Nie jest to kraj, o którym myśli się w czasie planowania zimowych wyjazdów. Tymczasem czekają tam profesjonalnie przygotowane trasy w centrum miasta, ślady na jeziorach, ścieżki w rezerwatach przyrody. Na Białorusi mieściłby się biegówkowy raj na ziemi, gdyby… nie była to Białoruś.
Ośrodków biegowych jest na Białorusi kilka. Główny, dopiero co wyremontowany, Olimpijski Kompleks Sportowy znajduje się w Raubiczach, 20 km od Mińska. Otwarty został w 1974 roku na mistrzostwa świata w biathlonie i do 1991 roku był głównym ośrodkiem biathlonowym Związku Radzieckiego. Znajdujące się tam również trzy skocznie narciarskie trafiły nawet na banknot 5000 rubli. W Raubiczach w lecie trenuje Justyna Kowalczyk.
Płatne trasy znajdują się też przy zjazdowym ośrodku narciarskim w Łogojsku – niestety z powodu niewystarczającej ilości śniegu podczas naszego pobytu z Towarzystwem Narciarskim „Biegówki” akurat ich nie było. Biegaliśmy za to na pobliskiej Zajęczej Polanie, w Nowopołocku oraz niedaleko imponującego rozmachem nowego pałacu prezydenckiego, czyli w samym sercu Mińska.
SZTUCZNY ŚNIEG BEZ TRAKTORA
Powinniśmy uczyć się od Białorusinów, jak przygotowywać trasy. W Mińsku non stop pracują armatki śnieżne, produkując białe dobro na wielką stertę. Ciężarówki rozwożą potem śnieg na trasę, usypując ponadmetrową warstwę, następnie wyjeżdża ratrak, który wszystko ubija, zostawiając za sobą gładką jak stół trasę do łyżwy i wycięty jak brzytwą tor do klasyka. Dodajmy do tego grupkę ludzi, którzy łopatami wyrównują boki nasypu. Tak to wygląda pod prezydenckim oknem.
A w oddalonym 250 km Nowopołocku, gdzie trenuje białoruska kadra? Góra sztucznego śniegu była, zabrakło niestety traktora, który rozwiózłby go na trasy. Nic nie dało, że łopatą próbował roznieść go sam dyrektor ośrodka, bo przy -20oC śnieg jest twardy jak skała. W każdym jednak miejscu trasy na całej długości (z reguły jest to ok. 5 km, na Zajęczej Polanie 10 km) są sztucznie oświetlone i idealnie wyprofilowane, jeśli chodzi o kąt oraz nachylenie zakrętów. Ma to szczególne znaczenie już po zimie, gdy każda z tras jest torem nartorolkowym, o jakim w Polsce możemy pomarzyć. Trasy są czytelnie oznaczone, w niebezpiecznych miejscach ogrodzone siatką i nietknięte stopą bez narty czy psią łapą. A to w naszym kraju już, niestety, zupełna abstrakcja.
Ukształtowanie terenu Białorusi jest wymarzone na biegówki, a zimy w klimacie kontynentalnym przynoszą dużo śniegu i siarczyste mrozy.
Niesamowite wrażenie robi w Mińsku bieganie na nartach po zmroku. Całe centrum stolicy – monumentalne socjalistyczne budowle a nawet bloki mieszkalne – jest bowiem efektownie podświetlone.
TYLKO DLA ZAWODNIKÓW?
Odnieśliśmy wrażenie, że na Białorusi nie istnieje amatorskie narciarstwo biegowe. Na trasach spotyka się przede wszystkim zawodników, jedynie w Mińsku przychodzą po pracy pobiegać na nartach zwykli ludzie. Od razu rzucają się w oczy nieprofesjonalnym strojem i tym, że kaleczą łyżwę tak, jak my. Biathlon jest tu jednym ze sportów narodowych, dlatego przy prawie każdej trasie znajduje się strzelnica, a widok narciarza biegnącego klasykiem jest rzadkością. Ciężko też wypożyczyć narty do klasyka, a jeśli już się uda, będą raczej bez łuski. Ma to dobre strony: gdy na trasie tłok, tory do klasyka pozostają tylko do naszej dyspozycji. Przy świetnie utrzymanych trasach brakuje jednak zaplecza z prawdziwego zdarzenia. W Mińsku rolę szatni spełniała ławeczka przy trasie, pod którą biegacze zostawiali po prostu swoje buty. Jedyne, czego brakuje Białorusi, to ważna w podnoszeniu wydolności organizmu wysokość nad poziomem morza. Dlatego ich zawodnicy przyjeżdżają na zgrupowania do… Zakopanego.
