Lecimy wysoko nad lasem. Przez okno widzÄ drzewa gnÄ ce siÄ pod ciÄżarem Åniegu. Rzucam okiem na wskazówki zegarów, nerwowo dopinam buty. Pierwszy raz jestem w helikopterze, pierwszy raz w Kolumbii Brytyjskiej. Franz, nasz przewodnik, rozmawia przez interkom z siedzÄ cym obok pilotem. SzukajÄ terenu, w którym bÄdziemy mogli bezpiecznie zjeżdżaÄ.
Mamy dopiero poczÄ tek stycznia, ale opady byÅy już tak wielkie, że ryzyko lawiny na otwartym zboczu jest niemaÅe. W lesie gÄsto rozmieszczone drzewa bÄdÄ nas chroniÄ. KrÄ Å¼ymy dookoÅa już kwadrans, w koÅcu mÄżczyźni wybierajÄ konkretnÄ zonÄ i pilot pokazuje palcem, gdzie może wylÄ dowaÄ. Helikopter lekko oparÅ siÄ nosem o stok, a pÅozy zetknÄÅy ze Åniegiem. Dostajemy sygnaÅ, że można ÅmiaÅo wyjÅÄ na zewnÄ trz. SiedzÄ c jako pierwszy z brzegu, tuż za plecami pilota, szybko wypinam siÄ z pasów i otwieram drzwi maszyny. PostawiÅem nogÄ na pÅozie, spojrzaÅem przed siebie i zrobiÅem krok wprzód. Ku mojemu zaskoczeniu zanurzony jestem do wysokoÅci bioder w Åniegu. Å»eby daÄ miejsce pozostaÅym pasażerom, muszÄ zrobiÄ jeszcze parÄ kroków. Już z samego podekscytowania oddech miaÅem szybki, lecz teraz serce wali mi mocno, bo Ånieg jest tak gÅÄboki, że każdy ruch nóg muszÄ wspieraÄ mielÄ ce puch rÄce. W koÅcu wszyscy znaleźliÅmy siÄ poza gÅoÅnÄ maszynÄ i Franz otwiera stalowy kosz, żeby wyjÄ Ä z niego nasze narty i plecaki. Potem daje znaÄ pilotowi, że może już odlatywaÄ, a my ciÄżarem ciaÅa przyciskamy do Åniegu caÅy sprzÄt, by od silnego powiewu spowodowanego ruchem ÅmigieÅ nic nie odleciaÅo. Gdy helikopter zwiÄksza obroty, nasze kurtki gÅoÅno trzepoczÄ , a w wirujÄ cym powietrzu jest tyle Åniegu, że przeciska siÄ on w moje gogle i wlatuje za koÅnierz. Maszyna powoli odrywa siÄ od ziemi, wzbija w górÄ nad naszymi gÅowami, po czym obiera kierunek lotu i oddala siÄ od punktu, w którym nas zostawiÅa. Rozdzielamy miÄdzy sobÄ ekwipunek, zakÅadamy plecaki i z nartami w rÄkach przecinamy Ånieg, aby dojÅÄ do oddalonego o kilkanaÅcie metrów miejsca, skÄ d ruszymy w dóÅ. Franz pokazuje nam, którÄdy bÄdzie nas prowadziÅ, ustala kolejnoÅÄ, w jakiej bÄdziemy zjeżdżaÄ, i przypomina, żeby odbezpieczyÄ Air Bag System, czyli rozkÅadajÄ ce siÄ z naszych plecaków skrzydÅa, które w razie lawiny utrzymajÄ nas na powierzchni Åniegu i uchroniÄ od uderzeÅ. Narty przypiÄte, suwaki poodmykane. StrzepujÄ Ånieg z szybki gogli, jestem gotowy.
