To jak Ty będziesz startować w zimie, skoro kontuzja uziemiła Cię na dobre i nie możesz teraz trenować? – zapytał mnie jeden ze znajomych krótko po mojej operacji.
Dobre pytanie. Sama się nad tym zastawiam. Co gorsza, głównym problemem do niedawna było to, jak przynieść ze sklepu zakupy, skoro ani nie chodziłam po schodach, ani nie dałam rady niczego nieść w rękach, bo zajmowały je kule (nie wszystko da się przynieść w plecaku…). Tak, drobne rzeczy nabrały nowego wymiaru – przecież nigdy wcześniej nie zastanawiałam się, jak donieść chleb na stół…
Podobne pytania stawiał sobie zapewne każdy, komu życie spłatało figla w postaci męczącej kontuzji, po której nie możemy dojść do siebie. Przychodzi też pokusa wspomnień, analiz i umartwiania się nad sobą, co tylko zapędza nas w ślepą uliczkę.
Wiele czynników złożyło się wtedy na ten kwietniowy wypadek w stromym (prawie 40 stopni nachylenia) północnym żlebie w okolicach Północnej Przełęczy w Tatrach Wysokich: niedopasowany sprzęt (luźne buty…), nonszalancka jazda na nartach i skoncentrowanie się na filmowaniu (chciałam uwiecznić przejazd brata). Zdarzenie nagrało się na dwie kamery: upadek i dwadzieścia sekund wirującego świata. Cisza. Głos brata: – Co się dzieje? I moja odpowiedź: – Kolano mnie boli, wiesz… – wypowiedziana jednak tonem świadczącym, że nie dociera do mnie, iż właśnie zerwałam sobie więzadła (m.in. przednie krzyżowe i poboczne), a także zaprzepaściłam szanse na finał Pucharu Polski i Europy Środkowej w skialpinizmie, który dwa dni później miałam przecież… wygrać. Potem dojdzie problem ze znalezieniem dobrego ortopedy, gdy kolejny specjalista uraczy mnie esemesem o treści: „[…] po analizie Pani schorzenia, w trosce o Pani zdrowie, sugeruję zabieg u innego lekarza. Wydaje mi się, że nie podołam tak trudnej operacji. […]Obawiam się, że moje umiejętności są zbyt małe”.
Każda kontuzja jest poważna, jeśli jesteśmy wykluczeni z pracy i rytmu codziennego życia. Jeśli uniemożliwia realizowanie dotychczasowych pasji. Jeśli dotyka naszych uczuć. Bo możemy się poczuć niepotrzebni i – najoględniej ujmując – niezgrabni. Co tu zrobić, gdy człowiek ma w sobie potrzebę przeżywania Piękna, a ląduje na kanapie z – na przykład – napuchniętym, bolącym kolanem?
DAJMY SOBIE SZANSĘ
Na szczęście ludzki organizm ma fantastyczne zdolności do regenerowania się. Trudno w to może na początku uwierzyć. Oczywiście: gdy operacja jest niezbędna, nic nie zastąpi ręki wprawnego chirurga. Potem zaś trzeba uzbroić się w cierpliwość podczas długiej i żmudnej rehabilitacji. Niczego nie naprawimy samą siłą woli, a na leczenie jest potrzebny czas i spokój. Gdy po długiej przerwie usiadłam na rower, byłam zszokowana, że wyprzedzają mnie dzieci na trójkołowych rowerkach…
Brak umiaru w rehabilitacji może być zgubny (podobnie jak jej kompletne zaniechanie). Jeśli w związku z wysiłkiem procesy adaptacyjne mięśni, kości, ścięgien, więzadeł i chrząstek trwają odpowiednio: tygodnie, miesiące, ponad rok, minimum 2 lata, 3-5 lat, to leczenie kontuzji musi trwać. Nie ma też nic gorszego, niż aktywność z przewlekłymi kontuzjami, bo im dłużej się wloką, tym trudniej będzie je wyleczyć.
RUCH W MOŻLIWYM ZAKRESIE
Kontuzja nie musi jednak oznaczać całkowitej rezygnacji z ruchu lub tylko banalnych i nudnych ćwiczeń rehabilitacyjnych (które wolno urozmaicać tylko po konsultacji ze specjalistą). Aktywność ruchowa, słońce i świeże powietrze czynią cuda. Bez tego nie da się żyć, więc po kontuzji lub po operacji po prostu musimy zwolnić obroty. Możemy skupić się na innych partiach ciała.
