Tyrolska Zillertal to w istocie aż cztery różne obszary narciarskie. Już to sprawia, że zgrany slogan: „każdy znajdzie coś dla siebie” tu akurat ma pokrycie w rzeczywistości.
I rzecz nie tylko w tym, że jest to jedna z największych narciarskich dolin świata – z 530 km przygotowywanych tras, które obsługuje 180 kolejek i wyciągów oraz niemierzalnymi połaciami do jazdy terenowej. Ważniejszy jest zróżnicowany charakter każdego z zillertalskich rejonów zimowych.
U samego wlotu doliny gości wita Erste Ferienregion Zillertal.
To połączone kolejkami dwa różne w charakterze miejsca. Hochfügen słynie z możliwości pozatrasowych. Położone wysoko (jeździ się głównie powyżej 1800 m n.p.m.), gwarantuje dobry śnieg i brak tłoku. Z najwyższego punktu Pfallenbühel (2431 m n.p.m.) prowadzą wprawdzie – w pięknej scenerii – trasy niebieskie, lecz tuż niżej jest multum rozmaitej trudności off piste. A w okolicy rozgrywa się prestiżowe zawody Big Mountain Freeride World Qualifier. Za granią leży zaś całkiem inna w duchu stacja – Hochzillertal. Jej stoki uderzają szerokością (jeździ się przeważnie powyżej linii lasu), a nachylenie jest idealne dla amatorów – są więc bezpieczne dla początkujących czy rodzin (choć jednej z nartostrad patronuje Stephan Eberharter, złoty medalista olimpijski). Także w Hochzillertal nie czeka się do wyciągów. Przekonać się o tym można już w najbardziej newralgicznym miejscu: przy pierwszej kolejce z doliny w Kaltenbach – bo to z tej wioski szybkimi gondolami wyjeżdża się najczęściej na 1800 m n.p.m. i zbocza Ski Optimal.
Kolejnym mocnym punktem doliny jest Mayrhofen.
Ta wioska stała się jedną z ikon narciarskiej Europy. Gospodarzom udało się pogodzić tradycję z wymogami współczesności. Obok starych zagród (oferujących naturalnie noclegi) stoją luksusowe hotele, a nowoczesna infrastruktura do sportów zimowych nie ingeruje nad miarę w przyrodę. Swoje zrobiło i położenie. W Mayrhofen zbiegają się aż cztery doliny, a zbocza dwutysięczników Penken i Ahorn dają nader zróżnicowane możliwości narciarskie – nie tylko pod względem trudności, ale też nasłonecznienia i układu krajobrazowego: są tu hale, lasy, żleby… Dzięki temu stacja może kierować ofertę do różnych grup.
Oczywiście zapaleńców ze sportowym zacięciem ściąga Harakiri – najstromsza trasa zjazdowa w austriackich Alpach (nachylenie do 78 proc.!). Ma zresztą kilka równie wymagających konkurentek – choćby Devils Run z Horbergkarspitz (2278 m n.p.m.). Lubiący wyzwania w puchu przyjeżdżają na freeride – bo i wariantów pozatrasowych jest multum. Lecz stoki Ahorn są równocześnie świetnym miejscem dla tych, którzy czerpią przyjemność ze spokojnej jazdy po szerokim (bo będącym wielkim plateau), równym stoku (za przygotowanie tras stacja została wyróżniona w International Ski Test). Zasadnie wreszcie Mayrhorn reklamuje się jako raj dla koneserów biegówek i skitourów. Hitem są wyprawy nocne z podziwianiem Alp Zillertalskich przy księżycu.
W centralnej części doliny leży także Zillertal Arena.
W tym największym obszarze narciarskim doliny rzeki Ziller jednego dnia można pojeździć w trzech regionach Austrii: Tyrolu, Ziemi Salzburskiej i Wysokich Taurach.
