Dzieje wiązań – część I.

Tekst i zdjęcia: Piotr Jasieński „Szuwarek”

Wiązanie, więźba, węźlice, uprząż, zapięcia, upięcia…. Bez nich poruszanie się na nartach byłoby niemożliwe. 

Pierwsze wykonywane były z wikliny, łyka czy kory i tworzyły obejmę dla przedniej części buta. Była to tzw. obejma napalcowa przechodząca przez poprzeczny otwór w narcie. Takie węźlice zdawały jakoś egzamin, gdy narty (wtedy jeszcze tak nie nazywane) służyły wyłącznie do poruszania się po płaskich terenach. Ówczesne buty, w których poruszali się na przykład Saamowie w Laponii, posiadały nosy zadarte do góry i nawet przy ruchu nogi w tył nie wyskakiwały z tej wiklinowej obejmy. [zdj. 1]

Buty Saamów

Więźba Norheima

Sondre Norheim, ojciec telemarku i twórca taliowanych nart, również zrewolucjonizował ówczesne więźby. Wykonał tzw. okólną obejmę buta z tego samego materiału, co obejmę napalcową. Najczęściej były to splecione bądź skręcone młode pędy brzozowe lub paski kory z tego drzewa, powszechnie rosnącego w Norwegii. Dzięki niej możliwy był ruch pięty buta w górę. Oczywiście nie było mowy o regulacji wielkości. Więźby te stopniowo ulegały dalszym ulepszeniom, dzięki którym nie zsuwały się z obcasów butów [zdj. 2], na przykład stosowano cienkie rzemienie stabilizujące obejmę. Dowolność „patentów” była pełna. 

Wiązania Sondre Norheima

Sondre Norheim urodził się w 1825 roku, a ustanowiony przez niego i nie pobity przez przeszło trzydzieści lat rekord długości skoku miał miejsce w 1860 roku. Wydaje się więc, że można przyjąć datę powstania jego więźby na lata 1855-60. 

Arnold Luun, w swojej książce o narciarstwie: „The story of skiing” (Londyn, 1952), pisze o pierwszej norweskiej wystawie narciarskiej zorganizowanej w Trondheim w 1863 roku. Myślę, że narty na tej wystawie mogły być zaopatrzone już w wiązania.

W roku 1889 zarejestrowano w Norwegii pierwszy patent związany z wiązaniami narciarskimi. Nie mogłem jednak znaleźć wiadomości, o jakie rozwiązanie chodzi. Chronologia szczegółowa w dziedzinie wiązań jest trudna do ustalenia, gdyż nie prowadzono kronikarskich zapisów w tych kwestiach. Ich rozwój, udoskonalenia były różne w zależności od regionu czy kraju, w którym powstawały. Na dalekiej północy stosowano również jeden długi rzemień, który przewleczony przez poprzeczny otwór w narcie stanowił jednocześnie obejmę napalcową i okólną. Poniżej zdjęcia z internetu, przedstawiające stare wiązania [zdj. 3]

Dygresja

Trudno jest ująć rzecz o wiązaniach chronologicznie. Można w grubszych zarysach, ale dokładna kolejność jest właściwie niemożliwa. O wielu rozwiązaniach nie wiadomo nic, za to wiadomo, że jedni podrabiali drugich, kopiowali rozwiązania konkurencji, krótko mówiąc, była spora rywalizacja. O innych pomysłach można coś powiedzieć dopiero wtedy, gdy zobaczymy jakiś sygnowany egzemplarz wiązań i porównamy go z innym. Ot, choćby prosty przykład: wczoraj przeglądałem portal sprzedażowy, robię to często, gdyż poszukuję nart pochodzących z Mszany Dolnej sygnowanych SERBEŃSKI. Znalazłem jakieś inne, drewniane narty z metalowymi drucianymi szczękami. Zaciekawiły mnie te wiązania, które jednocześnie pamiętam dobrze z lat dziecięcych u innych narciarzy. Od autora ogłoszenia otrzymałem parę zdjęć wspomnianych wiązań. Nazywają się „Jubileuszowe”. Pochodziły z Zakładów Metalowych w Skarżysku Kamiennej. Obecnie to Zakłady Mesko, ale swego czasu faktycznie były tam produkowane wiązania. Jedna ich para znajduje się nawet na wystawie w zakładowym muzeum, ale już nikt w tych zakładach nie potrafi powiedzieć, kiedy i w jakich latach były produkowane. Jubileuszowe były też narty produkowane w Zakopanem z okazji 50-lecia PZN w Wytwórni Nart Zakopane. Wydaje się wobec tego, że wiązania mogą pochodzić też z tych lat. Z kolei dźwignia sprężynowa do wiązań Jubileuszowych była identyczna jak w wiązaniach Start, które jednak były wcześniejsze. W dotychczasowej literaturze wiązania opisywane są raczej ogólnikowo. Kiedy próbowałem rozwikłać historię naszej rodzimej produkcji z Bielska-Białej, stwierdziłem, że jest w tej chwili nie do odtworzenia, a to raptem 40-60 lat temu. W obecnych Zakładach Polsportu nic nie wiedzą, starych dokumentacji nie posiadają, w Państwowych Archiwach też właściwie nic konkretnego nie ma, a seniorzy narciarstwa, z którymi rozmawiałem też już niewiele pamiętają.

