Sölden w tyrolskiej dolinie Ötztal to miejsce, w którym jednego dnia można na nartach jeździć na trzech trzytysięcznikach i dwóch lodowcach.
Reklamuje się także jako „najgorętszy punkt w Alpach” („Hot spot in the Alps”) – a to z racji mocno zabawowej atmosfery stacji, czemu służą dziesiątki barów après-ski i pubów, a także kilka klubów gogo.
PO PIERWSZE TECHNOLOGIE
Gospodarze lubią najpierw prowadzić gości do swojej najnowszej dumy: wybudowanych w 2010 roku kosztem 38 mln euro dwóch kolejek na Gaislachkogl, jeden z trzech tamtejszych trzytysięczników.
Najpierw ośmioosobowe gondolki, osadzone na jednej linie, zabierają narciarzy i snowboardzistów z wysokości 1663 m n.p.m. na 2174 m n.p.m. Liczącą ponad 2 km trasę (i 811 m różnicy poziomów) pokonują w niespełna 7 minut. Przepustowość sięga do 3600 osób na godzinę, co jest rekordem w skali światowej (dotychczasowa kolejka w ciągu godziny wwoziła 1800 pasażerów).
Ze stacji środkowej na szczyt (3040 m n.p.m.) zabiera chętnych kolejka trzylinowa 3-S-Bahn. Opiera się na 2 linach nośnych, a wagoniki transportowane są w górę przez jedną linę ciągnącą – jest to najwyżej wjeżdżająca kolejka o takiej konstrukcji na świecie. Porusza się z taką samą prędkością, jak pierwsza, pomimo że na drugim odcinku różnica wysokości jest jeszcze większa, bo wynosi 864 m.
W sumie przejazd obu odcinków – czyli ponad 3 km o różnicy poziomów 1677 m – zajmuje ledwie 15 minut.
Inwestycja przebiegała nie bez kłopotów. Największe problemy technologiczne wynikały z faktu, że ostatnia podpora na górnym odcinku musiała zostać osadzona na skale – wiecznej zmarzlinie. Wymagało to od konstruktorów uwzględnienia ruchów cechujących taki rodzaj podłoża. Na dodatek ukształtowanie terenu determinowało wielkość ostatniej podpory: musiała mieć 50 m wysokości, podobnej długości jest jej ramię, na którym zawieszone są liny. Wyjściem okazało się osadzenie fundamentu na elastycznych legarach, pozwalających mu przesuwać się na odcinku ok. 60 cm. Ponadto fundamenty składają się z 6 osobnych części, co umożliwia balansowanie całej konstrukcji, a więc jej stabilność pomimo ruchów podłoża. Dość powiedzieć, że fundament ostatniej podpory 3-S-Bahn jest 28 razy większy od standardowego fundamentu podpór używanych w wyciągach gondolowych, a lina ciągnąca wymaga napędu o mocy 30 razy większej niż zwykle. Trudno się dziwić, że kolejka przedstawiana jest w Sölden jako dowód, że stacja jest również najbardziej technologicznie rozwiniętym ośrodkiem zimowym w Austrii.
PO DRUGIE, TRÓJKA GIGANTÓW
Spośród górujących nad miasteczkiem szczytów trzy tysiące metrów wysokości, prócz Gaislachkogl (3058 m n.p.m.), przekroczyły również Tiefenbachkogl (3250 m n.p.m.) i Schwarze Schneid (3340 m n.p.m.). Specjaliści od marketingu nazwali je BIG3 i zasugerowali włodarzom ośrodka ustawienie na każdym (!) platformy widokowej. Ta na Gaislachkogl umieszczona jest na dachu/tarasie nowej restauracji „Ice Q” (nazwa pochodzi od kubistycznej formy: niemal w pełni przeszklony lokal stylizowany jest bowiem na kostkę lodu). Z tarasu właśnie wiszącym mostem wchodzi się bezpośrednio na szczyt. Z kolei platforma na Tiefenbachkogl ostentacyjnie wisi nad urwiskiem. Najbardziej naturalna jest ta na Schwarze Schneid: aby się na nią dostać, trzeba kawałek podejść.
Za najbardziej spektakularny widok uchodzi oczywiście Wildspitze, drugi pod względem wysokości szczyt austriackiej części Alp (3774 m n.p.m.), odległy od Sölden w linii prostej ledwie o 6,1 km. Skądinąd położona w jednej z odnóg doliny Ötztal wioska Vent jest jedną z najpopularniejszych baz wypadowych dla tych, którzy chcą zdobyć go na skitourach. Może być także doskonałym miejscem noclegu dla tych, którzy chcą wprawdzie korzystać w Sölden z nart, ale po nich wolą odpoczynek w ciszy i czysto górskiej scenerii, a nie ostre imprezy. Sprawdziłem to już kilkanaście sezonów temu – wprawdzie przez dwa tygodnie musiałem codziennie dojeżdżać na stoki skibusem, ale atmosfera Vent była tego warta.
