Skitourowy trawers Tatr

Przejścia Andrzeja Miklera i Tomasza Gąsienicy Mikołajczyka wytyczają trasę skitourową najbardziej zbliżoną do przebiegu Głównej Grani Tatr.

Początkowo zrodził się pomysł przejścia na nartach grani Tatr Zachodnich w ciągu jednego dnia – i to się Andrzejowi Miklerowi udało w czasie 13 godzin 50 minut. Po dwóch latach z Tomkiem Gąsienicą Mikołajczykiem wybrali się na narciarską turę wzdłuż grani Tatr Wysokich, nie tylko po Liliowe, ale aż do schroniska na Ornaku – i pokonali tą trasę w 12 godzin i 50 minut.
Oba te przejścia, dokonane co prawda w dwóch różnych latach, wytyczają trasę skitourową najbardziej zbliżoną do przebiegu Głównej Grani Tatr. W Tatrach Wysokich biegnie ona przez wybitne przełęcze i górne partie walnych dolin, nie oddalając się zbytnio od grani głównej. Natomiast w Tatrach Zachodnich skitoura wiedzie przez szczyty i przełęcze położone w głównej grani.

W ubiegłym roku Adam Gomola i Bartek Golec dokonali przejścia trawersu Tatr w czasie 27 godzin, od Ździaru do Zuberca, ale na odcinku Tatr Zachodnich nie granią, tylko przez przełęcze Tomanową, Iwaniacką, Bobrowiecką i Salatyńską, gdzie nie było już pokrywy śnieżnej. Wyczyn Andrzeja Miklera i Tomka Mikołajczyka zasługuje na szersze upublicznienie.

Samotnie na nartach granią Tatr Zachodnich
O przejściu tej grani na nartach Andrzej Mikler myślał już od kilku lat. – Pomysł zrodził się, jak byłem na dyżurze ratowniczym na Kasprowym Wierchu i przy bardzo dobrej widzialności patrzyłem na Tatry Zachodnie – przypomina sobie Andrzej. – Pomyślałem sobie wtedy, że byłaby to ambitna i logiczna tura. Pieszo latem i zimą grań tą w różnych warunkach przechodzono nieraz. Ale na nartach, kiedy wszystkie szczyty pokryte są jeszcze śniegiem – czegoś takiego nie było. Cały czas czekałem na odpowiednie warunki. To pogoda nie dopisywała – albo były złe warunki śniegowe i zagrożenie lawinowe, albo po prostu nie miałem czasu, gdyż w ostatnich latach odbywałem praktykę przewodnicką w Alpach. Dopiero pod koniec zimy 2013 roku znalazłem trochę luzu. Dużo chodziłem po górach, przygotowywałem się do Trofeo Mezzalama, maratonu wysokościowego w Alpach. Kondycja była dobra, forma też – wyczekiwałem tylko na warunki. W kwietniu spadło w Tatrach sporo śniegu, w połowie miesiąca Tatry były w zimowej szacie. 15 kwietnia byłem z żoną w Dzianiszu oglądać łany krokusów i stamtąd zlustrowałem słowackie Tatry Zachodnie. Stwierdziłem, że są całe zaśnieżone, a niektóre ośnieżone stoki skrzyły się w promieniach słońca. Po południu zapadała decyzja – jutro wyruszam na grań.

Wszystko, co niezbędne na taką turę, spakował do zawodniczego plecaka: raki, harszle, dwie pary fok, 5 litrów napoju izotonicznego, kanapki, trzy banany i żel energetyczny. Przygotował też lekkie narty do skialpinizmu, które łatwo i szybko można było przypiąć do plecaka. Technikę przepinek, klejenie fok miał opanowane do perfekcji, chodziło o to, by nie tracić zbyt dużo czasu na trasie na te czynności.
16 kwietnia 2013 roku wyjechał pierwszą kolejką na Kasprowy Wierch. Było już po godzinie 7, więc za późno, by cofnąć się na Liliowe, która oddziela Tatry Wysokie od Zachodnich. Andrzej tak tłumaczy swoją decyzję: – Wiedziałem, że jest już dość późno, by zaczynać grań od Liliowego. Obawiałem się, że może mi potem zabraknąć czasu na dokończenie grani w ciągu jednego dnia.
Pogoda w tym dniu była idealna – bezchmurna, a warunki narciarskie rewelacyjne. Z Kasprowego ruszył o godz. 7.30. Po 8 minutach był na Pośrednim Wierchu Goryczkowym, a po 18 minutach na Goryczkowej Czubie. Podchodząc na oba te szczyty, nie przypinał nart do plecaka, ale żeby było szybciej, trzymał je w rękach. Potem ominął Suche Czuby Kondrackie, na których były nawisy śnieżne. Na całej trasie ominął jeszcze tylko Igłę w Banówce, na wszystkie pozostałe wchodził na nartach lub w rakach. Po 65 minutach od wyjścia z Kasprowego był na Kopie Kondrackiej, a po kolejnych 40 minutach na Ciemniaku. Na szczycie ustawił aparat na słupku granicznym i zrobił sobie zdjęcie, gdyż jeszcze nikogo nie spotkał na trasie.