Zdarsky czy Bilgeri

W 1890 roku Mathias Zdarsky, Austriak z Lilienfeld zafascynowany narciarskimi osiągnięciami Fridtjofa Nansena na Grenlandii, rozpoczął pracę nad nowymi wiązaniami narciarskimi. Wykonał prototypy wiązań całkowicie metalowych – tworzyła je stalowa blacha, na której stawiało się but narciarski zapinany rzemieniami, a podniesienie pięty buta ograniczała sprężyna w przedniej części wiązania i w 1896 uzyskał patent na swoje wiązanie: Lilienfelder bindung. 

Po paru latach udoskonalił je Georg Bilgeri i doprowadził do masowej ich produkcji na potrzeby wojska w latach 1906-10, w narciarskich zakładach wojskowych w Salzburgu, którymi kierował. Został mu wytoczony, co prawda, proces o plagiat rozwiązań konstrukcyjnych, ale że produkcja była dla potrzeb armii austriackiej, sprawę oddalono. Inne źródła podają, że sprawę przed sądem rozstrzygnięto na korzyść Zdarsky’ego. Ponoć Bilgeri został wyzwany na pojedynek przez Matthiasa Zdarsky’ego, ale koniec końców do niego nie doszło. W 1919 Georg Bilgeri został członkiem Szwajcarskiego Alpine Club (SAC), w 1926 otrzymał Złotą Odznakę Szwedzkiego Związku Narciarskiego, a w 1927 został Honorowym członkiem Ski Clubu w Wielkiej Brytanii. Zmarł w 1934 roku w czasie kursu narciarskiego.

I od tej pory wiązania te nazywały się wiązaniami Bilgeriego. [zdj.4] Powstała również ich czeska wersja, która posiadała regulację długości blachy podstopowej i szerokości szczęk.

Wiązania Bilgeriego bez pasków

W 1894 roku Tadeusz Schmoluchowski, prekursor narciarstwa na wschodnich terenach, zamówił sobie w Wiedniu w firmie Broemer-Elmershausen narty. Korzystał z nich w okolicach Peczeniżyna na Pokuciu w Karpatach Wschodnich, gdzie mieszkał. Opisywał je, we wspomnieniach zamieszczonych w Złotej Księdze Narciarstwa Polskiego tak: „Ciekawe to były narty, z uprzężą niby norweską, a opatentowaną przez ową firmę. W środku narty przymocowana była zakrętka, którą przyciskało się trzcinę, osadzoną w futerale skórzanym. Trzcina to opasywała nogę, a z przodu złączona była z obu stron rzemykiem. Bak (chodzi o metalowe szczęki – przyp. autora) nie było żadnych, noga przeto zupełnie nie panowała nad nartą. Trzciny często się łamały i podjeżdżało się wtedy pod jakąś wierzbę, ucinało gałąź, pakowało w futerał i uprząż była naprawiona…W ogóle narty te kwalifikowały się raczej do dłuższych biegów po mało nachylonym terenie i dlatego też na razie przez myśl mi nie przeszło, by nart użyć, jako ułatwienia przy większych zimowych górskich wycieczkach.” Zwracam uwagę na wątpliwości i zdziwienia autora; uprząż niby norweska a patent austriacki!

Spotkałem się z wiązaniami bardzo zbliżonymi do tych trzcinowych, w których zamiast trzciny obszytej skórą użyta była gruba konopna czy sizalowa lina. Ta przynajmniej nie łamała się, jak trzcina, (widoczne na poprzednim zdjęciu).

Jak czytamy w Tomie I, Wydawnictwa Karpackiego Towarzystwa Narciarzy „Narty i ich użycie” Romana Kordysa: „Uprząż służy do stałego przymocowania narty do nogi narciarza i umożliwia mu kierowanie nią. Dobra uprząż posiadać winna następujące dwie właściwości: 1) umożliwiać jak najszersze pole ruchów stopie w kierunku pionowym, pozwalając n. p. uklęknąć na narcie; 2) ograniczyć do możliwych granic poziome ruchy stopy t. j. Wymykanie się pięty poza nartę. Ze wszystkich istniejących dziś systemów, wymaganiom tym odpowiada najlepiej t. zw. Uprząż Lilienfeldzka (znana także pod nazwą „Alpen-Skibindung”) wynalazku M. Zdarsky’ego. Uprząż ta sporządzona ze stali umożliwia w jak najszerszym stopniu kierowanie nartą, przy najmniejszym stosunkowo wytężeniu mięśni. Posiada przeto szczególne znaczenie z jednej strony dla początkujących, dając możność znacznie szybszego i z mniejszym nakładem pracy połączonego nauczenia się jazdy na nartach, z drugiej strony dla narciarzy podejmujących wycieczki górskie w bardzo trudnych terenach i przy złych warunkach śniegowych. Posiada ona dalej te zalety, że nie wymaga specyalnego obuwia, da się z łatwością przystosować do wielkości nogi i nie psuje się przez długie lata. Inne uprzęże, a jest ich legion cały, wymagają znacznie dłuższego czasu nauki, ale dobremu narciarzowi oddają również znakomite usługi. Najwięcej rozpowszechnione są uprzęże rzemienne Huitfeldt’a, oraz zaopatrzone w stałą gurtową podeszwę („balata”), z tych ostatnich w Norwegii najbardziej rozpowszechniony model Ellefsen’a. Wymagają one przede wszystkim dokładnego przystosowania do obuwia narciarza.” [wiązania balata przedstawia zdj. 3].

