Montafon – Topowe narty ze synn klinik w tle

Zachęcony opinią mojego dobrego przyjaciela, skądinąd świetnego narciarza, od dawna planowałem odwiedzenie rejonu Montafon, położonego w samym sercu Vorarlbergu, czyli krainie za górą Arl. Do poprzedniej zimy jakoś ciągle nie było okazji, ale w końcu postanowiłem przeznaczyć specjalnie kilka dni na Montafon i bez zbędnej kurtuazji mogę stwierdzić, że były to moje najlepsze narciarskie dni poprzedniej zimy. A wszystko zaczęło się bardzo pechowo…

Preludium czyli sanki
Tuż po przyjeździe do Montafon – a podróż nie była długa, bowiem wyruszyliśmy z targów ISPO w Monachium, wybraliśmy się do St. Gallenkirch na nie lada atrakcję, jaką stanowi nocna jazda na sankach. Odkąd wiele sezonów temu poznałem uroki saneczkowych zjazdów w Alpach na specjalnie przygotowanej do tego trasie, nigdy takiej okazji nie odpuszczam. Jest to zabawa w najczystszej postaci i każdemu ją gorąco polecam. Oświetlony tor saneczkowy w Montafon znajduje się przy krzesełku Garfrescha. Liczy 5,5 kilometra długości. Czynny jest w każdy wtorek, czwartek i sobotę od 18 do 21.30. Niestety ta atrakcja – podobnie jak większość takich torów w Alpach – jest dodatkowo płatna. W przypadku St. Gallenkirch karnet na cały wieczór kosztuje 15 Euro. Nie zraża to miłośników dobrej zabawy i adrenaliny, a frekwencja (zwłaszcza w soboty) jest spora. Uwaga – trzeba być czujnym, bo przy tej niewinnej „zabawie” można zrobić sobie krzywdę, tym bardziej jak wyścigi idą na ostro. Sanki z wypożyczalni to ciężkie i wysokie alpejskie potwory, które suną po śniegu z zadziwiającą lekkością, ale zatrzymać je nie jest łatwo.
Jedyny minus stoku St. Gallenkirch to fakt, że wyciąg to stare dwuosobowe krzesełko i jazda z ciężkimi sankami nie jest zbyt wygodna, tym bardziej w niskiej temperaturze. A nomen omen „minus” tego dnia był spory: coś koło 15 stopni poniżej zera. Totalnie przemoczeni i zadowoleni… jak dzieci wróciliśmy do hotelu w Schruns. Plan na kolejne trzy dni były niezwykle intensywny, więc nie mogliśmy bawić się do późna.

Pech czyli wypadek
Następnego dnia – korzystając z idealnej pogody, którą zapowiadano przynajmniej do południa – zaplanowaliśmy zwiedzenie największego terenu w Montafon, czyli Silvretta. Rejon składa się dwóch odseparowanych sektorów: Silvretta Montafon Nova i Silvretta Montafon Hochjoch, które położone są po dwóch stronach doliny. Większy z nich to Silvretta Nova, a dolna stacja gondolki Valisera znajduje się przed St. Gallenkirch w przysiółku Casa Nova. Tam też oczywiście są parkingi i przystanki busów.
Wielokrotnie pisałem, że pierwszy zjazd należy do tych najbardziej niebezpiecznych i niestety to spotkało mojego towarzysza. Pozornie niegroźna wywrotka na stromej i oblodzonej części stoku, stała się punktem zwrotnym naszego wspólnego wyjazdu. Jarek tak nieszczęśliwie upadł, że po chwili śmiechu informuje mnie, iż nie jest w stanie utrzymać nart w prawej ręce. Oczywiście nie biorę tego poważnie, ale poważna mina rozwiewa moje nadzieje, że to żart. To już koniec jego wypadu na narty. Nie ma rady – tą samą gondolką Valisera zjeżdżamy na parking i po krótkiej naradzie decydujemy się na jazdę do szpitala do Bludenz. Przypominam sobie, że po drodze w samym Schruns znajduje się słynna Klinika Sanatorium Dr. Schenka, gdzie leczą się z kontuzji znani alpejczycy. Klinika znajduje się tuż przy głównej drodze, więc nic nie stoi na przeszkodzie ją odwiedzić i sprawdzić, czy działa tam nasze ubezpieczenie. Klinika sprawia ekskluzywne wrażenie. Krótka analiza polisy, telefon do polskiego ubezpieczyciela i wiemy, że Jarek jest we właściwym miejscu. Doktor Schenk wykonuje badanie i diagnozuje zerwanie przyczepu mięśnia, który jakimś cudem trzyma się na ostatnim włóknie. Jarek zostaje w klinice na dalsze badania. Jego pokój jest lepszy niż w hotelu – na ścianie plazma, dania wybierane z menu…
Ja wracam do planu dnia. Przez telefon dowiaduję się, że Jarek decyduje się na operację, która ma się odbyć za 2 godziny! Potem przewidywany pobyt w klinice jeszcze 2 dni, czyli do końca naszego wyjazdu. Zostają sam, ale w sumie zadowolony, że zostawiłem kolegę w dobrych rękach: klasyczne szczęście w nieszczęściu. Naprawdę warto się porządnie ubezpieczyć!