PÅywamy w Åniegu
PiÄcioosobowa grupa, caÅkowicie samotna na tej Ånieżnej pustyni, robi pierwsze Ålady w leciutkim, gÅÄbokim na ponad metr puchu. Teren jest stosunkowo stromy i z dużÄ
prÄdkoÅciÄ
manewrujemy miÄdzy drzewami. Zahaczam o gaÅÄ
ź i zbudzony Ånieg spada mi na gÅowÄ. SkrÄcam i spod nart wznosi siÄ w górÄ biaÅa kurtyna. Jestem tak zaaferowany tym, co siÄ wokóŠmnie dzieje, że w otwarte szeroko usta co chwila wpada mi Ånieg. Przecinamy las w dóÅ, wokoÅo panuje niespotykana cisza. Co jakiÅ czas ktoÅ wybucha radosnym okrzykiem. Momentami sÅychaÄ charakterystyczny dźwiÄk krÄ
żÄ
cego gdzieÅ nad naszymi gÅowami helikoptera. KÄ
tem oka dostrzegam otwarty wÄ
ski wÄ
wóz i wjeżdżam w niego z caÅÄ
prÄdkoÅciÄ
. RobiÄ energiczny skrÄt na jednej ze Åcian, po czym kolejny skrÄt na przeciwlegÅej Åcianie. PatrzÄ
c za siebie, widzÄ tylko biaÅy kożuch, który siÄ za mnÄ
ciÄ
gnie. O cholera! Gdzie reszta grupy? Intuicyjnie obieram powrotny kierunek, ten, w którym wydaje mi siÄ, że wszyscy podÄ
żajÄ
. Franz mówiÅ, żeby nie oddalaÄ siÄ samemu. Nagle prawie wpadam na jednego ze wspóÅtowarzyszy. Gdy niespodziewanie wyskoczyÅ zza drzewa, nasze drogi przeciÄÅy siÄ. Uff, nie zgubiÅem siÄ! Zjeżdżamy tak gÄsiego robiÄ
c slalom miÄdzy drzewami, aż w koÅcu ukazuje nam siÄ jaskrawożóÅta maszyna, wczeÅniej niewidoczna za zaÅnieżonymi gaÅÄziami. Silniki sÄ
wyÅÄ
czone, a siedzÄ
cy na pÅozie pilot znaczÄ
co stuka wskazujÄ
cym palcem o tarczÄ zegarka. âCo tak dÅugo?â â krzyczy do Franza. âChodźcie już, to dopiero poczÄ
tek dnia, wracamy na górÄ!â.
Ånieżny biegun Ziemi
DużÄ
czÄÅÄ Å¼ycia spÄdziÅem w górach. By nie zmieniaÅa siÄ pora roku, ja zmieniaÅem póÅkule. JeździÅem w wielu miejscach. PoznaÅem najróżniejsze oÅrodki narciarskie, eksplorowaÅem rozlegÅe tereny na skuterach Ånieżnych i godzinami chodziÅem w Åniegu. Å»yÅem w poczuciu, że dużo już zjeździÅem i raczej maÅo co może mnie jeszcze zaskoczyÄ, że wachlarz moich doÅwiadczeÅ jest ponadprzeciÄtnie szeroki, że jestem goÅÄ! Jednak tamtego dnia w Kolumbii Brytyjskiej, gdy pierwszy raz wsiadÅem w helikopter, okazaÅo siÄ, że wszystkie dotychczasowe doÅwiadczenia sÄ
marginalne w porównaniu z tym.
W styczniu tego roku Last Frontier Heliskiing zaprosiÅo Ski Magazyn na piÄciodniowy program heliskiingu w oÅrodku Bell 2 Lodge, które znajduje siÄ na póÅnocnym kraÅcu Kolumbii Brytyjskiej, nieopodal Alaski. Mój apetyt na tÄ podróż byÅ dodatkowo duży, gdyż wszystkie poÅÄ
czenia lotnicze miaÅy przesiadkÄ w olimpijskim Vancouver. Perspektywa odwiedzenia poÅożonego niedaleko od Vancouver oÅrodka Whistler byÅa co najmniej ekscytujÄ
ca. SpÄdziÅem wiÄc nasycony emocjami dzieÅ w kanadyjskiej stolicy narciarstwa, a nastÄpnego dnia wsiadÅem w samolot z Vancouver do oddalonego o ponad 1000 kilometrów na póÅnoc maÅego miasteczka Smithers. W maÅym ÅmigÅowcu okazaÅo siÄ, że lecÄ
ze mnÄ
pozostali goÅcie Bell 2Lodge. Razem jest nas dziesiÄcioro, i szacujÄ, że jestem jedynÄ
osobÄ
przed czterdziestkÄ
. Niemniej z rozmów wynika, że moi kompani to dobrzy narciarze, także byli zawodnicy, instruktorzy, prawdziwi pasjonaci. Przyjechali z PoÅudniowego Tyrolu, Monachium i Zurychu.