Stamtąd rozpoczął pierwszy dłuższy zjazd przez Stoły na Tomanową Przełęcz. Potem czekały go dość duże deniwelacje pomiędzy przełęczami a szczytami nad Doliną Kościeliską. Kiedy doszedł do Błyszcza, postanowił zboczyć z głównej grani i wejść na najwyższy szczyt Tatr Zachodnich – Bystrą (2250 m n.p.m.), co zajęło mu 15 minut. Była godzina 11.30. Z wierzchołka zobaczył, że jest ktoś na Starorobociańskim Wierchu (2176 m n.p.m.), najwyższym szczycie polskich Tatr Zachodnich. Zjechał z Bystrej, potem z Błyszcza, wszedł na Starorobociański i poniżej na przełęczy spotkał tego turystę. Poprosił go o wykonanie zdjęcia na dowód i pamiątkę z przejścia tej graniowej tury. Tam również zrobił sobie krótką przerwę na posiłek i odpoczynek, po czym przypiął foki i ruszył dalej granią nad Doliną Chochołowską – przez Kończysty Wierch, Jarząbczy Wierch i Łopatę na Wołowiec, z którego zjechał na Jamnicką Przełęcz.
Czekało go przejście najtrudniejszego odcinka grani Tatr Zachodnich – przez szczyty, na których są ubezpieczenia, ale które wtedy znajdowały się pod grubą warstwą śniegu. Dodatkowym utrudnieniem były duże nawisy na eksponowaną, północną, stronę grani.

Na Jamnickiej Przełęczy Andrzej odpiął narty, przypiął je do plecaka. Potem cały odcinek grani – przez Rohacz Ostry, Płaczliwy, Trzy Kopy, aż po Hrubą Kopę – przeszedł w rakach. Był to najbardziej wyczerpujący odcinek skitoury. Na Trzech Kopach wyjechała mu spod nóg deska śnieżna. Z Hrubej Kopy zjechał na nartach i rozpoczął podejście na Banówkę, znowu w rakach, omijając Igłę z Banówce. Raki zakładał jeszcze na Skrzyniarkach, gdzie miejscami trawersował od strony północnej, a śnieg był tam twardy, zmrożony.
Dalszą trasę od Skrzyniarek pokonywał już cały czas na nartach – przez Salatyn, Brestową i Zuberski Wierch do Przełęczy Palenicy. Słońce zachodziło, kiedy rozpoczynał podejście na Siwy Wierch. Tam założył czołówkę i po 35 minutach od Siwego Wierchu, przez Siwą Kopę i Rzędowe Skały, dotarł na ostatni szczyt w grani – Białą Skałę. Stamtąd ostrożnie, bo było już ciemno, zjeżdżał lasem do drogi w rejonie Huciańskiej Przełęczy Wyżniej. Była godzina 21.20. Tam czekała na niego żona, do której zatelefonował jeszcze z Wołowca. O godzinie 22.30 byli już w domu w Zakopanem.

Przejście prawie całej grani Tatr Zachodnich na nartach i w rakach w czasie 13 godzin 50 minut, z wejściem jeszcze na Bystrą, jest z pewnością świetnym wynikiem. Na 44 kilometrowej trasie Andrzej wszedł na 34 szczyty, pokonując deniwelację 4600 metrów. Na trasie aż 21 razy przyklejał foki, ale ponieważ robił to z dużą wprawą, zatem wiele czasu nie stracił na wykonanie tych czynności. Miał też szczęście do pogody i warunków narciarskich. Umiejętności i górska wiedza oraz trafny wybór trasy na poszczególnych odcinkach grani, której fragmentów poprzednio nie znał, gdyż nawet latem ich nie przechodził – to wszystko złożyło się na powodzenie tego projektu.
A kilkanaście dni po przejściu grani Tatr Zachodnich wziął udział w Trofeo Mezzalama w zespole z Tomkiem Gąsienicą Mikołajczykiem i Andrzejem Maraskiem.