Silvretta Nova
Wracam na parking pod Valiserą. Już prawie południe, więc nie mam czasu do stracenia. Tym bardziej, że zaplanowałem kilka zjazdów poza trasami. Warunki śniegowe wymarzone. Ostatnie trzy dni padał śnieg, a teraz świeci słońce.
Dwuodcinkowa, długa na ponad 4 kilometry Valisera ma swoją górną stację pod szczytem Bella Nova (2100 m). w kierunku południowo-zachodnim wznosi się stąd łagodna narciarska grań z kulminacją na Schwarzkopfle (2300 m). Trasy i wyciągi znajdują się po obu stronach grani. Ponad granią – jeszcze dalej na południe, królują skaliste szczyty Haimspitze (2685 m) i Valiseraspitze (2716 m), które stanowią łańcuch graniczny pomiędzy Austrią i Szwajcarią.
Gestorzy Silvretta Nova nie oszczędzali na wyciągach. Wizytówką rejonu jest niewątpliwie kocioł Alpe Nova (1720 m), do którego schodzą znakomite szerokie trasy, obsługiwane przez dwa szybkie sześcioosobowe krzesełka – Madrisella (1530 m długości) i Rinderhutte (1044 m długości) i jedno trzyosobowe – Schwarzkopfle (1456 m długości).
Zachodnią stronę grani obsługują także dwa szybkie krzesła: czteroosobowe Heimspitz (853 m długości) i nowiutka ośmioosobowa kanapa Sonnen (625 m długości) z podgrzewanymi siedzeniami. Bliżej gondolki Valisera w kotle znajdują się jeszcze dwa orczyki Jochle i trzyosobowe krzesełko Alpli. Na samym dole kotła znajduje się dwuosobowe krzesełko Garfrescha II. Wszystkie wymienione wyciągi obsługują łącznie 20 świetnych tras – niebieskich i czerwonych i 1 czarną. Drugą – nieco mniejszą, ale nie mniej ciekawą górą Silvretta Nova jest położony po wschodniej stronie kotła kopulasty wierzchołek Nova Stoba (2010 m). Wjeżdża się na niego sześcioosobową kanapą Nova (długość około 1 km) lub prawie trzykilometrową gondolką Versettla I i II z miejscowości Gaschurn. Ponad Nova Stoba znajduje się jeszcze orczyk Burg, który wjeżdża pod szczyt o tej samej nazwie (2247 m). Górną część wschodniego stoku obsługuje czteroosobowa kanapa Spatla.
Nova Stoba polecana jest bardziej zaawansowanym narciarzom (choć jest tu także 5 niebieskich tras). Jednak główną atrakcję stanowią 3 czarne trasy – w tym najciekawsza numer 8, znajdująca się pod samą kanapą Nova – i 3 znakomite zjazdy poza trasowe, o których opowiem w osobnym akapicie.
Trzecią kulminację ośrodka stanowi wspominane już przy okazji rozdziału o sankach wzgórze Garfrescha. Jest to sam w sobie świetny mini ośrodek, którego główny – wschodni stok, obsługiwany przez czteroosobową kanapę Grandau (około 600 m długości) – to szerokie pole śnieżne o przyjaznym nastromieniu. Stronę zachodnią obsługuje sześcioosobowa kanapa Vermiel o podobnej długości co Grandau.
Nie mam za wiele czasu na dłuższe postoje, bowiem moim celem na ten sam dzień jest jeszcze przeskok na położony po drugiej stronie doliny teren Silvretta Hochjoch. W tym celu wracam na parking Casa Nova, co z Garfreschy umożliwia mi prawie 10-kilometrowy zjazd niebieską stokówką numer 11.

