Krok za krokiem, bez pośpiechu, ale w skupieniu. Puls unormowany, liczba metrów nad poziomem morza coraz wyższa. Panująca wokół cisza ujmuje. Jesteś tylko ty i góra.
W głowie zaczynają dominować krajobrazy. Permanentne bombardowanie codziennymi informacjami zanika. Skitoury spełniają marzenie o zwolnieniu tempa. Stąd chyba ten na nie boom.
SKITOURING PODBIJA MASY
Skitouring długo był sportem niszowym, uprawianym przez niewielu. Epokową zmianę przyniosło ostatnie 15 lat. Dość powiedzieć, że spośród 700 tys. mieszkańców Tyrolu na wyprawy skitourowe chodzi dziś ok. 120 tysięcy! I liczba ta ciągle rośnie.
Oczywiście, korzysta z tego przemysł sportowy. W zeszłym sezonie w Austrii sprzedano ok. 55 tys. par nart skitourowych, co stanowi 15 proc. wszystkich nart, które trafiły na rynek. W całym regionie alpejskim sektor skitourowy przynosi 180 mln euro zysku rocznie. Interes się kręci, a perspektywy są wciąż spore, bo wiele wskazuje na to, że skitoury staną się sportem masowym.
GÓRY ZAMIAST FITNESS
Pierwszy cel – schronisko na stokach doliny Arztal przy szlaku wiodącym na Pfoner Kreuzjoch – osiągnięty. Czas na przerwę. Łyk herbaty, rzut okiem na okolicę i w drogę. Teraz wychodzimy powyżej granicy lasu: przestrzeń otwiera się coraz bardziej. Łagodne zbocza (latem pasą się tu krowy i owce) przykryte puchem kuszą. Zeszłej nocy padało. Tym uważniej trzeba ocenić pokrywę śnieżną i naniesione przez wiatr warstwy. Raport lawinowy się zgadza: „na granicy lasu nie stwierdzono większych naleciałości śniegu”. Nie bez powodu okolica ta uchodzi za stosunkowo bezpieczną pod względem lawinowym.
Pod warstwą nowego śniegu leży jednak szreń. Pytanie brzmi: czy ta mniej lub bardziej zamrożona warstwa śniegu wytrzyma? Wiadomo, że jeśli człowiek się zacznie w niej zapadać, sielankowy zjazd zamienia się w torturę. Takie warunki są kolejnym dowodem na użyteczność szerokich nart freeride’owych: dużo większa powierzchnia ich ślizgów wydatnie zmniejsza prawdopodobieństwo załamania się szreni pod ciężarem zjeżdżającego. Młode pokolenie już dawno odkryło ich zalety. Ba, także niektórzy „starzy” skitourowcy schowali już do piwnicy dotychczas używane wąskie – i zawsze głęboko się zapadające – nartki.
Spośród 700 tys. mieszkańców Tyrolu na wyprawy skitourowe chodzi ok. 120 tys. I liczba ta stale rośnie.
Oczywiście, wszystko ma swoją cenę. Wszak przy doborze sprzętu skitourowego trzeba uważać także na każdy gram. Buty ważące 800 gramów to nie to samo, co te czteroklamrowe ważące 1500 gramów. Tyle że znowu: komfort i styl jazdy są w tych lżejszych gorsze.
Tak czy tak coraz bardziej rośnie w siłę grupa tych, którzy zdecydowali się zamienić ćwiczenia w klubach fitness na chodzenie na nartach po górach. Wszak podczas podejść skitourowych pracuje całe ciało: mięśnie nóg, obręcz barkowa, plecy, a także ręce z kijami. Do tego dochodzi krystaliczne (a nie to z klimatyzatora) powietrze, widoki (autentyczne, a nie te z telebimu) i atmosfera samej wyprawy.
CHOĆBY I PO NARTOSTRADACH
Skitourowców widać często także na… wyratrakowanych stokach. Przyczyna jest prosta: wielu początkujących nie ma jeszcze wystarczającej wiedzy na temat podejść w terenie. Czy świeża pokrywa śniegu jest wystarczająco trwała, aby leżąca pod nią zamrożona warstwa się nie załamała? Jak strome może być zbocze, aby bezpiecznie po nim wejść? Oczywiście, stuprocentowo pewnej odpowiedzi nie ma, ryzyko jest zawsze – ale ograniczyć je może jedynie doświadczenie i rozsądek.
Największą jednak przeszkodą dla początkujących bywa… głęboki śnieg. Idealny puch nie zdarza się często, a żeby poradzić sobie w każdych warunkach, trzeba naprawdę dobrze jeździć. Dlatego właśnie wielu skitourowców zadowala się wędrówkami po nartostradach (ku ubolewaniu właścicieli wyciągów, którzy wtedy nie zarabiają).
PRZED SZCZYTEM I NA SZCZYCIE
Dwie trzecie trasy osiągnięte. Przed nami region szczytowy. Podczas podejścia oceniamy każde zbocze, układając w głowie trasę zjazdu. Im wyżej, tym więcej naniesionego przez wiatr śniegu. Na graniach i garbach od strony zawietrznej widać nawisy. Tam najmniejsze obciążenie może skutkować zerwaniem się mas śniegu. Obowiązuje trzeci stopień zagrożenia, dlatego ostrożność jest wskazana. Właśnie przy „trójce” zdarza się najwięcej wypadków. Ale widzimy kilkanaście linii tych, którzy na szczyt dotarli wcześniej oraz kilku właśnie zjeżdżających – pokrywa śnieżna wydaje się być stabilna.
Pfoner Kreuzjoch (2640 m n.p.m.) zdobyty! Trochę wieje, więc odpoczywamy kilka metrów niżej. Podziwiając okolicę, zastanawiamy się, czy na sąsiednich szczytach warunki śniegowe nie są aby lepsze. Podczas zjazdu trzymamy się śladów poprzedników, przynajmniej w regionie szczytu. Na początku śnieg jest jeszcze sprasowany wiatrem, ale już kilkaset metrów niżej znajdujemy nietknięty puch. Tak powinno wyglądać ukoronowanie skitourowej wyrypy.
Manfred Ladstätter jest Tyrolczykiem, urodził się i mieszka w Innsbrucku. Górami fascynuje się od dziecka: spędza w nich każdą wolną chwilę – latem na rowerze, a zimą na fokach.