PO TRZECIE, NARTY I DESKI
Najważniejsze wszelako są narciarsko-snowboardowe możliwości Sölden. Jeździ się tu na wysokości od 1350 do 3340 m n.p.m. po prawie 150 km przygotowanych tras (uwaga: zdarzają się miejsca dość wąskie!) i niezmierzonych obszarach off piste. A wyciągi są w stanie przewieźć w godzinę ponad 67 tys. ludzi.
Za symbol narciarskiego Sölden uchodzi skisafari BIG3 Rallye, którego etapami są trzytysięczniki Wielkiej Trójki. Pokonuje się podczas niego w sumie nie tylko 50 km, ale też 10 000 metrów różnicy wysokości. Sławą cieszy się również zjazd (15 km z różnicą poziomów 1880 m) ze Schwarze Schneid do samego Sölden. Ikoną jest wreszcie arena dorocznych, październikowych, inauguracji sezonu alpejskiego Pucharu Świata, czyli nartostrada nr 31 na lodowcu Rettenbach (co ciekawe, kobiety i mężczyźni jadą tu slalom gigant po tej samej trasie). Skądinąd nie przez przypadek kilka sezonów temu „twarzą” Sölden został Body Miller, znakomity alpejczyk ze Stanów Zjednoczonych, znany nie tylko z sukcesów na stokach, ale też z imprezowego usposobienia (za użyczenie wizerunku zainkasował ponoć ok. 300 tys. euro).
Uchodzący za dość wymagający, jak na lodowiec, Rettenbach, połączony jest z Tiefenbachgletscher (ma opinię łagodniejszego) wydrążonym w skale grubo powyżej 3200 m n.p.m. tunelem (oczywiście wedle reklam to „najwyżej położony skitunel na świecie”).
Magnesem dla snowboardzistów i freeskierów jest snowpark na Giggijoch (2450 m n.p.m.). Nawet wśród fachowców miejsce budzi uznanie – od gigantycznej powierzchni począwszy po instalacje na każdy poziom zaawansowania. Również freeriderzy (czy po prostu ci, którzy lubią wyzwania jazdy w terenie) muszą być pod wrażeniem ogromu przestrzeni pozatrasowej w tej stacji. Wariantów jest multum i to najrozmaitszego charakteru. Ot, choćby niedaleko Gaislachkogl można spróbować długiego na jakieś 200 m żlebu o północnej ekspozycji, który w lokalnej gwarze zwany jest Krumpe Rinne, czyli „pochyły”. I faktycznie, nachylenie nie należy do najmniejszych, acz kuluar jest na tyle szeroki, że pozwala na płynne skręty. Zwłaszcza, że śnieg bywa tam wyśmienity, a podłoże zwykle jednolite na całej długości. Zjazd Krumpe Rinne jest więc ceniony nawet przez miejscowych.
Inny charakter ma, na przykład, zjazd z lodowca Tiefenbachgletscher do doliny Venter Tal. Do pokonania jest 1800 m różnicy poziomów – nic dziwnego, bo zjeżdża się z prawie 3250 m n.p.m. Największą atrakcją tego wariantu jest jego zróżnicowanie – garby, kociołki, płanie, rozmaite nachylenia i eskpozycje, a więc i rodzaje śniegu z puchem oczywiście na czele. I, co nie najmniej istotne, cisza i brak tłumu. Dzieło wieńczy odcinek między drzewami nad korytem spływającego do doliny potoku… Potem trzeba tylko jakoś wrócić do stacji (bo zjeżdża się jakieś 14 km od Sölden).
PO CZWARTE (A DLA NIEKTÓRYCH PIERWSZE): BAL
Smakosze z kolei znajdą radość chociażby w schronisku Gampe Thaya, zachowanym w stanie niezmienianym od kilku dobrych dziesiątek lat. Dobrze pożywią się tam ci, którzy lubią próbować lokalne specjały. Można zamówić na przykład całą ich olbrzymią patelnię.
Na koniec nart, już po zjeździe do miasta, obowiązkowa jest w Sölden mała buteleczka Zirberliquer, czyli napitku z szyszek limby. Dla niektórych to ledwie początek après-ski – na przykład w barze „S’finale” (od „ski finale” oczywiście), zawsze przy wtórze głośnego austriackiego disco polo, z tańcami (także na stole, i to już wczesnym popołudniem) oraz wątkami „cała sala śpiewa z nami”.
Takie to są narty Sölden…