Szczęka Huitfelda

Szczęka Huitfelda w nartach rodem z Christiani

Kolejnym milowym krokiem była metalowa szczęka, przetykana przez poprzeczny otwór w desce. Płaski podłużny kawałek blachy zaginany na narcie z obu stron. Rozwiązanie wymyślone przez Norwega Fritza Huitfelda zostało opatentowane w 1894 roku, ale pierwsze tego typu próby podejmowano znacznie wcześniej. Na zdjęciu szczęka Huitfelda w nartach sygnowanych, wyprodukowanych w Christiani (1870-80) [ zdj. 5]. W 1896 roku rozpoczęła się seryjna produkcja jego wiązań, a w kolejnym roku wprowadzono udoskonaloną wersję. Rozwiązanie nazwane jego nazwiskiem zapewniło Huitfeldowi sławę na całym świecie. Metalowa szczęka przed jej zagięciem na narcie była zwyczajnym prostokątnym kawałkiem blachy, posiadającym podłużny otwór szerokości ok. 2 cm. Przez ten otwór, który po zagięciu boków szczęki tworzył wolną przestrzeń, przeciągany był pasek okólny (rzemień). Na bokach szczęk znajdowały się otwory do przeciągnięcia paska napalcowego. Wielokrotnie zastanawiałem się, w jakim celu na owych szczękach znajdują się po bokach, po cztery okrągłe otwory o śr. ok. 4-5 mm. Posiadałem trzy pary nart z takimi wiązaniami i w każdych występowały owe małe otwory. Gdy wszedłem w posiadanie kolejnej, czwartej pary wszystko się wyjaśniło. Otóż przez te małe otwory przechodziły nity, którymi były przyczepione na trwale wewnętrzne okładziny szczęk wykonane z grubej skóry. Okładziny te zabezpieczały but w kontakcie z metalową szczęką. Potem w podręczniku  Bobkowskiego przeczytałem o takim sposobie zabezpieczenia butów i o paskach wiązań narciarskich, które czasem również były wykonywane z dwóch rodzajów skóry. Szczęki te, niestety, wykazywały tendencję do poprzecznych ruchów w stosunku do nart, mimo iż klinowano je. Im szersza była szczęka (większy i szerszy but) tym większa tendencja do przesuwania się. [zdj. 6] Pierwotnie te rzemienie-paski okólne były spinane zwykłą sprzączką-klamerką, do czasu wymyślenia przez Ellefsena klamry.

WIĄZANIA HUITFELDA na nartach J. Fischera

Newralgicznym punktem tych wiązań było miejsce, w którym rzemień zmieniał płaszczyznę  pracy. W końcu w Szwajcarii rozwiązano ten problem, uwieńczając go patentem. Przez poprzeczny otwór w narcie nie przewlekano rzemienia, zastąpiono go prętem (drutem) z uchwytami – koluchami do rzemienia. Działo się to w 1904 roku, a patent, który zgłosił E. Detheffsen figuruje pod numerem CH 50084 [zdj. 7]. W muzeum w Tromso w Norwegii widziałem inne rozwiązanie tego problemu – krótkie rzemienie, do których łączono paski okólne.

BOCZNE KOLUCHA W SZCZĘKACH HUITFELDA to patent zgłoszony w Szawjcarii przez E. Dethleffsena w 1904 r. CH 50084

Część drugą artykułu znajdziecie tutaj, a trzecią część klikając w ten link.

Piotr Jasieński „Szuwarek” jest starszym ratownikiem TOPR, instruktorem SITN PZN, Instruktorem Telemarku SN PTT. Jest także biegłym sądowym ds. wypadków narciarskich. Założył Sekcję Telemarku w Klubie SN PTT Zakopane 1907. Absolwent Politechniki Śląskiej Wydziału Budownictwa. Kolekcjonuje stary sprzęt, ekwipunek narciarski i odznaki z tym związane. Prowadzi blog http://www.piotr-jasienski-topr.blogi.goryonline.com/