Wzdłuż grani Tatr Wysokich
Również w kwietniu, ale dwa lata później, Andrzej Mikler wybrał się na turę wzdłuż Głównej Grani Tatr Wysokich, tym razem z Tomkiem Gąsienicą Mikołajczykiem. Postanowili przejść trasę od Ździaru nie tylko po Liliowe, ale aż do schroniska na Ornaku w Dolinie Kościeliskiej. Jest to punkt położony bardziej na zachód niż wylot Doliny Cichej, uważany za zachodni skraj Tatr Wysokich.
Kilkanaście dni wcześniej sprawdził swoją formę, wchodząc w ciągu dnia z nartami na trzy wysokie tatrzańskie szczyty, z których zjeżdżał na nartach – Rysy, Wysoką i Gerlach. Na tym miał zamiar zakończyć sezon zimowy, okazało się jednak, że są jeszcze dobre warunki narciarskie. Prognoza na 22 kwietnia 2015 roku była obiecująca – miało być pogodnie i ciepło. Nie było też zagrożenia lawinowego.

Dzień wcześniej zatelefonował do mnie Tomek z pytaniem, czy mam wolny dzień i czy nie wybralibyśmy się na skitourę – wspomina Andrzej. – Miałem, więc zaproponowałem mu trawers Tatr Wysokich z nawiązką, czyli aż do Doliny Kościeliskiej. Dotychczas były to przeważnie przejścia od Doliny Kieżmarskiej po Popradzki Staw, czasem po Krywań, przeważnie w ciągu dwóch dni. Naszym celem było rozpoczęcie tury w Tatrach Bielskich i dojście do schroniska na Ornaku, czyli poza najbardziej wysunięte w kierunku zachodnim szczyty Tatr Wysokich. Dojechaliśmy samochodem pod leśniczówkę do Doliny Monkowej w Ździarze, skąd wyruszyliśmy o godz. 6 z nartami przypiętymi do plecaka.
Doszli do wylotu Doliny do Regli i rozpoczęli najdłuższe spośród ośmiu czekających ich na trasie podejść – miało prawie tysiąc metrów przewyższenia. W lesie było mało śniegu, dopiero kiedy doszli na próg Doliny Szerokiej, powyżej górnej granicy lasu – wpięli narty. Warunki były dobre, miejscami twardo. Po półtorej godzinie od rozpoczęcia tury stanęli na Szerokiej Przełęczy Bielskiej, skąd trawersem dotarli do Przełęczy pod Kopą Bielska (1934 m n.p.m.). Stamtąd zaczynały sie dopiero Tatry Wysokie. Zjechali do Doliny Białych Stawów, a potem trawersem dotarli do schroniska przy Zielonym Stawie Kieżmarskim – dwie godziny od startu.
Staw był zamarznięty i pokryty śniegiem, zatem wybrali najkrótszą drogę – przez jezioro pod próg Dolinki Dzikiej. Teraz czekało ich kolejne, ponad 800 metrowe podejście na Baranią Przełęcz (2389 m n.p.m.). Na próg Dolinki Dzikiej podchodzili żlebem, nie tak jak wchodzi się latem. Odcinek, gdzie było twardo, pokonali z nartami przypiętymi do plecaka. Wyżej było trochę świeżego śniegu po ostatnich opadach. Nad progiem wpięli narty, które odpięli dopiero 200 metrów poniżej Baraniej Przełęczy, na którą weszli z nartami na plecaku. Po tych dwóch najdłuższych podejściach dalsza trasa była przeplatana zjazdami, trawersami i mniejszymi podejściami.