Silvretta Hochjoch
Z Casa Nova przedostaję się na przedmieścia Schruns na parking pod nowiutką gondolką Zamang. W niedalekiej przyszłości gestorzy Silvretty zamierzają wybudować gondolkę na Hochjoch startującą bezpośrednio z Casa Nova, co doprowadzi do faktycznego połączenia obu ośrodków. Ja się cieszę, że znalazłem się w wagoniku Zamang i wreszcie mogę dłużej posiedzieć. Przede mną jeszcze sporo kilometrów na nartach, a zjazdy poza trasami zaczynam powoli odczuwać. Zamang liczy około 3 kilometry długości i wyjeżdża na halę Kappel (1850 m). Powyżej znajduje się dwuosobowe krzesełko Sennigrat, które wyjeżdża na wierzchołek o tej samej nazwie (2300 m). Od tego miejsca zaczyna się niezwykle ciekawa, wysokogórska sceneria niebieskich tras położonych w cieniu ostrych grani 5 szczytów: wspomniany Sennigrat, Kreuzjoch (2395 m), Zamangspitze (2520 m), Fredakopf (2252 m) i najbardziej efektowny tytułowy Hochjoch (2520 m). To chyba najładniejsza sceneria w całym narciarskim Montafonie. Zwłaszcza północno-zachodnia ściana Hochjoch robi niesamowite wrażenie. Poprzecinana żebrami i żlebami z imponującym filarem, przywodzi w myśli słynne alpejskie ściany. Oglądana z bardzo bliska w świetle popołudniowego słońca wydaje się być większa niż w rzeczywistości. Systemem dwuosobowych krzesełek Kreuzjoch i Freda docieram do kotła, który całkowicie wypełnia mgła. Po prostu mleko – widoczność zero. Jazda w takich warunkach to żadna frajda, na szczęście trasy są łagodne, więc krzesełkiem Grassjoch wracam na słoneczną stronę góry. Stojąc na grani Krauzjoch mam czas pod kontrolą. Na upartego do Schruns pozostał mi tylko jeden zjazd – liczący nieco ponad 12 kilometrów długości i pokonujący 1700 metrów przewyższenia!
Po drodze na niebieskiej trasie 1a czeka jeszcze nie lada gratka – najdłuższy na świcie narciarskie tunel pod boczną granią Sennigrat. Liczy dokładnie 476 metrów długości!
Tunelem dojeżdżam na szeroką halę z dwiema czerwonymi trasami, przy ośmioosobowym ogrzewanym krześle Seebliga. Alternatywą czerwonych tras są oczywiście niebieskie warianty. Miejsce to jest bardzo popularne i do późna frekwencja jest tu duża.
Ja mam na tę chwilę dość – czeka mnie faktycznie ostatni zjazd pod dolną stację klasycznej kolejki linowej Hochjoch, położonej blisko centrum Schruns. Na samym Hochjoch zaliczyłem jeszcze 10 z 15 możliwych zjazdów, w tym czarną trasą numer 3, biegnącą granią Sennigrat. Na tę chwilę mi wystarczy. Przez chwilę próbuję się doliczyć wszystkich zjazdów z tego dnia, ale zostawiam to na samotnie jedzoną kolację. Jarek posila się w klinice…

Gargallen
Żeby dostać pod dolną stację gondolki w Gargallen, przed St. Gallenkirch trzeba odbić w prawo w głęboką i wąską dolinę i podążyć drogą w głąb masywu górskiego pasma Ratikon. Gargallen położony na wysokości 1423 m, czyli o ponad 700 metrów wyżej niż Schruns, jest najładniejszą miejscowością Montafon. To typowa narciarska wioska wypoczynkowa, zatopiona w krajobraz wysokich gór. Ośnieżone drzewa i wielkie bandy śniegu przy drodze są tu normalnym elementem krajobrazu. Jest tu cicho i spokojnie, nie brakuje świetnych i drogich hoteli.
Teren narciarski należy do najmniejszych w Montafon, ale nie oznacza to, że nie jest ciekawy. Wręcz przeciwnie – to właśnie teren narciarski na zboczach Gargellner Kopfe (2559 m) jest znakomitą esencją Montafon. Dla mnie odkryciem były zwłaszcza kapitalne tereny do jazdy poza trasami, ale jako się rzekło to już w osobnym akapicie.
Gondolka Schafbergbahn licząca 2200 metrów długości wywozi narciarzy na słoneczne i przepiękne widokowo plateau, na którym znajdują się znakomite tereny głównie dla początkujących narciarzy. 7 szerokich niebieskich tras, 2 czerwone i 2 czarne to oferta, która nie znudzi się nikomu, tym bardziej, że dla tych, którzy szukają atrakcji poza trasami wyznaczono aż 7 oznakowanych i nieratrakowanych zjazdów.
Oprócz gondolki teren obsługuje sześcioosobowa kanapa Kristallbahn, czteroosobowa kanapa Gargellner Köpfe, dwuosobowe krzesełko Gargellner Alpe-Schafberg i 2 orczyki: Luggi i Valzifenz. Bez wątpienia jednym z najciekawszych zjazdów jest czerwona trasa nr 1 o nazwie Schnapfenwald, licząca 6,5 kilometra długości.
Ja chciałem koniecznie zaliczyć nieratrakowany zjazd 2,5 kilometrowy Madrisa Steilhang, biegnący pod skalistą granią szczytu Madrisa (2770 m), ale okazało się, że wiejący wiatr wywiał śnieg i zjazd był zamknięty. Po drugiej stronie Madrisa znajduje się szwajcarski teren narciarski o tej samej nazwie, należący do słynnej stacji Davos-Klosters, którą mieliście okazje poznać na łamach SKI magazynu w poprzednich sezonach.

