Chociaż to największy i najnowocześniejszy ośrodek narciarski Karyntii, a także jedna z dziesięciu najlepszych stacji zimowych Austrii, to jego nazwa pochodzi od miejscowości z tylko jedną ulicą.
Stoją przy niej trzy czterogwiazdkowe hotele, jeden apartamentowiec i kilka oddalonych o kilkaset metrów prywatnych domów. Aby jednak być zgodnym z urzędniczą precyzją, to te kilka zabudowań należy do dwóch miejscowości: bliżej stoku leży Nassfeld, zaś po drugiej stronie ulicy jest Sonnenalpe. Obie leżą tuż przy austriacko-włoskiej granicy, na przełęczy, a więc i godnej wysokości – 1500 m n.p.m. Symbolem ośrodka jest hotel Wulfenia. To od jego wybudowania wraz z pierwszym wyciągiem i prywatnie doprowadzoną przez właścicieli drogą, zaczął się rozwój tej topowej stacji zimowych całych Alp.
Sonnenalpe Nassfeld można zaliczyć do kurortu z gatunku spokojniejszych. Nie brak sklepów i restauracji, lecz wieczorne życie ogranicza się do hoteli. Tak czy tak w Wulfenia co wieczór można chociażby posłuchać granej na żywo muzyki. Czeka spa z trzema saunami i basenem z przeszklonym dachem, a na zewnątrz – drugi podgrzewany basen i jacuzzi z widokiem na góry.
Region Nassfeld Hermagor to ponad 110 km tras na wysokości do 2020 m n.p.m. Mają one wsparcie trzydziestu wyciągów i ponad dwustu maszyn dośnieżających. A najdłuższy zjazd liczy 7 km.
Hotel Wulfenia nie bez powodu nadal cieszy się regularną klientelą. Wielu gości przyjeżdża doń od lat, co widać chociażby po serdecznych powitaniach z szefem i personelem. Istotnym atutem jest właśnie świetna obsługa oraz kuchnia, czerpiąca głównie z tradycji włoskiej i austriackiej – można rzecz alpejskiej, ale z częstym udziałem owoców morza i dań, bogatych w mięso, sałaty i warzywa. W restauracji każdego dnia serwowane jest menu oparte o wątki poszczególnych regionów Alp, a szwedzki stół rozpieszcza niesamowitym wyborem serów z dodatkiem miodów i dżemów.
Nassfeld to „największy słoneczny taras Alp” oraz „śnieżne zagłębie” Karyntii.
Nie bez znaczenia jest i to, że z Wulfenia na stok dostajemy się w raptem… 30 sekund, a zjeżdża się bezpośrednio pod drzwi narciarni – pod tym względem to najlepsza lokalizacja w Nassfeld, choć udogodnienia „ski-out/ski-in” ma większość hoteli w Sonnenalpe Nassfeld. Dodać trzeba tylko czekającą na gości przy śniadaniu lampkę szampana…
Na dodatek przed sezonem 2014/15 nowy właściciel zapowiedział gruntowne odświeżenie całego budynku!
Après-ski oraz bardziej urozmaicone i głośniejsze wieczorne rozrywki znajdziemy w położonej 900 metrów niżej dolinie Gailtal, której stolicą jest Tröpolach. To właśnie miasteczko jest główną bazą noclegową całego ośrodka i to tam najłatwiej znaleźć zakwaterowanie w przystępnej cenie.
Z Tröpolach na stoki Nassfeld prowadzi kolejka Millennium-Express, najdłuższa tego typu gondola w Alpach. Ma 6 km długości, lecz potrzebuje niespełna 15 minut, by dowieźć narciarzy do centralnego punktu całego obszaru, czyli Kofelplatz-Madritsche na wysokości ponad 1900 m n.p.m.
Z dalszych zakątków doliny Gitschtal, Gailtal oraz znad jeziora Weissensee do kolejki Millenium kursują skibusy, a dla dojeżdżających własnym autem przygotowano duży parking. Tuż przy nim stoi hotel Cube, przeznaczony głównie dla młodych i aktywnych osób. Innowacyjna architektura i kolorowe podświetlenie informują o, by tak rzec, rozrywkowej atmosferze tego hotelu. W sezonie impreza trwa tam praktycznie przez całą dobę, a samoobsługowa restauracja serwuje śniadania aż do godziny 15:00.
Sonnenalpe Nassfeld uważany jest, i tak też się promuje, za „największy słoneczny taras Alp”. Ponoć słońce świeci tu w sezonie średnio 850 godzin – o 100 więcej niż w północnej części Alp. Stoki w Nassfeld są więc przednio nasłonecznione, a dzięki topografii terenu można w słońcu jeździć niemal cały dzień. Towarzyszą temu bajeczne widoki. Równocześnie Nassfeld nazywane jest „śnieżnym zagłębiem” Karyntii z racji specyficznego mikroklimatu, z częstymi przynoszącymi spore opady niżami znad Adriatyku. Dość powiedzieć, że gdy przyjechaliśmy do Nassfeld w lutym miejscami było ok. sześciu metrów śniegu. A przecież gdzie indziej miniony sezon do najlepszych nie należał…
Naturalnie jednak na wszelki wypadek stacja przewiduje też możliwość dośnieżenia wszystkich tras, których na trzech sąsiadujących ze sobą szczytach wytyczono w sumie 110 km. Większość oznaczona jest kolorem czerwonym, ale w wielu miejscach są wystarczająco szerokie, aby znaleźć miejsce także na chwilę odpoczynku. Nartostrady często się ze sobą przeplatają, więc nam 5 dni intensywnej jazdy nie wystarczyło, aby się nimi znudzić. Do najprzyjemniejszych, ale i najbardziej obleganych, zaliczyć należy te wokół Madritschen Kopf i Skiplatz Madritsche. Dłuższe i spokojniejsze są zjazdy na Schnittlaufkohel oraz Start Carnia. Nie brak też terenów off-piste – większość znajduje się przy trasach na stokach Garnitzenberg. Szybki powrót na górę zapewnia 30 nowoczesnych wyciągów, w tym niektóre z podgrzewanymi siedzeniami. Ci zaś, którzy kwaterują w Tröpolach wracają do domu mającą 7,6 km długości trasą Carnia. Na koniec dnia jest na niej trochę tłoczno, ale wcześniej tłoku nie ma.
Nie bez znaczenia jest i to, że w barach na stoku można znaleźć darmową sieć wi-fi, a dzięki mobilnym aplikacjom i tablicom informacyjnym narciarze i snowboardziści mogą w każdej chwili zlokalizować najlepsze i najbardziej nasłonecznione stoki. Nie brak także atrakcji dla pragnących nowych wyzwań. W NTC Blue Day, czyli centrum rozrywek śnieżnych można spróbować choćby jazdy na skibike’ach. Rzecz okazuje się banalną dla każdego, kto potrafi poruszać się na rowerze, a ubaw jest po pachy.
Autorzy:
- Robert Kowalski – Polak mieszkający w Kaliforni, zapalony narciarz i snowboardzista, fan jazdy poza trasami.
- Paweł Mielczarek – organizator wyjazdów ekstremalnych, narty odkrył 3 lata temu.