Dzięki temu plecakowi narciarskie wyprawy z dziećmi będą dla rodziców dużo łatwiejsze – tak swój patent zachwala brytyjska firma Snowmule. Jury ISPO 2014 wyróżniło go złotym medalem.
Kevin Steven, autor koncepcji, tłumaczy, że na pomysł wpadł po tym, jak wielokroć musiał wracać się na nartach po swoją dwójkę dzieci, kiedy te nie dawały sobie rady z podejściem bądź pokonywaniem płaskich odcinków. Swoje zrobiły też sytuacje, w których musiał taszczyć w rękach, prócz swojego sprzętu, także po dwie pary dziecięcych nart i kijków, a czasem także kaski.
Dlatego też uznał, że przydałby się plecak, do którego, po pierwsze, dałoby się szybko przytroczyć co najmniej dwie pary nart oraz kijków (w plecaku o pojemności 25 l da się upiąć aż trzy pary kijów – a więc także te rodzica). Chodzi o to, by opiekun dzieci w drodze na stok (lub z niego wracający) miał wolną przynajmniej jedną rękę. Dzięki temu łatwiej mu zadbać o ich bezpieczeństwo (o własnej wygodzie i sprawności przemieszczania się nie wspominając). Dodatkowo do plecaka można przy pomocy łatwo dostępnych zewnętrznych karabińczyków przymocować dwa kaski, rękawiczki i gogle.
Drugie udogodnienie dotyczy już samej jazdy na nartach: otóż plecak wyposażony jest w dwie wysuwane ze specjalnej kieszeni taśmy z uchwytami – na płaskich odcinkach trasy dzieci mogą być w efekcie ciągnięte przez rodzica. Wytrzymałość taśm sięga 45 kg (oczywiście pozostaje jeszcze kwestia sił rodzica, któremu przyjdzie ciągnąć dwie pociechy).
Bo to, że plecak nazwano „Snowmule” nie jest, jak się okazuje, przypadkiem…