BUTY DOBRZE STUNINGOWANE

Zakup nowych butów to tylko połowa sukcesu. Właściwy efekt pojawi się dopiero po ich indywidualnym dopasowaniu.

Po czym poznać zawodnika czy dobrego narciarza na lotnisku? Po tym, że zawsze zabiera buty jako bagaż podręczny. Nawet, kiedy zgubi się torba – nie ma problemu, bo kombinezon można od kogoś pożyczyć. Narty również są do załatwienia. Ale bez własnych butów? Klops!

DSCF4162Często się mówi, że dopasowane buty są najważniejszą częścią wyposażenia narciarza. Może to i banał, ale też prawda: kompletowanie sprzętu narciarskiego rozpoczynamy od dobrania i dopasowania butów. Wszystko zaczyna się od myśli: „potrzebne są mi nowe buty…”. Jakie mają być? Ci, którzy kierują się wyglądem bądź łatwością zakładania, mogą w tym miejscu przerwać lekturę. Dalsze informacje kierowane są dla bardziej ambitnych. Co najważniejsze: wyboru modelu nowych butów nie wolno opierać głównie na ich cenie. Po prostu: warto nieco dopłacić za możliwość konsultacji z kompetentnym sprzedawcą i za dopracowanie przez niego buta, bo to się później opłaci.

Kupowanie butów zaczynamy od wyszukania odpowiednich modeli na podstawie opisów ich zastosowania. Obecnie te przygotowane przez producentów mają już zwykle odniesienie do rzeczywistości – mogą więc służyć za wystarczającą wskazówkę. Jedna tylko uwaga: podczas wyboru nie można ślepo patrzyć tylko na tzw. flex indeks, czyli wskaźnik twardości skorupy. Istotniejsze są nasze faktyczne potrzeby (oczywiście w ramach pasującej nam grupy modeli). Sam, na przykład, przedkładam dobre trzymanie i odpowiednią pracę buta nad ich twardość, podawaną jako flex. Po prostu: nowoczesne narty nie wymagają już super „twardych” butów.

TERAZ PORA NA PRZYMIARKI

Wsadzamy nogę do buta i… Co dalej? Niewiele. Bo dalsze czynności należą do fachowców.

DSC_1730Istotne jest przy tym, że dziś dopasowanie butów do indywidualnych potrzeb nie ogranicza się do wygrzania wkładki, lecz jest dużo bardziej złożonym procesem. A im wyższy model, tym zabawa bardziej skomplikowana.

W butach zawodowców w ogóle nie ma czegoś takiego, jak but wewnętrzny – nogę od plastiku oddziela jedynie cienka wkładka z materiału skóropodobnego. Do stopy dopasowuje się więc samą skorupę, a nie jak w modelach amatorskich – buta wewnętrznego. Więcej, rozmiarówka butów grupy Race kończy się na numerze 28,5! Tak, tak! Zawodnicy biorą zatem buty o rozmiar (lub nawet więcej) za małe i naciągają przednią część skorupy, robiąc miejsce na palce. W moim przypadku (mam stopę o rozmiarze 27,5) byłoby to 26,0 – ciarki przechodzą, gdy o tym pomyślę. To jednak świat (przede wszystkim) zawodników. Zostawmy go. A co z amatorami, którzy po prostu chcą dobrze dobrać buty?

SUGERUJĘ NASTĘPUJĄCE DZIAŁANIA:

  1. Bierzemy wybrany model o rozmiarze dobranym „na styk”. Jeśli jedna stopa jest dłuższa, to rozmiar dopasowujemy do tej krótszej! Pomocny może być także skan stopy, choć doświadczony boot-fitter pracuje na samej skorupie. Buty mierzymy bowiem zakładając samą skorupę, bez botka wewnętrznego. Po wsadzeniu stopy i przesunięciu palców, tak aby dotykały przodu powinno zostać 1 do 2 centymetrów zapasu za piętą. Jeśli wsadzona noga dotyka w jakimś miejscu skorupy, to pewne jest że buty będą uwierały i trzeba to miejsce będzie naciągnąć. Stopę wsadzoną do samej skorupy, kładziemy na wkładce wyjętej wcześniej z buta wewnętrznego, a nie na samym plastiku.
  2. Formujemy skorupę, dopasowując ją do stopy. Producent jest tu bez znaczenia, bo prawie każde buty da się dopasować: co kto lubi i co komu pasuje od pierwszego mierzenia. Ten etap jest nieco łatwiejszy w przypadku modeli fabrycznie przygotowanych do odkształcania skorupy – przykładowo „custom shell” Salomona. Koncept wygrzania całej skorupy i ukształtowania do nogi jest jednak jeszcze nie do końca dopracowany i dlatego na razie klasyczna forma boot-fittingu, czyli praca nad skorupą indywidualnie, sprawdza się lepiej. Wprawdzie rozgrzanie plastiku do stanu płynnego i zamrożenie go w dowolnej formie nie jest wielkim problemem, ale nie warto próbować tego samemu, bo ryzyko jest w sumie spore. Otóż buta możemy dość szybko w każdym w zasadzie miejscu poszerzyć lub naciągnąć na długość, czyli dowolnie formować skorupę. Ale już proces stygnięcia powinien trwać długo: najlepiej do 8 godzin. Plastik ma bowiem swojego rodzaju „pamięć”, a więc tendencję do powrotu do oryginalnego kształtu. Ponadto okolice piety są zbyt grube i za twarde do naciągania, dlatego te rejony najlepiej poprawiać poprzez frezowanie. Choć jednak dopasowanie skorupy do kształtu stopy wymaga często sporo zachodu, to efekt tej pracy jest na stoku wyraźnie odczuwalny.
  3. Czy wygrzewamy buta wewnętrznego? To bez znaczenia – więcej w tym marketingu niż prawdy. Każdy but wewnętrzny z czasem dopasuje się do stopy. Wygrzewanie najwyżej przyśpiesza ten proces (a może służy przy okazji przytrzymaniu nudzącego się klienta w sklepie, by zrobił dodatkowe zakupy).
  4. Wykonujemy indywidualne wkładki pod stopę! To konieczność! Wyrzucamy filc, który dostarczył producent i wkładamy indywidualnie dopasowane podparcie stopy. Warto zdać sobie sprawę, że stopa to kilkadziesiąt centymetrów kwadratowych, które nawet w zwykłych sytuacjach muszą unosić kilkadziesiąt kilogramów masy ciała. Podczas jazdy na nartach na stopę działają dodatkowe obciążenia: dźwiga ona często wielokrotnie większy ciężar niż sama waga narciarza. Dlatego trzeba pomóc stopom wkładkami. To zresztą materiał na osobny tekst. Co kluczowe: but z odpowiednią wkładką dużo lepiej trzyma, stopa się nie przesuwa itd.
  5. Jeśli trzeba, to w miejsce klasycznego rzepa montujemy tzw. booster. Przymusu nie ma, ale warto spróbować. To naprawdę działa. Booster dotarł na półki sklepowe ze świata Race. To nic innego niż twarda guma zamocowana na klasycznym pasku. Ugięcie w trakcie pracy daje elastyczność pracy i zwiększa progresywnie siłę ugięcia buta – czyli docisk nart w skręcie. Mała uwaga: warto zastosować raczej miększego niż super twardego Boostera. Nie dotykajcie tych o nazwie WC!
  6. W razie potrzeby regulujemy tzw. canting – czyli pochylenie boczne cholewki. Ostatnio Atomic wprowadził również możliwość ustawienia, w razie potrzeby, skręcenia cholewki również w osi strzałkowej. Nie regulujcie cantingu sami: efekt najczęściej jest odwrotny i trudno wrócić do pozycji początkowej. To rola dla zaawansowanego boot–fiera.
  7. W razie potrzeby ustawiamy kąt pochylenia buta do przodu. W prawie każdych butach z wyższej półki znajdziemy klin mocowany za łydką. Ten kąt powinien być taki, aby móc zrobić przysiad z wyprostowanymi do przodu rękami do takiego poziomu, w którym uda będą równoległe do podłoża. Jeśli w takiej pozycji tracimy równowagę do tyłu, to kąt pochylenia buta jest zbyt mały.
  8. Montujemy tzw. liftery, przez co podniesiemy środek ciężkości o około 4 mm. W efekcie zwiększa się siła użycia krawędzi, czyli narty trzymają lepiej.
  9. Na buty zakładamy nakładki gumowe do chodzenia po asfalcie, tzw. Cat Tracks. O spody buta należy dbać, bo starta podeszwa źle współpracuje z wiązaniami. Dbajcie o spody butów – to bezpieczeństwo.

I tyle.. Czy raczej aż tyle – bo lista ta pokazuje, jak wiele można poprawić i „spersonalizować” w nowych butach narciarskich.

I dopiero po ich właściwym dopasowaniu warto brać się za testowanie nart. To zdecydowanie łatwiejszy i przyjemniejszy etap dobierania sprzętu.

Zdjęcia: Tomasz Osuchowski, Tomasz Rakoczy, Marcin Szafrański, Rossignol