Mam uszkodzone kolana, więc dokładam sobie ćwiczenia (na siedząco) górnych partii ciała. Pracuję choćby nad brzuchem, wisząc na drążku albo siedząc na ławce itd. Warto pamiętać o antagonistach najczęściej obciążanych wrotnym kierunku, niż ten, który zazwyczaj trenujemy). Wskazany jest masaż (w tym automasaż, a zwłaszcza „rolowanie” zastanych mięśni) oraz rozciąganie się metodą statyczną, czyli delikatnie i stopniowo. Metoda balistyczna (swobodne ruchy do oporu) i tzw. stretching (rozciąganie przy jednoczesnym napięciu mięśnia) mogą być przy kontuzjach niebezpieczne.
SIŁA SPOKOJU
Nasze babki zwykły powtarzać, że „nerwy psują krew”, a „złość piękności szkodzi”. Nowoczesny biochemik potwierdzi, że nie jest to goła retoryka. Gdy ulegamy emocjom, w naszym organizmie zachodzi szereg procesów broniących nas przed sytuacją stresową, które ustawiają nas w „pełnej gotowości bojowej”. Nie ustępujące bodźce przeradzają się w przewlekłe napięcie, które – gdy nie umiemy sobie z nim poradzić – zwraca się przeciwko nam. Nadmiernie wydzielają się rozmaite hormony, kwasy żołądkowe, żółć itp. Mówiąc krótko: stres, złość i gniew zakwaszają i niszczą nasz organizm, podczas gdy zdrowa krew powinna mieć odczyn lekko zasadowy.
Łatwo się mówi? Nie pozostaje nic innego, niż sięgnąć po sprawdzone techniki relaksacyjne. Może medytację, modlitwę lub jogę (dające się wykonać asany)? A może w chwili, gdy dopada nas złość lub bezsilność, trzeba „myśli” odłożyć na bok, położyć się na plecach i zrobić 10-20 głębokich wdechów, skupiając się wyłącznie na unoszącym się podczas oddychania pępku. Umiejętność „wyłączenia’ na chwilę kory mózgowej jest bezcenna.
WAGA DIETY
Jesteś tym, co jesz. Dosłownie. Nasi praprzodkowie żywili się głównie warzywami i owocami, roślinami strączkowymi, orzechami oraz nasionami zbóż (choć zboże dopiero z czasem nauczyli się hodować). Mięso spożywali okazyjnie. Do takiego więc pożywienia na przestrzeni tysięcy lat uformowały się nasze żołądki. Prehistoria naszego gatunku daje odpowiedź na to, co jest w diecie najzdrowsze. Kontuzja i często związane z nią stany zapalne męczą organizm, a więc w ich okresie powinien on być przez nas jak najlepiej traktowany.
Ten więc, kto dalej ma w jadłospisie głównie junk food, cukier i tłuste mięso nie powinien się dziwić, że trudno mu wrócić do formy. Dieta wysokobiałkowa jest rakotwórcza, a mięso i wyroby mleczne – w efekcie przemiany materii – zakwaszają organizm (kawa, cola i alkohol z resztą też). Cukier (który w naturze niezwykle rzadko występuje w dużych stężeniach) sprzyja rozmnażaniu się bakterii, grzybów i pleśni oraz potęguje stan zapalny, a zawartej w mleku krowim kazeiny nie strawi każdy żołądek.
Pokarm nie tylko buduje komórki naszego ciała, ale na bieżąco generuje pH organizmu. Najbardziej alkalizujące (zasadotwórcze) działanie mają: awokado, buraki, marchew, ziemniaki, szpinak, rabarbar. Przeciwzapalne są kurkuma, imbir oraz np. cynk (uwaga na łatwe przedawkowanie). Kwasy tłuszczowe Omega 3 (w oleju lnianym) i Omega 9 (w oliwie z oliwek, orzechach) są niezbędne, aby rozpuściła się i przyswoiła większość witamin. Przeciwuczuleniowo (po zastosowaniu niektórych leków) działa karob (chleb świętojański). Ważne jest też nawadnianie – głównie między posiłkami (soki ze świeżych owoców, wysoko zmineralizowana woda z niską zawartością dwutlenku węgla). A na poprawę naszego humoru wpłynie kakao.
