał nam, że można. A teraz my – mimo że nie musimy kontynuować jego dzieła – znamy swoją wartość i wiemy, na co nas stać. Jesteśmy takimi samymi ludźmi. Wszystko zależy od nas, naszej pracy i od tego, jak poprowadzimy swoje kariery.

SKI: Gdybyś miał przed sezonem zimowym pójść do bukmachera i postawić, które miejsce w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata zajmie Kamil Stoch, jaki były twój typ?
K.S.: Nie postawiłbym na żadną pozycję.

SKI: Dlaczego?
K.S.: W sporcie niczego nie da się przewidzieć. Dlatego tym bardziej ja, jako sportowiec, nigdy nie staram się przewidywać czy obstawiać rezultatów.

SKI: Wyobraźmy sobie, że przed sezonem pewna złota rybka pozwala ci wybrać konkurs, w którym na pewno zwyciężysz. Jakie zawody byś wybrał?
K.S.: Zdecydowanie Zakopane, potem Predazzo. Cztery wygrane w Turnieju też nie byłyby złe.

SKI: Czyli magia Zakopanego wygrywa?
K.S.: Oczywiście. Zakopane traktuję wyjątkowo. Zawsze będę starał się skakać tam jak najlepiej, bo to jest skocznia, na której się wychowałem, na którą przychodzi kilkadziesiąt tysięcy widzów.

SKI: Czego powinniśmy ci życzyć na nadchodzący sezon?
K.S.: Trochę szczęścia. Wystarczy.

SKI: W takim razie życzę nie trochę szczęścia, a bardzo dużo i żebyś nie musiał wybierać pomiędzy Zakopanem, Predazzo czy Turniejem Czterech Skoczni.
K.S.: Bardzo dziękuję.