O szkoleniu instruktorów, czyli wolność nie znaczy bałagan

W efekcie tzw. deregulacji zawodu instruktora narciarstwa pojawiły się zastępy ludzi, którzy wprawdzie mają formalne prawo do nauczania jazdy na nartach, ale nie spełniają przyjętych w świecie wymogów.

Mój tekst z minionej zimy „Instruktor zderegulowany” (Ski Magazyn 62), przeniesiony latem do Facebooka, wywołał kolejną falę reakcji czytelników. Lecz nie ma się co dziwić, że temat ten nadal jest żywo komentowany. Przypomnę tylko: dowodziłem, że deregulacja zawodu instruktora narciarstwa przyniosła rozchwianie się systemu szkoleń narciarskich w Polsce. Co najważniejsze, wobec braku jednolitych wymogów egzaminacyjnych, ekstremalnie zróżnicował się poziom szkoleń kadrowych. W efekcie na rynku pojawiły się zastępy ludzi, którzy mają formalne prawo do nauczania jazdy na nartach, ale nie spełniają wymogów stawianych przez Polski Związek Narciarski i organizacje międzynarodowe.

W imieniu PZN procesem szkolenia zajmuje się Stowarzyszenie Instruktorów i Trenerów Narciarstwa. I czy to się komuś podoba, czy nie, po deregulacji nadzór nad szkoleniem kadr instruktorskich przeszedł z poziomu ministerialnego do poziomu narodowych związków sportowych – w przypadku narciarstwa przypadł więc właśnie PZN-owi, działającemu ramię w ramię z SITN-em.

Alpejskie szkoły narciarskie słyną z ostrożności w doborze instruktorów. Dlatego byle legitymacja nie wystarczy, by znaleźć w nich pracę

O tym, że nadzór nad całością szkolenia jest potrzebny, świadczą chociażby pojawiające się od kilku lat firmy, które oferują kilkudniowe kursy na stopnie bliżej nieokreślonego instruktora narciarstwa. Również dla świata zewnętrznego polska deregulacyjna „wolność” stała się niezrozumiała. Dobitnym przykładem takiego zagubienia się jest ubiegłoroczne pismo Biura Sportu i Turystyki włoskiej prowincji Trydent-Górna Adyga (Południowy Tyrol). W imieniu Biura pismo do SITN-u wystosował Konsulat Honorowy RP w Trentino.

Wystarczy krótki cytat, by zrozumieć, jak nasz system widziany jest w Alpach: „Biuro Sportu i Turystyki otrzymuje z Polski ogromne ilości podań o wydanie pozwolenia na wykonywanie zawodu instruktora narciarskiego w regionie Trydentu-Górnej Adygi. Prosimy o pomoc w zdefiniowaniu tytułów i stopni instruktorskich, a w szczególności:

  1. . Czy instruktor rekreacji ruchowej w narciarstwie powszechnym ma takie same prawa do nauczania jak instruktor PZN? Co oznacza dokładnie ‘instruktor rekreacji ruchowej’, a co ‘narciarstwo powszechne’?
  2. Czym różnią się uprawnienia osób z legitymacjami wydanymi przez poszczególne Akademie Wychowania Fizycznego? AWF Kraków wydaje legitymację ‘instruktor rekreacji ruchowej specjalność narciarstwo zjazdowe’, AWF Katowice – ‘instruktor dyscypliny sportu narciarstwo alpejskie’, a AWF Wrocław – ‘instruktor w rekreacji ruchowej’ bez wzmianki, w jakiej dziedzinie sportu.
  3. Dlaczego firma Polska Akademia Sportu wydająca certyfikaty w języku angielskim, raz używa nazwy ‘ski instructor’, a raz ‘sports instructor in ski’, skoro są to podobno uprawnienia międzynarodowe 3 stopnia? Notujemy też w przypadku tej firmy różnice wpisywanej liczby godzin na kursie, sięgające nawet stu godzin w przypadkach podobnego certyfikatu.
  4. Dlaczego część legitymacji posiada daty ważności, a część nie? Czy uprawnienia są aktualizowane, weryfikowane co pewien czas?” Pytań i wątpliwości zgłoszono dużo więcej … Wszystkie świadczą o zawiłości polskiego niejednolitego systemu szkolenia. Przy okazji można uzmysłowić potencjalnym klientom rozmaitych instytucji, oferujących kursy kończące się nadaniem „międzynarodowych” uprawnień, że firmy te „po odejściu od kasy reklamacji nie uwzględniają”. Legitymacje z wziętym z sufitu i wpisanym chociażby tysiącem godzin zajęć, nawet wypełnione w obcych językach, nie dają gwarancji na zatrudnienie ani w kraju, ani poza jego granicami. Zwłaszcza w Alpach ostrożność tamtejszych szkół czy biur regionalnych jest duża, a lokalnych obostrzeń znacznie więcej niż u nas. Swoboda w zdobywaniu nie tyle autentycznych kwalifikacji, co odpowiednio nazwanego papierka, nie prowadzi do szczęśliwego finału. Świadczy o tym rosnąca liczba absolwentów owych dziwnych kursów, którzy zapisują się na egzaminy regionalne SITN PZN, chcąc „nawrócić się” na system szkoleniowy związku narodowego. Owszem, w dochodzeniu do stopnia instruktorskiego bardziej rozbudowany, a przez to dłuższy i droższy, ale też umocowany w PZN, w szkołach licencjonowanych, w kontaktach międzynarodowych, w programach nauczania, o tradycji nie wspominając.

Deregulacja nie powinna oznaczać rozregulowania. Po prostu: zasady sprawdzone zarówno u nas, jak na świecie, zobowiązują do zachowania wysokiego poziomu programu szkolenia na kursie instruktorskim, zgodnego z wymogami i potrzebami doboru kadry prowadzącej zajęcia sportowe, metodyczne i teoretyczne. A potem, co równie ważne, do obiektywnej weryfikacji nabytych umiejętności poprzez zaliczenie sprawdzianów przed niezależnymi, zewnętrznymi egzaminatorami, stosującymi zunifikowane kryteria.