Z racji rozległości obszaru idealną bazą wypadową jest położone w jego sercu, a kameralne Gerlos. Można stamtąd wyprawiać się do rejonu Zell, w okolice Königsleiten, bądź jeszcze dalej – na Hochkrimml-Gerlosplatte. Na wycieczkę w każde z tych miejsc warto poświęcić cały dzień, bo odległości są spore (choć główne arterie obsługują szybkie krzesełka X-press, zresztą na kwaterę można też wrócić busem). A wszędzie jest do zaliczenia wiele przednich tras.
Wśród zboczy nad Zell wyróżnia się hala Rosenalm. Jej nasłonecznione stoki na 1700 m n.p.m. to ideał dla uczących się nart (zwłaszcza, że są tu przystosowane dla najmłodszych wyciągi). Wprawniejsi pojadą pod Ubergangsjoch, spod którego biegną ciekawe czerwone zjazdy.
Königsleitenspitze (2315 m n.p.m.) w kierunku wschodnim oferuje warianty na każdy poziom zaawansowania. Płanie śniegu (licząc off piste) pokryte siecią wyciągów – czegóż więcej trzeba? Można ruszyć jeszcze dalej: przez granicę Tyrolu z Ziemią Salzburską przebić się pod Plattenkogel (2024 m n.p.m.). To już Gerlosplatte z długimi i jeszcze szerszymi, ale też łagodniejszymi, stokami. Tu właśnie można otrzeć się o Wysokie Taury.
Na Zillertal Arena działa też 10 szkółek wyspecjalizowanych w metodyce nauczania nart najmłodszych.
I wreszcie na samym krańcu doliny króluje lodowiec Hintertux.
Narciarsko jest wyjątkowy już dlatego, że jako jedyny w Tyrolu (i jeden z niewielu w Alpach) otwarty jest także w lecie. Co ważne, sieć wyciągów jest tam stale unowocześniana: dominujące na lodowcach orczyki zastępowane są krzesełkami, a gondole osadzane na dwóch linach, co częściowo uniezależnia je od wiatru. Trasy nie grzeszą stromizną, ale są szerokie. Zresztą kilka z nich wykorzystują do treningów alpejskie kadry, co oznacza, że i ambitniejsi amatorzy mają się gdzie spocić. Nadto układ terenu jest taki, że nawet przy ostrym słońcu da się znaleźć po południu dobry śnieg. A spod skał Gefrorene Wand rozciąga się zjawiskowy widok na lodowiec, górujący nad nim Olperer (3476 m n.p.m.), a także na Alpy Zillertalskie i Dolomity.
Lecz nawet najbardziej zapaleni narciarze powinni poświęcić chwilę na wizytę w Natur Eis Palast. To siatka korytarzy, studni, jaskiń i strumieni, odkryta przypadkiem w 2007 r., uznana przez glacjologów za fenomen i niedawno udostępniona. Niektóre z korytarzy biegną tuż pod powierzchnią lodowca, inne ponad 50 m pod nią. Specjalną atrakcją jest podróż pontonem po podlodowcowym strumieniu. Na przejście ponad półkilometrowej trasy potrzeba godziny.
Kto ambitnie zechce zjeździć całą dolinę, może skorzystać z karnetu Superskipass. Pozwala korzystać z kolejek wszystkich czterech obszarów, skibusów oraz zabrania z sobą za darmo dzieci urodzonych po 1 stycznia 2013 r.
Nie bez znaczenia jest i to, że do Zillertal łatwo można z Polski dotrzeć. Autostradami jest ok. 1200 km z Warszawy, a z Krakowa – 900 km. Kto wybierze samolot, może lecieć do stolicy Tyrolu, czyli Innsbrucku (skąd do doliny najbliżej), albo do Monachium (stąd wygodnymi i tanimi busami Four Seasons w dwie godziny można dostać się pod drzwi kwatery) bądź wreszcie do Salzburga (też niedaleko).