Zjazd do Doliny Pięciu Stawów Spiskich był przyjemnością – stok dosłoneczny, zrobiło się ciepło. Dojechali do zamarzniętych stawów powyżej Chaty Tery’ego i od razu rozpoczęli podejście w stronę Dolinki Lodowej, by wyżej skręcić w lewo i zakosami dojść na Czerwoną Ławkę (2352 m n.p.m.), przed którą 150 metrów niżej zdjęli narty. Z przełęczy rozpoczęli zjazd do Doliny Staroleśnej, przez Strzeleckie Pola do Siwych Stawków, skąd trawersem pod Jaworowym Szczytem do Zbójnickich Stawów i Kotlinki pod Świstowym Szczytem. Tam zrobili sobie pierwszy krótki odpoczynek – zjedli kanapki, banany. Było ciepło, organizm domagał się coraz częściej płynów, których każdy miał z sobą 3 litry. Stamtąd na nartach weszli na Rohatkę (2290 m n.p.m.).
Z przełęczy do Zmarzłego Stawu pod Polskim Grzebieniem było twardo, więc na górnym odcinku w żlebie zsuwali się na nartach. Potem czekał ich zjazd koło Litworowego Stawu do Dolny Kaczej, a 150 metrów powyżej Kaczego Stawu rozpoczęli ponad 600 metrowe podejście na Żelazne Wrota (2255 m n.p.m.). Na Gerlachowskich Spadach był beton – zdjęli narty i podchodzili w rakach. Było tak twardo, miejscami lód, że nie było śladów po rakach. Dopiero kiedy doszli do Kotła pod Żelaznymi Wrotami, założyli narty. Lecz po kilku zakosach, tuż przed zwężeniem, przy wejściu na przełęcz, ponownie je zdjęli. Po południowej stronie głównej grani warunki narciarskie były dobre. W górnych partiach Doliny Złomisk śnieg był przewiany, a niżej już wiosenny, świetny do jazdy. Po pół godzinie dojechali do schroniska przy Popradzkim Stawie. Było południe – postanowili sobie zrobić przerwę na obiad, a Andrzej dobrał jeszcze na dalszą drogę litr płynów.

Po półgodzinnym odpoczynku ruszyli na nartach do Doliny Mięguszowieckiej, podchodząc po lewej stronie potoku, podnóżami Grani Baszt, do Małego Hińczowego Stawu, po czym tak jak biegnie letni szlak weszli na Koprową Przełęcz Wyżnią (2180 m n.p.m.), ostatnie 150 metrów z nartami przy plecaku. W sumie od Popradzkiego Stawu było to 680 metrów różnicy wysokości. – Tu spotkaliśmy się z Maćkiem Cukrem, również przewodnikiem IVBV, który doszedł przed nas od Kasprowego Wierchu. Na całą skitourę z nami się nie wybrał, ale towarzyszył nam do końca trasy, czyli do Ornaku – wyjaśnia Tomek.

Z Przełęczy Koprowej była piękna jazda po dobrym śniegu, stokami Pośredniego Wierszyka do Doliny Hlińskiej, a potem do dolnej części Ciemnych Smreczyn. Po przekroczeniu potoku założyli foki i rozpoczęli kolejne podejście do Dolinki Kobylej, najpierw zakosami na próg, a potem jeszcze kolejne dwa zakosy na Zawory (1879 m n.p.m.). Stamtąd zjechali do Doliny Wierchcichej, skąd długim trawersem w mokrym śniegu z prawej strony dna doliny Cichej pod Kasprowym i Granią Goryczkowej, stale obniżając się aż do wysokości 1200 metrów, do wylotu Doliny Tomanowej Liptowskiej. Stamtąd rozpoczęli ostatnie już podejście o deniwelacji prawie 500 metrów na Tomanową Przełęcz (1686 m n.p.m.). Kiedy tam dotarli, świeciło jeszcze słońce. Wykorzystali to do zrobienia kolejnego zdjęcia. Wtedy dopiero uwierzyli, że ten ambitny projekt udało im się zrealizować i to w bardzo dobrym czasie 12 godzin 50 minut. – Kiedy przed zachodem słońca staliśmy na Przełęczy Tomanowej, to jak na filmie stanęły nam przed oczyma te wszystkie podejścia, zjazdy i przełęcze. Rano byliśmy w Ździarze, a za chwilę będziemy zjeżdżać do schroniska na Ornaku. To była rekordowa skitoura o długości 55 kilometrów, sumie podejść 4800 metrów, zjazdów 4600 metrów, którą przebyliśmy w niespełna 13 godzin – podsumowuje Andrzej Mikler.
Z przełęczy za niecałe pół godziny dojechali Doliną Tomanową, w większości po jej płaskim dnie, do schroniska na Ornaku. O godz. 18.50 zakończyli turę – trawers Tatr Wysokich z nawiązką.
Obie tury opisałem specjalnie dość dokładnie, gdyż może to być przydatne dla skitourowców, którzy zmierzą się z tymi trasami. Może nawet w lepszym czasie? Przejście skitourowe non stop granią Tatr Bielskich od Tatrzańskiej Kotliny, wzdłuż grani Tatr Wysokich po Lliliowe i granią Tatr Zachodnich po Przełęcz Jaworzyńską to kolejne wyzwanie dla najlepszych, co zaproponowałem Andrzejowi Bargielowi.

