Robin Kaleta to zdecydowanie najbardziej utalentowany freerider w naszym regionie. Ostatnio o nim nieco ciszej, bo wycofał się już ze startów w zawodach i skupił się na organizowaniu campów freeridowych na całym świecie od Alp przez BC, aż po Alaskę. Podczas świąt mieliśmy okazję się z nim spotkać i zamienić parę słów.
Jan Olszyński: Cześć Robin, widzę, że całkiem nieźle mówisz po Polsku..?
Robin Kaleta: Tak, wychowywałem się w Beskidach, tuż przy granicy z Polską, mój ojciec bardzo dobrze mówi po Polsku i mnie nauczył.
JO: Są święta i jesteś w domu w Czeskich Beskidach, czy jeździsz jeszcze w swoich rodzinnych okolicach?
RK: Tak, zawsze jak jestem w okolicy i są odpowiednie warunki to chętnie tu wyskoczę na narty. Parę dni temu udało nam się nawet coś pojeździć, ale niestety warunki pogarszają się z dnia na dzień.
JO: Jak zaczęła się Twoja przygoda z nartami i co skłoniło Cię do jazdy poza trasami?
RK: Wydaje mi się, że motywację do sportów ekstremalnych miałem w sobie od zawsze. Moi rodzice nauczyli mnie jeździć tu w Beskidach, a jak było dość śniegu, to pozwalali mi z siostrą jeździć w lasach między drzewami i tak się właśnie wszystko zaczęło. Oczywiście próbowałem więcej i więcej i kiedy zobaczyłem pierwszy ekstremalny film narciarski z Scotem Schmidtem to całkiem zwariowałem na tym punkcie. Jak później wyjeżdżałem z rodzicami w Alpy to próbowałem skakać ze skał, jeździliśmy z przyjaciółmi w różnych miejscówkach, aż w którymś momencie zorientowałem się, że jestem profesjonalnym freeriderem, choć nigdy nie było to moim marzeniem, po prostu cały czas doskonaliłem to, co mi się podobało.
JO: Co sprawia Ci najwięcej fun’u?
RK: Bardzo lubię jeździć samemu na nartach, wtedy mogę najskuteczniej pracować nad sobą i ulepszać technikę. Staram się zbalansować narciarstwo tak, żeby to, co robię sprawiało mi nieustannie radość. Filmowanie i robienie zdjęć dopełniam coachingiem na swoich freeride campach. Jestem bardzo zadowolony, że mogę swoim klientom przekazać własne doświadczenie i pokazać, jak można bawić się w terenie. Bardzo wciągało mnie kręcenie filmów i robienie zdjęć, osobiście też uwielbiam skakać ze skał, dzięki temu zawsze udawało mi się osiągać wysokie miejsca w zawodach freeride.
JO: To jak już jesteśmy przy zawodach to może przybliżyłbyś nam swoje największe sukcesy w zawodach.
RK: Coś, z czego jestem najbardziej dumny to zwycięstwo w Red Bull Snow Thril Qualification w Jasnej, poza tym udało mi się zająć 4 miejsce na zawodach Arctix Tamok, 6 miejsce na Engadinsnow, 8 miejsce na Red Bull Snow Thrill Monte Rosa, 2 miejsce na Mystic Experience, 5 miejsce na mistrzostwach Czech Scott open w Lanzerheide. Poza tym jest sporo osiągnięć, z których jestem nie mniej dumny, np. udział w Red Bull Hike and Ride, Heli Trip na Alaskę, gdzie z przyjaciółmi nakręciliśmy film “Aljaska v Prasanu”.
JO: Skoro jesteśmy już przy Alasce, to powiedz coś więcej o tym tripie, bo to bardzo elektryzująca miejscówka.
RK: Jak do tej pory byłem trzy razy w AK, dwa razy na nartach. Pierwszy raz pojechałem z przyjaciółmi Tomasem Krausem, Martinem Cernikiem i Michałem Novotnym, to był prawdziwy wyjazd życia. Niesamowita ekipa, projekt filmowy i te wszystkie niesamowite miejsca na freeride. Tak naprawdę teraz, kiedy mam ponad czteroletnie doświadczenie w heliski uważam, że to najlepsze miejsce do tego sportu. Są dwie przyczyny, jedną z nich są tamtejsze góry, drugą jest śnieg, który nie może być porównany do niczego innego. Ilość i jego, jakość pozwalają na poruszanie się po bardzo stromych stokach i tak naprawdę możesz jeździć w puchu po ścianach, których stromizna przekracza 45 stopni… W Europie na takich stromych ścianach śnieg byłby zupełnie inny. Poza tym, kiedy jedziesz daną górą śnieg jest jednorodny, to znaczy, że nie zdarzy się twardość, lód czy też przewiany śnieg. Kiedy już twój rozum to zaakceptuje, to przechodzisz na zupełnie nowy wymiar freeridu, w miejscu gdzie zbliżasz się do limitów narciarstwa. W tym roku wracamy tam z naszymi klientami, dokładniej w miejsce, które nazywa się Tordrillo Lodge, tam gdzie Travice Rice kręcił “Art of Flight”. Myślę, że będzie tam zdecydowanie lepiej niż w Tomphson Pass, gdzie bywałem do tej pory.