Golm
Dla narciarzy, którzy odwiedzają Montafon w weekend logicznym pierwszym wyborem jest teren narciarski Golm, znajdujący się ponad miejscowością Tschagguns. Całkiem niedawno oddano do użytku najniższy z trzech, zaczynający się na dnie doliny w miejscowości Vandans, odcinek gondolki Golmerbahn. Teraz tereny wokół dolnej stacji Golmerbahn I stały się prawdziwym centrum z parkingami, sklepami i wypożyczalniami. Do niedawna taką funkcję pełniła stacja pośrednia, położona w przysiółku Holzschopf, gdzie swój początek ma teraz gondolka Golmerbahn II. Startuje stąd całoroczna atrakcja Montafon, czyli sztuczny tor saneczkowy Alpine-Coaster-Golm. Ja nie przepadam za jazdą po szynach, ale na szczęście obok Coastera znajduje się także naturalny – śnieżny tor saneczkowy.
Trzy odcinki Golmerbahn wywożą w samo serce terenu narciarskiego, położonego na stokach Golmerjoch (2124 m). Na sam Golmerjoch wjeżdża się sześcioosobową kanapą Rätikonbahn. Pod kanapą znajduje się jedna z dwóch słynnych tras Golm, czyli Weltcupabfahrt „Olympiasiegerin Anita Wachter”, dedykowany słynnej austriackiej narciarce, a liczący 3,2 km długości. Równie ciekawa, choć o połowę krótsza jest sąsiednia trasa Race Area. Środek terenu, gdzie znajdują się 2 niebieskie i 2 czerwone trasy obsługiwany jest przez czteroosobową kanapę Matschwitz i dwuosobowe krzesełko Hüttenkopfbahn.
Przeskakujemy teraz znów na kanapę Rätikonbahn, bo poznać drugą wyratrakowaną atrakcję Golm. Jest nią trasa Diabolo, znajdująca się pod czteroosobową kanapą Außergolmbahn. By dotrzeć na Diabolo przejeżdżamy przez krótki tunel pod granią Gruneck (2085 m).
Góra zjazdu nie jest groźna i muszę przyznać, że w tym miejscu trochę żartobliwie potraktowałem opinię o trasie, jako jednej z kilku najbardziej stromych w całych Alpach. Jednak po skręcie w prawo za przełamaniem terenu pokazuje się ścianka, która zasługuje na swoją reputację. Tym, którym teraz mięknie rura zalecany jest trawers w prawo do niegroźnej niebieskiej Außergolmabfahrt.
Chwila zastanowienia – jednak foldery nie kłamały – faktycznie ta trasa ma 70% nastromienia. Bez ostrych krawędzie nie macie tam czego szukać. Dół się spokojnie wypłaszcza, więc można się zatrzymać i popatrzeć na to czym się zjechało… Całości liczy 1,5 km długości. Jeśli ktoś lubi zjazdy non stop, to najdłuższą możliwość daje kombinacja trzech tras: Weltcupabfahrt „Olympiasiegerin Anita Wachter”, Standard II i Vandanser Abfahrt. Łącznie jest to dokładnie 9,2 km na nartach.

