Kitzbuehel – Cel obowiązkowy

Nie ma chyba narciarza na świecie, który by nie słyszał nazwy Kitzbuehel. Ma to oczywisty związek z najbardziej chyba znanym biegiem zjazdowym na świecie, który już od blisko wieku odbywa się na stokach domowej góry Kitz – Hahnenkamm. Zawody przeciągają co roku kilkadziesiąt tysięcy widzów i słusznie uznawane są za najważniejsze w sezonie. Wielu zawodników uważa, że zwycięstwo na Hahnenkamm jest ważniejsze niż Mistrzostwo Świata. Jednak Kitz to nie tylko zawody – to przede wszystkim znakomity teren narciarskie, który powinien stać się obowiązkowym celem jednego z alpejskich wypadów. Bo jak tu nie być w Kitz…

Miasto
Kitzbuehel to specyficzne miasto – trzeba o tym pamiętać, kiedy się tam wybiera. Jest to najdroższe miasto w całej Austrii. Ceny mieszkań, domów i ziemi biją na głowę centrum Wiednia, nie wspominając o Salzburgu, czy niedalekim Innsbrucku. Jest tu dużo drogich sklepów i butików z modną odzieżą. Jednak nie czuje się tu nieznośnego przepychu i emanowania bogactwem. Wręcz przeciwnie – mieszkańcy bardzo się starają, by w Kitz było miło i przytulnie. Co więcej – były takie lata, że miejscowe hotele, które jak łatwo się domyślić do tanich nie należą – przeżywały najazd nowobogackich Rosjan. Hotelarze w trosce o zachowanie dobrej atmosfery, podjęli kontrowersyjną decyzję o limitach przyjmowanych rezerwacji z Rosji w stosunku do gości z innych krajów! Na dziś limit ten wynosi 10%. Może dzięki temu w miasteczku jest raczej cicho…
Niewątpliwy minus to płatne parkingi – także przy wyciągach. Jest to niemiła odmiana w stosunku do innych rejonów w Austrii. No cóż – ziemia musi na siebie zarabiać. Oczywiście poza wyznaczonymi parkingami szukanie miejsca do zaparkowania to raczej czas stracony. Nam się to kilka razy udało, ale trzeba krążyć i polować – dosłownie jak w centrum Krakowa. Na ulicach panuje spory ruch. Przez wschodnią część Kitzbuehel biegnie przelotowa droga, która przez Przełęcz Thurn łączy Tyrol z Salzburger Landem i dalej z Tyrolem Wschodnim.
Na szczęście ścisłe centrum miasta zachowało historyczny – średniowieczny charakter. Jest tu przepiękny brukowany ryneczek i malownicze kamieniczki. Fantastyczne miejsce na romantyczny spacer po nartach. Nas jednak do Kitz przywiodły głównie narty…

Hahnenkamm 
Muszę przyznać, że mój pierwszy kontakt ze „słynnym” Kitzbuehel mnie rozczarował… Było to wiele lat temu, kiedy mijałem miasto w drodze do Innsbrucka. Nie ta wyobrażałem sobie jeden z najsłynniejszych alpejskich kurortów. Spodziewałem się wielkich gór i bezdrzewnych grani. Tymczasem miasto okazało się być położone dość nisko (800 m), w przytulnej kotlinie, otoczonej wzgórzami i lasami, a słynna Streifa, biegnąca z Hahnenkamm, z okien samochodu okazała się być niewinną przecinką w lesie. Na szczęście to pierwsze wrażenie nie ostudziło mojego zapału zwiedzenia całej stacji narciarskiej. To co najlepsze jest bowiem ukryte przed wzrokiem padającym z doliny.
Domową górą Kitz jest jako się rzekło Hahnenkamm (1668 m), czyli Kogucia Góra. De facto nie jest to typowa góra. Kulminacją Hahnenkamm nie jest wierzchołek, lecz coś w rodzaju płaskowyżu, który wznosi się łagodnie szeroką granią w kierunku szczytu Ehrenbachhoehe. Nie będę się w tym miejscu rozpisywał o zjazdowej trasie z Hahnenkamm, czyli Streifie, bowiem już choćby przez swoja sławę, zasługuje ona na osobny akapit, który znajdziecie na końcu tekstu.
Jazda gondolką przypomina nam, gdzie się znajdujemy. Każdy wagonik dedykowany jest innemu zawodnikowi, który startował w Kitz. Zanim dojedziemy do górnej stacji, można się nieźle wyedukować. Praktycznie każdy, kto wjedzie na Hahnenkamm, kieruje się w lewo na stoki w kotlince pomiędzy Erenbachhoehe (1799 m) i sąsiednim Steinbergkogel (1972 m). Północne stoki Steinbergkogel to raj dla dobrze jeżdżących narciarzy. Znajdują się tu cztery fantastyczne czarne trasy (Powder Heaven, Griesalm, Direttissima i Jufen Steilhang) – dość szerokie, strome i dobrze przygotowane. Słońce pada pod takim kątem, że trasy rzadko puszczają. Jeszcze kilka lat temu Kitz słynęło z dość konserwatywnego podejścia do modernizacji wyciągów, w myśl doktryny, że „skoro działają – to po co przepłacać?”. Teraz wszystko się zmieniło o 180 stopni. Stare wyciągi praktycznie odeszły w niepamięć. Nie inaczej jest na stokach Erenbachhoehe. Rządzą tu dwie sześcioosobowe i jedna ośmioosobowa kanapa.
Trasy schodzące na północ w kierunku Kirchberg znakomicie nadają się na rozgrzewkę. Zwłaszcza wielokilometrowa niebieska trasa nr 25 – Familien Fleck. Trasą tą zjedziemy do sąsiadującego z Kitz miasteczka Kirchberg (837 m). Można wybrać także bardziej proste warianty czerwone. Powrót na szczyt Erenbachhoehe odbywa się gondolką Fleck, której wagoniki pomalowane są we flagi wszystkich państw świata – kolejna lekcja, tym razem geografii. Granią równoległą do Fleck biegnie równie długa niebieska trasa Kaser, obsługiwana przez trzyodcinkowe krzesło Maierl.

