Szczęśliwie pan Heinrich Klier zdecydował się postawić tam trzy wyciągi. W efekcie wyrósł tu największy lodowcowy ośrodek Austrii, zwany „Królestwem śniegu”.
Jadąc doń najlepiej najpierw zahaczyć o Innsbruck – warte zwiedzenia zabytkowe miasto z wielką historią, zarówno tą polityczną, jak… narciarską. Potem, tuż za jego rogatkami, trzeba skręcić w Dolinę Stubai (płacąc kilka euro tzw. wjazdowego). Otaczają ją monumentalne trzytysięczniki (z tym najwyższym Zuckerhutl 3507 m n.p.m.) i błyszczące w słońcu morze lodowców, a po drodze jest kilka niedużych miejscowości: Neustift, Telfes, Fulpmes, Achonberg, Mieders, w których bez problemu można znaleźć wygodną – i tanią – kwaterę. Przed pensjonatami i hotelami zwłaszcza na początku i pod koniec zimy stoi wiele samochodów z polską rejestracją. Polacy w tzw. niskim sezonie stanowią prawie połowę gości doliny!
Cztery lodowce (albo i pięć) w jednym
Pod nazwą Stubaier Gletscher kryją się aż cztery (a według niektórych pięć) lodowce. W każdym razie, jeśli ktoś ma ochotę poszaleć na nartach jest to dobry adres. Christian Gleirscher, miejscowy instruktor, wielki fanatyk gór i nart, mniej doświadczonym radzi na lodowcu trzymać się wytyczonych tras – bo poza nimi mogą trafić się szczeliny. Lodowiec to pływający gigant: sunąca wolno ogromna masa lodu. Jest jednorodna, dopóki nie przyspieszy swojego ruchu bądź nie zmieni kierunku – wtedy właśnie pęka, tworząc rynny i szczeliny. I choć wydaje się to nieprawdopodobne, liczące po kilkaset lat lodowce są w ciągłym ruchu! Czy cofają się i kurczą, czy posuwają do przodu i wtedy rosną, zawsze zsuwają się w dół doliny. Dlatego właśnie słupy wyciągów narciarskich muszą być umacniane kilka razy w roku!
Sztruksiarze, freeriderzy i dzieci na start!
Stoki Stubaier Gletscher po części są – jak to na lodowcach – płaskie. Wszystkie trasy są za to szerokie. Z dolnej stacji Mutterbergalm dostaniemy się na lodowiec – bez przesiadki! – dwiema gondolkami. W początkowym odcinku biegną one równolegle, później jedna skręca do Eisgrat (2900 m n.p.m.), druga zaś do Gamsgarten (2620 m n.p.m.). Na jeden skipass (od 221 do 246 euro za 6 dni) mamy do wyboru 110 km zjazdów (w każdym razie licząc wedle dotychczasowej metody pomiaru – od obecnego sezonu wprowadzane są bardziej precyzyjne normy ustalania długości tras), 25 nowoczesnych kolejek linowych i wyciągów oraz m.in. snowpark Moreboards Stubai Zoo – miejsce spotkań freeskierów i snowboardzistów z całego świata. Lodowcowy Power Department, dbający o bezpieczeństwo poza wyznaczonymi trasami, proponuje z kolei 15 tras freeride’owych.
Dobrzy jeźdźcy mogą spróbować sił na wymagającej Bildstöckljoch ze szczytu Wildspitz na wysokości 3210 m n.p.m. aż do trasy numer 1– Eisjochferner. Jeszcze większym wyzwaniem będzie zjazd czarną Daunhill, chwilami osiągającą nachylenie 60 proc. (start przy nowym czteroosobowym krzesełku Daunjon). Mniej więcej po trzech razach ma się jednak dość.
Stubai to także raj dla rodzin. Już po raz czwarty przewodnik ADAC SkiGuide przyznał stacji tytuł „Najbardziej przyjaznego rodzinie regionu narciarskiego w Alpach”.
W ramach programu Big Family Stubai dzieci mogą korzystać ze szkółek narciarskich i różnych udogodnień. Rodzice też czują to w swoich portfelach – nie muszą płacić za ski passy dla pociech poniżej 10 lat.
Wyciągami do nieba
Mieszkańcy doliny żartują, że ich wyciągami jedzie się prosto do nieba. Fakt: najwyższy dowozi narciarzy na 3200 m n.p.m. A tam warto skosztować znakomitej austriackiej gruszkówki w najwyżej położonym austriackim barze Jochdohle, wyróżniającym się oryginalną – kosmiczną? – konstrukcją ze szkła i metalu. Nieźle można się posilić na stacji Gamsgarten w jednej z kilku restauracji. A już na pewno kulinarnych rozkoszy dostarczy restauracja Schaufelspitz, w pobliżu stacji Eisgrat, uhonorowana 14 punktami Gault Millau. Jej szef David Kostner porzucił pracę w jednym z najbardziej prestiżowych hoteli Londynu, by poprowadzić kuchnię na… lodowcu. I przyrządza tu po prostu… pyszne pierogi.
Dolina Stubai może być wyzwaniem na jeden sezon, chwilową przygodą lub miłością na całe życie. Bo jeśli ktoś połknie bakcyla, to będzie tu wracał. Do końca tego sezonu zostało jeszcze wiele atrakcji: ot choćby… huczne zamknięcie sezonu 19 kwietnia. Ale stacja czynna ma być dużo dłużej – bo przynajmniej do początku maja.
Zyga Chwast – Były akademicki mistrz Polski w różnych dyscyplinach sportu. Z nartami oswajał się od dziecka, kiedy sam skonstruował sobie dwie deski, a potem zjeżdżał na nich z góry. Nie ma wielkich wymagań, do szczęścia wystarcza mu porządna góra i śnieg.