Jędrek Bargiel, jego Pantera, inne góry oraz plany część 3
Opowieść Andrzeja, która ukazała się w 72, papierowym wydaniu Ski Magazy,u – wysłuchał
Tomasz Osuchowski
zdjęcia Marcin Kin
………….Musiałem w związku z tym niefartem trochę improwizować, częściowo schodząc po jakichś poręczówkach, a częściowo zjeżdżać na jednej narcie. Śniegu, a właściwie szreni łamliwej, było po pas, a pod spodem kilkadziesiąt centymetrów miękkiego. Tak że strasznie momentami zapadałem się w tych pułapkach, a „łapało” tak, że miałem poranione uda mimo kombinezonu. Siła działała w dół jak na wyrwanie zablokowanych nóg.
Walczyłem z tym jakieś chore godziny, ale już było mi wszystko jedno. Po prostu chciałem tylko szybko dostać się w dół. Zdałem sobie sprawę, że to końcówka i punkt kulminacyjny całego przedsięwzięcia. Motywacja była mega. Właściwie nie odczuwałem już zmęczenia i uciążliwości. Gdybym miał obie narty, zjechałbym w pół godziny, a tak kosztowało mnie to z 6 godzin albo dłużej mozolnej rzeźby. Ale udało się.
Dojechaliśmy do bazy i nastąpiło totalne odprężenie. Wszyscy zadowoleni. Później jednak jeszcze mieliśmy dwa dni zdjęć, których nam trochę jednak brakowało.
Po wszystkim zlecieliśmy dwoma śmigłowcami do doliny, a potem pojechali samochodami nad jezioro Issyk Kul. Ciekawe, bo zasolone, znajdujące się około 120 km od Biszkeku, stolicy Kirgistanu. Jest tam piaskowa plaża , do tego plus 30 stopni. Polała się Bieługa… I było fajnie.
Już wtedy był hotel i powrót do cywilizacji.
Potem scena jak z Greka Zorby. Wstaję rano, wychodzę na molo – jak w Sopocie – patrzę, a tu Kinu z Poburą w kapeluszach tańczą na piasku karaoke… A może to przywidzenie było? Myślę, kur…, co się tutaj dzieje? Jeszcze 12 godzin temu wszyscy w depresji, smutni, a tutaj turbo energia, powrót sił witalnych. No bo się udało.
Owszem, nie tylko zdobyłem Śnieżną Panterę, ale pobiłem też rekord Denisa Urubko, jeśli chodzi o tempo. Nie spotkaliśmy się jednak nigdy dotąd. Zresztą z tymi rekordami jest tak: musi być jakiś rekord, bo wtedy media mają o czym mówić, a sponsorzy otwierają chętniej sejfy. A tak naprawdę robi się to najpierw dla przygody, a później dopiero dla egzystencji.
A jeśli chodzi o to, że ja zaliczyłem Panterę po części na nartach, a Urubko „z buta”, to w przypadku tych akurat szczytów nie wpływa to jakoś znacząco na wynik. Przecież i tak tego samego dnia zszedłbyś na dół, tylko by ci to zajęło kilka godzin dłużej. Tutaj te odległości nie są takie duże, jeśli w 10 godzin jesteś w stanie wejść na szczyt.
Rzecz jest w wydolności. Moja jest ok. Tętno spoczynkowe zależy oczywiście od tego, jaką mam krew w danym momencie, jak jestem wytrenowany. Bywa więc różne. Ale niekiedy po takich wyprawach spada do niebezpiecznych dwudziestu kilku uderzeń na minutę w spoczynku.
Bo jak wracasz po długim pobycie w górach, to masz gęstą krew. Biorę nawet niekiedy przez jakiś czas po powrocie zastrzyki przeciwzakrzepowe. Podobnie podczas powrotnego lotu samolotem.
Są i inne objawy przestawienia organizmu po wyprawie. Możesz gadać 10 minut jak najęty albo śpisz jakbyś w ogóle nie oddychał. A tam spadliśmy nagle z wysokich gór prawie do poziomu morza.
Chodzę i zjeżdżam na Atomicach. Tym razem używałem modelu Backland. Jestem z nich bardzo zadowolony. Są bardzo lekkie, co przy włażeniu na takie góry jest ważne. Wolałbym może szersze i dłuższe, ale trzeba je tam jednak wynieść… To zresztą jest inna forma narciarstwa. Bierzesz narty, żeby było łatwiej i szybciej, bo bez zapadania iść pod górę, a potem ostrożnie i czujnie zjechać. Skupiasz się na efektywności działań, a nie finezji i prędkości.
Backland dają kompromis pomiędzy podchodzeniem i zjazdem. Są przecież nieco szersze od klasycznych wyścigowych skitourowych i chyba mają 15 proc. rocker z przodu, co zdecydowanie ułatwia jazdę w świeżych śniegach i zapobiega nurkowaniu dziobów. Wiązania są też lekkie, ale solidne. Jako komplet wszystko fajnie działa. Dla moich potrzeb ten set się bardzo dobrze sprawdza.