Pangelstein
Nasz cel to znaleźć się nartach jak najdalej można, czyli w przypadku Kitz na stokach ponad Pass Thurn, już na terytorium Salzburger Landu. Z Steinbergkogel kierujemy się zatem na południowy zachód granią w kierunku słonecznego kotła pod szczytem Pengelstein (1938 m). Na stokach tej góry śmiało można spędzić cały narciarski dzień. Pięć krzesełek obsługuje tu osiem tras. Dobrym narciarzom polecam szczególnie dwa zjazdy – Hochkauser pod kanapą o tej samej nazwie i przede wszystkim Schwarzkogel, która swój koniec ma na samym dnie doliny w Aschau (1014 m). Trasa nie jest obsługiwana przez żaden wyciąg, dlatego powrót sprawia nieco kłopotu. W Aschau musimy poczekać na ski busa (oczywiście darmowego) i podjeżdżamy 4 przystanki do dolnej stacji nowoczesnej gondolki Pengelstein 1.
Mimo tych niedogodności warto choć raz zjechać Schwarzkogelem. Jest to niemalże pusto – po prostu idyllicznie, a strome odcinki zadowolą każdego, kto lubi przygotowane ostre trasy.

3S
Dalszą drogę w kierunku Pass Thurn przegradza nam głęboka dolina na Giggling. Jeszcze kilka lat temu zjeżdżałem na nartach trasą Pangelstein-Sud, która była wtedy ratrakowana, a teraz jest świetną terenową skiroutą. Osiąga ona przystanek busa na przedmieściach Jochberg (923 m), skąd krzesłem Wagstatt i orczykiem wjeżdżało się na szczyt Wurzhohe (1739 m). Teraz jednak Wurzhohe dostępne jest bezproblemowo dzięki cudowi techniki w postaci gondolki 3S Bahn, którą przeciągnięto nad doliną. Trzeba przyznać, że prawie kilometrowej wysokości przestrzeń, którą pokonuje się niemalże w poziomie robi wrażenie. 3S zabiera na pokład kilkadziesiąt osób na raz.
Stoki Wurzhohe i sąsiedniej góry Barenbadkogel (1883 m) obsługuje pięć krzesełek i dwa orczyki. Obie góry znajdują się w cieniu górującego nad okolicą szczytu Kleines Rettenstein (2216 m). Na zboczach góry przy krzesełku Trattnebach znajduje się świetna czarna trasa – imienniczka szczytu.
Niebieska trasa granią wzdłuż orczyka Gauxjoch spodoba się początkującym narciarzom. Można tu potrenować balans ciała ?- cały czas da się jechać na przysłowiową „kreskę”.