MOTYWACJA? TAK, ALE…
Pogoda ducha to najlepszy budulec przyszłości. Owszem, żyjemy tu i teraz (na razie kiepsko, bo czasem kolano wciąż boli, no i wciąż jesteśmy nie do końca tak sprawni, jak niegdyś), lecz musimy pamiętać, że rehabilitacja prowadzi nas do zdrowia. Nie możemy ciągle pytać: „Dlaczego mi się to przydarzyło?”, bo czynniki stresu nie wspomagają leczenia. Pozytywne sprzężenie daje myślenie o tym, co możemy zrobić, by jak najszybciej zdrowie odzyskać.
Dobra jest też wizualizacja sukcesów, które nas czekają, gdy dojdziemy do siebie. Ale uwaga! Tak, jak u sportowca najważniejszą rzeczą nie może być medal, bo psychika spala się na pragnieniach, a nie koncentruje na ćwiczeniach, tak w przypadku leczenia kontuzji podstawą jest dobrze zaplanowany dzień, który tworzy drogę do celu.
CZAS NA ODŁOŻONE ZAJĘCIA
Większość z nas ma zajęcia, na które dotychczas brakowało czasu: choćby odłożone na półkę filmy i książki. Okres na zwolnieniu lekarskim można wykorzystać na odrobienie tych zaległości.
Unieruchomienie moich nóg i przejściowe „kalectwo” przeraziło w pierwszej chwili nie tylko mnie samą. Pracuję jako przewodnik i instruktor wspinaczki oraz narciarstwa. Musiałam więc z żalem (wzajemnym zresztą) odwołać wszystkie wycieczki. Ale w zamian zabrałam się za montowanie filmów na festiwale górskie w Lądku Zdroju i Zakopanem. Zaczęłam też pisać książkę z legendą polskiego himalaizmu i alpinizmu, Ryśkiem Szafirskim.
WALKA Z DEPRESJĄ
Każdy z nas miewa gorsze dni. Statystyki podają chociażby, że blisko 10 proc. ludzi zapada na depresję zimową z powodu niedoboru światła słonecznego.
Kontuzja także obniża samopoczucie i nie polepszają go komentarze typu: „Ciesz się, głowy ci przecież nie urwało…”. Nawet największe gwiazdy sportu zmagały się z chandrą w okresie leczenia. To rzecz ludzka i normalna. Nie ma się czego wstydzić. A w poradzeniu sobie z tymi problemami pomogą świadomość zagrożenia połączona z motywacją i jasno określonym celem – oraz stosowna ilość ruchu.
Zdrowy psychicznie człowiek chce czuć się kochanym i docenianym. Pytanie tylko, czy w stanie, w którym właśnie się znajdujemy, dajemy się kochać i doceniamy gesty do nas kierowane. Nasze niewyspanie (z powodu bólu lub podyktowanej kontuzją niewygodnej pozycji), poirytowanie, zły wygląd albo ustawiczne zrzędzenie: „Ale źle się czuję”, „Kiedy to wszystko się wreszcie skończy” obciąża również naszą rodzinę. Nie jest więc łatwo powiedzieć „Kocham” partnerowi, który odstrasza swoim zachowaniem. Przydarzyło się nam nieszczęście, ale i w tej sytuacji my również coś powinniśmy dawać innym, a nie oczekiwać, że świat będzie się teraz kręcił wokół nas. Im mniej będziemy żądać, tym mniej rozczarowań przeżyjemy. Tak jest o wiele łatwiej.
Jak będą wyglądały moje starty w nadchodzącym sezonie? Nie wiem i nie martwię się tym. Po prostu wystartuję i zrobię to najlepiej, jak będę umiała. Będę się cieszyć, że w ogóle mogę startować. Wynik w tej chwili nie ma znaczenia. Czas pokaże, co będzie.
Jeśli różne rzeczy z powodu kontuzji nabrały dla mnie znaczenia, to czas leczenia utrwala tylko ich nową wartość. Życie po kontuzji może mieć lepszą jakość dzięki tysiącu drobiazgów – o ile będziemy umieli je dostrzec!
Zdjęcia: Klaudia Tasz – Tasz.pl