JO: Czym się obecnie zajmujesz skoro już przestałeś startować w zawodach?
RK: Już tyle lat jeżdżę po górach całego świata, dzięki czemu nabrałem sporego doświadczenia, że zdecydowałem się go przekazać innym, od czterech lat organizuję obozy freeride (freeridecamps.cz).
Podczas obozów staram się przekazać swoją wiedzę i doświadczenie, tak by mogli w terenie jeździć lepiej, bezpiecznej i łatwiej. Dużo klientów wraca do nas, co roku, niektórzy nawet kilka razy na sezon, dlatego pracujemy, żeby, co roku było lepiej, jeździmy do nowych resortów i pracujemy nad różnymi programami, tak żeby nic nie było dla klienta stereotypem. Co roku przez nasze obozy przewija się ponad 130 klientów. W tym roku nasze campy odbędą się w 6 ośrodkach Engelberg, Hochfugen, Montafon, Corvatch, Chamonix oraz Lizumer Hutte, kilka razy w roku jeździmy też na helisking w różne rejony świata. Na każdym campie jest max 5 klientów na jednego instruktora, mamy nawet profesjonalnego fotografa. Dzięki temu, że znamy dobrze każdą miejscówkę jesteśmy w stanie znaleźć dobry śnieg nawet wiele dni po opadzie. Naszym priorytetem jest jednak bezpieczeństwo, każdy uczestnik dostaje zestaw lawinowy, plecak lawinowy oraz kask.
JO: Czy poza Alaską jeździcie jeszcze gdzieś na heliski?
RK: Najczęściej wyjeżdżamy na Heli do Szwecji, BC w Kanadzie i właśnie na Alaskę. Każde miejsce ma coś specjalnego. Szwecja to wspaniałe miejsce na początki z Heli, robimy 3-dniowe wypady, więc tak naprawdę możesz wsiąść do samolotu w czwartek wieczór i wrócić na poniedziałek do pracy po 3 dniach spędzonych ze mną w helikopterze. To jest miejsce, w którym spełniło się moje marzenie, właśnie tam zostałem Heliski Guide, kiedy wsiadamy do helikoptera jestem tylko ja, pilot i nasza ekipa, to ja decyduje gdzie wylądujemy i z czego będziemy zjeżdżać, a znam tam najlepsze linie i wiem, gdzie śnieg najdłużej jest odpowiedni.
Kanada jest niesamowitym miejscem, olbrzymie opady śniegu, wysoka, jakość obsługi z ponad 50 letnim doświadczeniem i teren, obok którego nikt nie przejdzie obojętnie. To miejsce polecałbym każdemu.
Klejnotem w koronie jest oczywiście Alaska, jeżeli jesteś dobry i czujesz się świetnie na stromych stokach, to jest miejsce dla Ciebie, nic więcej nie trzeba mówić.
JO: Brzmi świetnie, czy klienci z Polski też mogą uczestniczyć w Waszych obozach?
RK: Oczywiście, w tym roku nawet przygotowaliśmy polską edycję, gdzie coachem będzie Michał Trzebunia, który kiedyś wygrał ze mną zawody w Jasnej na Chopoku .
JO: Fakt, Michał jest jednym z najbardziej uznanych polskich freeriderów. Poza freeridem uprawiasz też Base i SKI Base.
RK: Właściwie to uprawiałem, już nie skaczę, mam żonę i dzieci, więc nieco zmieniły mi się priorytety, ale tak, oddałem wiele niesamowitych skoków, to jedyne w swoim rodzaju doznania. Wraz z Vitkiem Ludvikiem nakręciliśmy film o BASE, który zdobył wiele międzynarodowych nagród, następnym krokiem w przód był SkiBASE, to, że byłem freeriderem i skoczkiem BASE prowadziło mnie jednoznacznie w tym kierunku. Jednak w porównaniu do zwykłego BASE, Ski jest dużo bardziej niebezpiecznym sportem. Obecnie w lecie więcej jeżdżę na rowerze i wspinam się, a sprzęt do BASE sprzedałem jakiś czas temu, zamykając przy tym bardzo intensywny okres w moim życiu, cieszę się z tego, czego dokonałem, ale teraz to już koniec, przyszła pora na inne wyzwania.
JO: Dzięki za wywiad!
RK: Wszystkim czytelnikom Powder.pl życzę długiej i bardzo śnieżnej zimy. Zapraszam też na moją stronę Robinkaleta.com i Freeridecamps.cz
Wywiad: Jan Olszyński – Powder.pl
Zdjęcia: Oskar Enander, Yves Garneau, Tony Harrington, Alessandro Bellucio, Jakub Frey, Vitek Ludvik, Lumir Drapal, Tomas Matwikow