Paweł Gonczarow – duma ośrodka rezerw olimpijskich w Nowopłocku, aktualnie trener.
JEZIORA I DREWNIANE NARTY
Jeśli ktoś od biegania po trasach woli narciarskie wędrówki poza szlakiem, zachwyci się przepięknymi, dziewiczymi terenami, jakich coraz mniej w Europie. Ukształtowanie terenu Białorusi jest wymarzone na biegówki, a zimy w klimacie kontynentalnym przynoszą dużo śniegu i siarczyste mrozy. Jeziora, a nawet rzeki stają się naturalnym miejscem narciarskich wycieczek. W Nowopołocku na zamarzniętym jeziorze trenuje białoruska kadra, a pod stolicą ślady biegówek wiodą przez Mińskie Morze – olbrzymie sztuczne jezioro. Nawet zupełnie początkujący narciarze radzą sobie na takiej zamarzniętej, idealnie płaskiej powierzchni. Fantastycznym miejscem na wycieczkę jest Berezyński Rezerwat Biosfery – najstarszy rezerwat w całym byłym ZSSR. Jego największą wartością jest zachowany las pierwotny oraz torfowiska. W muzeum rezerwatu można wypożyczyć jedyne w swoim rodzaju drewniane, bardzo stabilne narty backcountry i ciężkie kije z dużymi talerzami. A jeśli komuś taki sprzęt bardzo się spodoba, w stołecznym domu towarowym może kupić nieco węższe i lżejsze, ale równie stylowe drewniane narty za ok. 70 zł. My niestety zrezygnowaliśmy z zakupu w ostatniej chwili, a cóż by to była za sensacja na tatrzańskich szlakach.
WIZA,PĘKATY PORTFEL I TŁUSTO NA TALERZU
Na Białoruś potrzebujemy wizę. Można ją stosunkowo łatwo wyrobić w białoruskiej ambasadzie za około 100 zł. Gdy już mamy wizę, trzeba pomyśleć o walucie. Białoruskie ruble można kupić już na miejscu w kantorach (w całym kraju obowiązuje zbliżony kurs); wymienimy zarówno euro i dolary, jak złotówki. Jeśli chodzi o dolary, lepiej wziąć ich trochę więcej, może się bowiem zdarzyć, że w trakcie bardzo rygorystycznej kontroli niektóre banknoty nie zostaną przyjęte. Nie lada wyzwaniem jest też posługiwanie się miejscowymi pieniędzmi. Białoruś zmaga się z szalejącą inflacją, przez co wiele zer na banknotach i wielotysięczne ceny potrafią przyprawić o zawrót głowy. Całe szczęście życzliwi Białorusini pomagają zagubionym obcokrajowcom w odliczeniu odpowiedniej kwoty. Co ciekawe, choć ceny w sklepach nie są wysokie, tygodniowy pobyt na Białorusi nie należy do najtańszych. Wynika to przede wszystkim z małej konkurencji. Jako obcokrajowcy możemy zatrzymać się tylko w pewnych hotelach czy ośrodkach. Trzeba jednak przyznać, że miejscowi niemal na każdym kroku starają się nam dogodzić. Chyba najlepiej widać to na stołówce, gdzie bogate porcje ociekają tłuszczem. Dość ciężko jest spalić te kalorie na nartach, więc raczej nie ma co po powrocie stawać z nadzieją na wagę. Na Białorusi tłusto je się nie bez powodu – w zimie często są tu siarczyste mrozy i takie kaloryczne potrawy ponoć pozwalają lepiej je przetrwać.
Przedsmak wschodniej egzotyki czeka już w pociągu relacji Berlin–Mińsk przez Poznań i Warszawę: rosyjskojęzyczne disco grające z głośników podczas pobudki, herbata (za złotówkę) podawana w szklankach w charakterystycznych metalowych koszyczkach, sztuczne kwiaty i dywany we wnętrzu znakomicie zmodernizowanego i wygodnego wagonu. Dodatkowo na granicy czeka zmiana wózków wagonów – wydłuża się przez to podróż, ale ciekawi mogą podglądać przez okno, jak w wielkim hangarze pod wagony podjeżdżają wózki z szerzej rozstawionymi kołami.
Na koniec ciekawostka. Jeśli śledzicie osobliwy, bo fikcyjny, profil na popularnym serwisie społecznościowym „Aleksander Łukaszenko o Polsce”, prezydent Białorusi co jakiś czas pojawia się tam na biegówkach. I nie jest to fotomontaż, bo Łukaszenko faktycznie biega łyżwą. I – jak nie trudno się domyślić – zawsze wygrywa.
Zdjęcia: Piotr Manowiecki