Nawet krótki wyjazd w dobre góry może dać długotrwałe wrażenia.
Do Val Gardena dotarliśmy wieczorem. Szybka kolacja w Pramulin Hut, małej knajpce na stoku, w której podają pyszne makarony. Potem nocleg w hotelu Jagerheim, położonym ledwie 50 m od stacji kolejki linowej Val Gardena Ronda Express. Jutro dowiezie nas ona na Saslong – słynną trasę Pucharu Świata.
DZIEŃ PIERWSZY
Śniadanie w biegu o 8:15. Odbiera nas Florian, nasz przewodnik i świetny narciarz, ba – przedni skialpinista. Zaczynamy od rozgrzewki: szybki zjazd z Col Reiser 2103 m n.p.m. Następnie kolejką przedostajemy się na drugą stronę doliny, skąd gondolami jedziemy do stacji Sochers. Tu mamy czas, by się trochę zmęczyć na wymagającej Saslong.
Po kilku zjazdach kierujemy się w kierunku modnego miasteczka Corvara w obszarze Alta Badia, leżącym w sercu największego na świecie kompleksu narciarskiego Dolomiti Superski.
Koło południa jemy lunch w Tabla Hut. To jedno z czternastu schronisk w regionie Alta Badia biorących udział w programie „Slope food”, służącym podnoszeniu jakości jedzenia serwowanego na stokach. W praktyce oznacza to, że menu tworzone jest z lokalnych najwyższej jakości produktów, a często przygotowują je kucharze wyróżniani przez renomowany przewodnik Michelin! Jedzenie i smakuje, i wygląda imponująco, a sześćsetgramowy steak, który polecił nam szef kuchni, budzi zazdrość narciarzy z sąsiednich stolików. Do obiadów i kolacji serwowane są południowotyrolskie wina, dobrane do każdej potrawy przez uznanych sommelierów .
Po lunchu jedziemy zrzucić balast z pleców – czyli plecaki, w których mamy najpotrzebniejsze rzeczy na nasze ski safari. Meldujemy się na szczycie Piz Sorega w Las Vegas Hut. To schronisko na 2003 m n.p.m. jest miejscem niezwykłym: prowadzi je sympatyczny Włoch Ulli, instruktor narciarstwa, który, prócz gościny, służy również wskazówkami odnośnie doskonalenia techniki jazdy. Las Vegas to nawet nie tyle schronisko, co hotel. Pokoje przypominają apartamenty, a do dyspozycji gości jest sauna w… igloo (a czasem po prostu w śnieżnej zaspie) oraz znakomita restauracja.
Popołudniowe zjazdy w rejonie Piz La Villa, Piz Sorega i Pralongia trwają aż do zamknięcia wyciągów, czyli 16:30. Powrót do schroniska oznacza relaks dla zmęczonych nóg we wspomnianej saunie i pyszną kolację.
DZIEŃ DRUGI
Żeby być pierwszymi na stoku, umówiliśmy się z naszym gospodarzem na wczesne śniadanie. Opłaciło się, bo potem był raj: w nocy spadło z 30 cm śniegu i na wygładzonej ratrakami trasie Gran Risa leżała kołderka puchu. Zjazd po takiej trasie to uczucie, jakby się latało. Była więc i euforia.
Niestety, istniał też plan do zrealizowania, wrzuciliśmy więc plecaki i ruszyliśmy w dalszą drogę. Celem był Kronplatz. Zjechaliśmy do osady La Villa, skąd autobusem w jakieś pół godziny dotarliśmy pod kolejkę Piccolino. Ta wywiozła nas na 2275 m n.p.m. pod dzwon Concordia, z którego można podziwiać niezapomniany krajobraz Alp i Dolomitów. Ośrodek zaliczany jest do największych i najbardziej nowoczesnych w Południowym Tyrolu. Oferuje 114 km tras, a także m.in. … WiFi w gondolach. Przy wyciągu Belvedere zbudowano Snowpark Plan de Corones, największy w regionie, a na dodatek położony na południowo-wschodnim stoku, więc zwykle dobrze nasłoneczniony.
Lunch jemy w Picio Pre Hut, małej chatce na stoku. Smakując buraczane ravioli z serem, podziwiamy przepyszne widoki. Na deser w planie jest zjazd najdłuższą, bo siedmiokilometrową, trasą z Kronplatz. Zmordowani, lecz szczęśliwi czekamy u podnóża góry na skibusa do hotelu.