Smithers to najbardziej oddalone na póÅnoc Kanady lotnisko, na które przylatujÄ
komercyjne samoloty. WÅaÅnie tu dochodzi to pierwszego spotkania z ekipÄ
z Last Frontier. Trzema pick-upami przyjeżdżajÄ
po nas kucharz i dwóch przewodników. ZostaliÅmy serdecznie przywitani, po czym pakujemy auta i ruszamy dalej na póÅnoc. CaÅkowicie zaÅnieżonÄ
autostradÄ
numer 37, wijÄ
cÄ
siÄ równolegle do granicy Alaski, nasz konwój pnie siÄ 400 kilometrów aż do schroniska Bell 2 Lodge. W silnym sÅoÅcu lód bÅyszczy na zakrÄtach, a my rozpÄdzeni szturmujemy dalej na kolczastych oponach. Po drodze napotykamy osady indiaÅskie, w których zatrzymujemy siÄ, by zobaczyÄ z bliska prawdziwe totemy. SÄ
wysokie i bardzo bogato zdobione, caÅkiem baÅniowe. Jedziemy dalej, a nie minÄliÅmy jeszcze żadnego samochodu, żadnej stacji benzynowej. Jestem na koÅcu Åwiata! Za oknem widzÄ lisa, a prowadzÄ
cy ciÄżarówkÄ kucharz mówi, że jeÅli bÄdziemy mieli szczÄÅcie, drogÄ przetnie nam ÅoÅ albo nawet niedźwiedź. Po wielu godzinach wreszcie docieramy na miejsce. Zaraz przy drodze, przykryty dosÅownie dwoma metrami Åniegu stoi gÅówny budynek Bell 2 Lodge. W istocie schronisko byÅo przez lata niczym innym jak stacjÄ
benzynowÄ
z noclegiem dla podróżników zmierzajÄ
cych na AlaskÄ czy Yukon. Przed budynkiem stojÄ
dwa dystrybutory, jeden z ropÄ
, drugi z benzynÄ
, a obok nich zaÅnieżony znak ostrzegajÄ
cy kierowców, że nastÄpne tankowanie jest możliwe dopiero za 250 kilometrów.
Last Frontier HeliskiingÂ
Szwajcarzy George Rosset i Franz Fux oraz Anglik Mike Watling wykupili Bell 2 Lodge z myÅlÄ
o komercyjnym heliskiingu w poÅowie lat dziewiÄÄdziesiÄ
tych. Narciarska pasja i zauroczenie dzikim terenem zakotwiczyÅy ich na staÅe w Kolumbii Brytyjskiej i daÅy poczÄ
tek firmie Last Frontier Heliskiing. Franz, z którym przez nastÄpne dni lataÅem helikopterem, jest z trzeciego pokolenia przewodników górskich w swojej pochodzÄ
cej z Zermatt rodzinie. To on wÅaÅnie odpowiada za bezpieczeÅstwo i caÅÄ
logistykÄ tego, co dzieje siÄ, gdy goÅcie Bell 2 Lodge sÄ
w górach. ChcÄ
c pomóc mi zrozumieÄ zaplecze tutejszej operacji, zaprosiÅ mnie, żebym przyszedÅ o Åwicie na codzienne spotkanie przewodników i pilotów. Otóż, żeby helikoptery wyleciaÅy z bazy, wszyscy muszÄ
poznaÄ szczegóÅowe informacje dotyczÄ
ce obecnie panujÄ
cych warunków. CaÅa drużyna wspólnie analizuje zdjÄcia meteorologiczne, a na mapach zakreÅla siÄ dostÄpny dla narciarzy, ale i dla maszyn teren. DowiadujÄ siÄ, że brak widocznoÅci, mgÅa, która może siÄ pojawiÄ znikÄ
d, sÄ
najwiÄkszym wrogiem pilotów. Kiedy my beztrosko szusujemy na nartach, przewodnicy, piloci i siedzÄ
cy w Bell 2 Lodge przy komputerze kontroler sÄ
w nieprzerwanym kontakcie i wymieniajÄ
informacje w trosce o nasze bezpieczeÅstwo. Franz przy każdym zjeździe robi notatki i przesyÅa do bazy swoje spostrzeżenia. I choÄ heliskiing to zabawa nawet dla caÅkiem niedoÅwiadczonych narciarzy, trzeba zachowaÄ czujnoÅÄ. W tym oddalonym od cywilizacji miejscu w razie nieszczÄÅcia możemy polegaÄ tylko na sobie. Nim przyleci do nas pomoc może już byÄ za późno.