Apoloniusz Rajwa jest geografem i meteorologiem, przewodnikiem tatrzańskim I klasy oraz PSPW, ratownikiem TOPR, taternikiem jaskiniowym, wieloletnim współpracownikiem „Tygodnika Podhalańskiego”.

Andrzej Mikler – ur. w 1973 roku w Zakopanem; zawodowy ratownik TOPR, przewodnik tatrzański, międzynarodowy przewodnik wysokogórski IVBV/UIAGM. Z górami związany od najmłodszych lat. Na początku były to samotnewycieczki turystyczne w Tatry, później odkrył wspinaczkę skalną,uprawia też narciarstwo klasyczne i skialpinizm. Na koncie ma wiele przejść dróg klasycznych w Tatrach bez asekuracji, m.in. północno-wschodni filar Ganku przez Gankową Kopkę i północny filar Mięguszowieckiego Szczytu Wielkiego. Brał udział w zawodach skialpinistycznych w Tatrach i Alpach. Jednymiz nich były najtrudniejsze jednodniowe zawody skialpinistyczne naświecie – Trofeo Mezzalama we Włoszech (razem z Grzegorzem Bargielem iTomaszem Gąsienicą Mikołajczykiem), a także Patrouille des Glaciers w Szwajcarii (razem z Grzegorzem Bargielem i Jakubem Brzosko).Oba starty ukończyli jako pierwsi Polacy w historii zawodów.W 2013 roku ponownie wystartował w zawodach skialpinistycznych –Trofeo Mezzalama we Włoszech. Jest również zwycięzcą Międzynarodowych Zawodów Ratownictwa (Żarska Dolina na Słowacji) w 2007 r oraz czterokrotnym zwycięzcą Międzynarodowych Zawodów Ratowników Górskich (Memoriał Vlada Tatarki) w 2008, 2009, 2013 i 2014 roku.W 2009 roku brał udział w Polskiej Wyprawie Ratowników 100-lecieTOPR na Dhaulagiri I (8167 m n.p.m.) w Himalajach.16 kwietnia 2013 roku przeszedł samotnie na nartach Grań TatrZachodnich w czasie 13 godzin 50 minut, bez wcześniejszej znajomościgrani. 5 maja 2014 roku przeszedł samotnie na nartach Wielką Trójkę:Gerlach, Lodowy Szczyt i Łomnicę (od Śląskiego Domudo Śląskiego Domu) w czasie 16 godzin. 22 września 2015 wszedł na 6 szczytów zaliczanych do Wielkiej Korony Tatr. Zaczął od Rysów, przechodząc dalej na Wysoką, Gerlach, Lodowy Szczyt, Durny Szczyt i Łomnicę w czasie 14 godzin 40 minut.

Tomasz Gąsienica Mikołajczyk – ur. w 1974 roku w Zakopanem; zawodowy ratownik TOPR (uczestnik ponad 300 wypraw ratunkowych)., przewodnik tatrzański, Międzynarodowy Przewodnik Wysokogórski IVBV / UIAGM, Instruktor Narciarstwa Polskiego Związku Narciarskiego. Członek zarządu Polskiego Stowarzyszenia Przewodników Wysokogórskich.
Pierwszą drogę wspinaczkową w Tatrach przeszedł mając 15 lat. Jego pasją jest paragliding, wspinanie oraz narciarstwo w każdej odmianie. Zapalony ski alpinista i freerider, dokonał wielu ekstremalnych zjazdów narciarskich, między innymi północną ścianą Cubryny. Ma na koncie wiele trudnych dróg wspinaczkowych w Alpach, Tatrach, Dolomitach. Uczestnik najtrudniejszych zawodów na świecie w skialpinizmie – Pierra Menta  oraz dwukrotnie Trofeo di Mezzalama, jest też złotym medalistą Mistrzostw Polski w tej dyscyplinie.