Poza trasą
Teraz rozdział, który mnie osobiście najbardziej spodobał się w Montafon, bowiem w niedalekiej odległości od wyciągów znajdują się w tym rejonie możliwości kapitalnych zjazdów po nieprzetartym śniegu. Część z nich jest oznaczona palikami, a część po prostu logicznie nadaje się do przejechania. Ja zaliczyłem jedne i drugie.
Najpierw w Silvretta Nova zaliczyłem świetny zjazd ZigJam z Nova Stoba do Gaschurn, który liczy prawie 4 km długości, ale najładniejsza jest góra, do stacji pośredniej gondolki. Po prostu znakomity zjazd! Po drugiej stronie kotła przejechałem po świeżym śniegu zjazd Schwarzkopfle. Tu puchu było najwięcej, ale zjazd jest ciekawy i stromy jedynie na odcinku kilkuset metrów. Na Silvretta Nova godne polecenia są na pewno dwa równoległe strome zjazdy o wspólnej nazwie Abhankina, które palikami zostały wytyczone stosunkowo niedawno. Ja trafiłem niestety na gorszy śnieg.
Najlepsze zjazdy udało mi się zjechać w Gargallen. Najlepszy teren do przywyciągowego freeridu znajduje się ponad Gargallenalpe w okolicy wypalikowanych słynnych zjazdów Nidla i Rinderhutte. Zwłaszcza Nidla to przepiękny poza trasowy klasyk, który cieszy się sporą popularnością. Zresztą sam skusiłem się towarzystwem dwóch „opancerzonych” kolegów z szerokimi nartami. Oni wybrali skoki ze skał na grzbiecie pomiędzy Nidla a Rinderhutte, a ja stromy żleb na lewo od Nidla. Początek po wąskiej grani w poszukiwaniu nie przejeżdżonego śniegu już dostarczył pewnej emocji, a potem skok z nawisu na wcześniej sprawdzony śnieg. Jakość śniegu – ideał! Najlepszy, jaki można sobie wymarzyć. Po kilkuset metrach stromego pola śnieżnego wyjeżdżam na plateau. Stąd możliwości są dwie – albo w prawo i dalej Nidla, albo w lewo do wąskiej części żlebu. Moi nowi koledzy skaczą właśnie po lewej stronie żlebu. Mamy kontakt wzrokowy, dlatego decyduję się na skok do żlebu, tym bardziej, że śnieg jest cały czas fantastyczny. Żleb kończy się kosówką, ale śniegu jest dużo – udaje się ją przeskoczyć. Teraz wyjeżdżam na szerokie pole śnieżne, w kotle którego dnem wiedzie wyratrakowana niebieska trasa. Koledzy w pancerzach, po długim najeździe wykonują jeszcze skok z saltem na solidnym garbie i zachęcają mnie do tego samego. To jednak nie moja liga… Zadowalam się jazdą szerokimi łukami w perfekcyjnym puchu i po chwili jestem na trasie. Tak w skrócie wyglądał mój najlepszy narciarski zjazd całego poprzedniego sezonu. Jak się nie ma co się lubi… etc.
Następnego dnia w Golm skuszony świetnym śniegiem decyduję się jeszcze na zjazd przez las Ganeu do Vandans. Zjazd ma 5 km długości, ale tylko górna część jest ciekawa. Przecinka w lesie ma swoje uroki, ale duża frekwencja na tym freeridzie zaskakuje mnie in minus. Tym bardziej, że dolna część to po prostu jazda na kreskę po oblodzonej drodze. Zjazd kończy się w sadzie… Nie ma rady – trzeba zdjąć narty i poczłapać z nimi na grzbiecie kilkaset metrów do dolnej stacji gondolki. Ale w sumie było warto.

Podsumowanie 
Montafon to narty na światowym poziomie. Z pewnością dla miłośników austriackich resortów jest to cel obowiązkowy. Sceneria też jest tu inna w porównaniu do granitowej części Alp – wapienne granie pasma Ratikon, ze strzelistą wieżą Zimba (2643 m) na czele, bardziej przypominają Dolomity. Są tu nie tylko fantastyczne trasy i nowoczesne wyciągi, ale także prawdziwe smaczki dla narciarzy poza trasowych. Ja wiem jedno – jak tylko nadarzy się okazja powrotu do Montafon, z przyjemnością z niej skorzystam.

Dojazd
Standardowy dojazd do Vorarlbergu przypomina ten do Tyrolu. Kierujemy się zatem na Innsbruck, a potem przez Imst i Landeck do tunelu pod górą Arl. Za tunelem, przed Bludenz odbijamy na Montafon. Z Cieszyna do Schruns dojazd liczy dokładnie 941 km.
Alternatywą jest jazda przez Zgorzelec i Niemcy do Bregenz. Docieramy wtedy do Vorarlbergu z północy, a trasa ze Zgorzelca liczy dokładnie 773 km, co ważne cały czas autostradami. Mieszkańcy Wielkopolski i północno-zachodniej części polski nie muszą się zastanawiać, bo na pewno wybiorą trasę przez Berlin. Z Poznania dojazd liczy 1038 km.

Szczegółowe informacje
www.montafon.at