Podczas ataku szczytowego miałem też uprząż, raki, dwie pary gogli, rękawiczki na zapas, puchowy kombinezon, telefon satelitarny, lokalizator, dwa techniczne czekany, nóż, śruby do asekuracji, apteczkę, linę – razem 10-15 kg.
W dzisiejszych czasach sprzęt jest bardzo lekki. Na przykład lina do asekuracji – jest cienka, a wytrzymuje ze 2 tony.
Zagrożenie lawinowe? Było. Po dużym opadzie zawsze czekaliśmy, kiedy zaświeci słonko i wszystko zacznie zjeżdżać. Mamy więc sporo ponagrywanych lawin. Na przykład na Piku Komunizma mieliśmy ustawioną kamerę na time laps na noc. Odtwarzając, widać było schodzące co chwilę lawiny i to na przewyższeniu sięgającym 2000 m.
W wysokich górach wyraźnie widać, że konfiguracja terenu i klimat się ostro zmieniają. Lodowców w dolnych partiach ubywa.
W Polsce mam mnóstwo roboty i wiele spraw zaniedbanych. Choćby w TOPR chciałbym odrobić godziny społeczne, wziąć dyżur w „piątce”, czyli w schronisku Pięć Stawów, powspinać się. TOPR daje znakomite możliwości szkoleniowe, jeśli ktoś chce się rozwijać. Ratownictwo daje także obycie z postępowaniem w trudnych sytuacjach i umiejętność przewidywania oraz minimalizowania zagrożeń.
Chciałbym również dokończyć szkolenie na przewodnika IVBV. Zawsze jest to jeden zawód więcej oraz możliwość zarabiania pieniędzy w górach. Papiery, a przede wszystkim szkolenie IVBV, uprawniają też do jeżdżenia z ludźmi poza trasą. Co prawda nie chciałbym robić tego zawodowo, lecz zostawić sobie tę działkę jako hobby. Zawsze to dodatkowa możliwość utrzymania. A stawki przewodnika wysokogórskiego są już godne, zważywszy na odpowiedzialność, wysiłek i fakt, że tego zawodu nie można uprawiać do późnej starości.
W Polsce nie jest jeszcze zagospodarowany heliskiing, choć wielu ludzi korzysta z takiej formy narciarstwa za granicą. Może kiedyś pójdę też w tym kierunku.
Teraz do końca czerwca mam kontrakt z Canal Plus. Dotychczasowym sponsorem była więc firma zajmująca się logistyką. I tak naprawdę dzięki niej wszystko się na poważnie zaczęło. Wiele im zawdzięczam.
W przypadku telewizji, jako sponsora głównego, mogę mieć poza nią tylko mniejszych, lub przez nich zaakceptowanych partnerów. Dlatego nie sponsoruje mnie już totalizator, który wcześniej wspierał moje działania. Telewizja przyjęła mój projekt jako „program premium” i decyduje o doborze partnerów uzupełniających.
Wśród wspierających mnie jest również Sobiesław Zasada Automotive, który zapewnia mi samochód Mercedesa i jego obsługę, a wreszcie Atomic, który dostarcza mi sprzęt narciarski na wyprawy.
Właśnie dzięki udziałowi sponsorów udało się upublicznić mało atrakcyjną do niedawna medialnie aktywność sportową. Nawet słynna CNN ponoć wstępnie interesuje się pokazaniem ataku szczytowego. Widać więc, że zainteresowanie odbiorców przesuwa się od dyscyplin halowych w kierunku coraz bardziej popularnego outdooru.
Na tą zimę chcę wspólnie ze znajomymi wynająć mieszkanie w Chamonix, kupić tam karnet i… bywać częściej w górach. Z Warszawy można tam dolecieć za przystępną cenę. Sprzęt na miejscu to duża wygoda. A terenów freeride’owych jest tam mnóstwo. Wystarczy znać okolice i umieć poruszać się w górach. A wszystko z boku, ale jednak w pobliżu mas narciarzy, skupiających się przy wyciągach.
Ponieważ bycie w górach stało się moim zawodem, to jest to po prostu zapewnienie sobie możliwości treningowych.
Takich dzikich miejsc jest zresztą w Alpach francuskich multum.
Jestem też zaproszony do Whistler na prelekcję, więc będzie okazja pojeździć na nartach w zakątku świata, w którym jeszcze nie byłem. Chciałbym też polecieć do Japonii na Hakubę. Póki człowiek jest młody, warto oglądać świat. Na biznesy zawsze jest czas.
Żadnych wielkich planów więc na razie nie robię. A te wyprawowe? Cóż, trzeba się już sprężać. Budżety są zamykane do listopada…
Rozmowa odbyła się w gościnnej Restauracji Bubuja , hotelu Art&Spa w Zakopanem (wyśmienita kuchnia, jak na swoje ****gwiazdki, na każdą kieszeń, a na dodatek właściciele mają sportowe tradycje – Ewa Grabowska Gaczorek jest znakomitą narciarką: była mistrzynią Europy juniorów w slalomie gigancie, olimpijką z Sarajewa, uczestniczką Mistrzostw Świata w Garmisch-Partenkirchen i wielokrotną mistrzynią Polski w konkurencjach alpejskich).