Rasterhohe 
Przemieszczając się dalej w kierunku Pass Thurn napotykamy na najstarsze krzesło w Kitz – Zweitausender, które wywozi na szczyt o tej samej nazwie (2004 m). Krzesło jest trzyosobowe i bardzo wolne, co w połączeniu z często wiejącym tu wiatrem w twarz (od południa) tworzy podróż niezbyt przyjemną. Z pewnością krzesło to jest pierwszym do wymiany w rejonie Kitz, tym bardziej, że jego przepustowość nie koresponduje z popularnością wycieczki na Pass Thurn. Trzeba odstać swoje w kolejce. Na szczęście widoki z Zweitausender wynagradzają wszystkie trudy. Jest to najwyższy punkt w Kitzbuehel dostępny na nartach. Na południe otwiera się panorama na najwyższe pasmo Wysokich Taurów z piramidami Grossglocnkera (3796 m) i Grossvenedigera (3674 m) na czele.
Warto wjechać na Zweitausender jeszcze z jednego powodu – powrót odbywa się dwiema rewelacyjnymi czarnymi trasami o nazwie szczytu. W dolnej części trzeba się postarać – jest stromo, ale na szczęście szeroko.
Grań od Zweitausender ciągnie się na wschód w kierunku szczytu Rasterhohe (1934 m). Po północnej stronie grani, na słonecznej hali, znajduje się kapitalny teren narciarski z fantastycznymi szerokimi trasami i super nowoczesnymi kanapami. Sześć tras obsługują cztery krzesełka z ośmioosobowym Hartkaser na czele. Gdyby choć jedna taka hala była w Polsce…
Przez długie lata krzesło z przełęczy Thurn (1274 m) na Rasthohe był jednym z głównym wyciągów transportowych w rejonie. Gestorzy wyciągów postanowili oszczędzić mieszkańcom i gościom okolic Mittersill (po stronie Salzburger Landu) uciążliwego wjazdu samochodem na przełęcz i zbudowali gondolę Panoramabahn Kitzbueheler Alpen, która swój początek ma na samym dnie doliny w Hollersbach (807 m). Inwestycja, która pochłonęła wiele milionów Euro opłaciła się, a stoki Kitzbuehel zyskały nowe otwarcie od strony południowej. Przy okazji do stacji pośredniej gondolki poprowadzona znakomitą czerwoną trasę Braitmoos. To się nazywa rozmach.

Streif
Jako się rzekło na osobny opis zasługuje słynna Streifa, która bierze początek na Hahnenkamm. Osoby o słabych nerwach proszone są o wybranie świetnej trasy
dla „ludzi” czyli Streif Familienabfahrt. Można, a nawet trzeba choć raz zjechać alternatywnymi trasami Asten i Kampen.
Nas jednak do Kitz przywiodła Streifa, tym bardziej, że byliśmy tam ledwie kilka dni po zawodach Pucharu Świata. Streif Steilhang to na co dzień nie ratrakowane warianty prostujące do Familienabfahrtu. My zastaliśmy prawdziwy niebieski lód z wyraźnymi poprzecznymi markerami na skokach, skrętach i trawersach. Zabawa zaczyna się od samej góry – krótki najazd po starcie i kilkudziesięciometrowy skok na „pionową” ścianę, z ostrym wirażem na dole. My oczywiście nie mieliśmy zamiaru skakać… Dobrze, że naostrzyliśmy narty. Stok po skokiem to najbardziej stromy kawałem Streify. Po ?skoku? Rennstercke łączy się z „regularną” trasą – przed nami długi i łagodny odcinek w lesie. W miejscu gdzie Familien odbija w lewo – my dajemy prosto w dół. Nie radzę się rozpędzać – za garbem znów jest stromo. Za chwilę zaczyna się „normalny teren” więc można się nieco rozpędzić. Za skośnym grzebieniem czeka najdłuższy skok na Streife – tzn. czeka na zawodników, my jednak postanawiamy tam pokręcić. Po skoku, który nie może być za długi trzeba zawirażować w lewo i wysoko najechać na skośny i niezwykle stromy trawers – strach pomyśleć, że zawodnicy jadą tu na kreskę!!! Tym bardziej, że po trawersie czeka jeszcze jedna stroma ściana – na szczęście wklęsła. Na koniec – tuż przed metą – jeszcze hopka. Dla normalnego człowieka niezauważalna, ale dla zawodnika pędzącego z prędkością 130 km/h oznacza to kilkunastometrowy lot. Udało się… można odpiąć narty i iść na zasłużonego drinka.

Kitzbueheler Horn
Po południowej stronie miasta wznosi się jeszcze jeden teren narciarski na stokach Kitzbueheler Horn (2000 m). Jego minus to odseparowanie od innych stoków. Wynagradzają to piękne widoki i zróżnicowanie tras i wyciągów. Transport na górę odbywa się gondolą Hornbahn, a oprócz trzech odcinków gondoli, górę obsługują 4 krzesła i kilka orczyków. Rejon dedykowane jest przede wszystkim snowboardzistom. Gdyby jednak w najbliższym czasie doszło do połączenia wyciągami z sąsiednim St. Johann, które jest dosłownie za miedzą – po prostu po drugiej stronie grzbietu – powstałby świetny i bardzo duży rejon. Czy do tego dojdzie – czas pokaże.

Podsumowanie
Kitzbuehel zdecydowanie zasługuje na swoją sławę. Miasteczko oferuje miłą atmosferę historycznego centrum w sercu gór. Choć dolne części tras znajdują się wśród drzew, górne partie położone są na rozległych i słonecznych halach. Nowoczesne wyciągi i świetne przygotowanie stoków to wizytówka Kitz ostatnich lat. No i oczywiście Streifa – edukacyjna wycieczka z dreszczykiem.
Jeśli nasz portfel nie akceptuje wydatku mieszkanie w centrum Kitz śmiało możemy poszukać noclegu w najbliższe – tańszej okolicy: Kirchberg, Reith, Jochberg, Aurach czy Oberndorf.

Jacek Trzemżalski

Szczegółowe informacje:
www.kitzbuehel.com
www.allstarcard.at