Last Frontier sprzedaje bardzo ekskluzywnÄ formuÅÄ wakacyjnÄ . Proporcja goÅci do obsÅugi jest bardzo wyrównana. Na terenie jest kilka maÅych domków, wszyscy tu Åpimy bardzo wygodnie. MÅodzi pracownicy skrupulatnie dbajÄ o to, by Åcieżki byÅy odÅnieżone i kominki dobrze rozpalone, kiedy wracamy zmarzniÄci z nart. Do naszej dyspozycji jest SPA z suchÄ saunÄ , odkrytym jacuzzi i masażystÄ . Zaopatrzenie przyjeżdża w najlepszym wypadku raz na tydzieÅ, ale dania, które wychodzÄ z kuchni, nie dajÄ w żaden sposób tego po sobie poznaÄ. Jedzenie jest doskonaÅe. Na Åniadanie bogaty bufet ze Åwieżymi owocami i miejscowymi wypiekami. W poÅowie dnia helikopter wraca po ciepÅy lunch, który jemy na usypanych ze Åniegu przez pilotów stoÅach. Kolacje sÄ jak w piÄciogwiazdkowym hotelu. To nie przypadek, że byÅem najmÅodszym uczestnikiem wyprawy. MÅodych ludzi rzadko staÄ na takie wakacje. PiÄciodniowy pakiet w Bell 2 Lodge to koszt paru tysiÄcy dolarów w zależnoÅci od sezonu i od tego, jak dużo heliskiingu chcemy uprawiaÄ. By zabezpieczyÄ klientów na ewentualnoÅÄ zÅych warunków, uniemożliwiajÄ cych jazdÄ, Last Frontier opiera formuÅÄ swych pakietów na zagwarantowaniu swoim goÅciom liczby metrów wysokoÅci, czyli de facto liczby zjazdów, które podczas swojego pobytu zrobiÄ . Każdy zjazd jest mierzony w metrach na podstawie różnicy wysokoÅci miÄdzy startem a metÄ , po czym kolejne zjazdy sÄ sumowane i jeÅli na koniec pobytu ich liczba bÄdzie mniejsza niż ta zagwarantowana w pakiecie, LF zwróci czÄÅÄ pieniÄdzy swoim goÅciom. JeÅli natomiast goÅcie przekroczÄ liczbÄ metrów okreÅlonÄ w pakiecie, za każde dodatkowe 1000 stóp (ok. 300 metrów) bÄdÄ musieli dopÅaciÄ 41 dolarów.
Moje doÅwiadczenia zwiÄ zane z wyjazdem do Last Frontier Heliskiing sÄ niepowtarzalne. Jak czÄsto mamy okazjÄ podróżowaÄ na koniec Åwiata, czuÄ siÄ tak gÅÄboko zanurzonym w dzikiej przyrodzie? Tu sÅowa âciszaâ i âintymnoÅÄâ nabierajÄ caÅkiem nowego znaczenia. Trudno o bardziej romantyczne miejsce. Ale przede wszystkim czeka tu na nas wymarzony teren narciarski, hektary lasów i otwartych zboczy górskich. JeździÅem tu przez piÄÄ dÅugich dni, ale udaÅo mi siÄ zaledwie liznÄ Ä bogactwa, jakie majÄ do zaoferowania tutejsze góry. Nie wiem jeszcze, jak i kiedy, ale na pewno tu wrócÄ. Nie mam wyboru, poprzeczka zostaÅa podniesiona tak wysoko. Nie mam po co szukaÄ dalej, to jest moje miejsce!