Polskie złoto skicrossowe

Piętnastego grudnia 2013 roku 23-letni zakopiańczyk Mateusz Habrat wywalczył złoty medal w skicrossie na uniwersjadzie w Trentino.

JULBOZaczynał od narciarstwa alpejskiego: dwukrotnie był srebrnym, a raz złotym medalistą mistrzostw Polski juniorów (slalom, gigant, kombinacja) oraz trzykrotnie medalistą akademickich mistrzostw Polski (slalom, gigant). W sezonie 2006/2007 był członkiem alpejskiej kadry Polski, a obecnie wchodzi w skład narodowej kadry skicrossowej.

Jerzyk Kozłowski: Gratulujemy złota! Medal robi wrażenie, szczególnie, że to dopiero Twój trzeci sezon w skicrossie. Czy rozbudził on Twoje nadzieje na lepsze wyniki w Pucharze Świata? Na jaki wynik liczyłeś jadąc na uniwersjadę? Czy złoto było planowane?

Mateusz Habrat: Owszem, wynik na uniwersjadzie rozbudził we mnie chęć rywalizacji z najlepszymi i pokazania się z jak najlepszej strony na zawodach Pucharu Świata. Ale zdaję sobie sprawę, że jest to najwyższa ranga zawodów, w której niełatwo o wysokie miejsca. W sezonie olimpijskim każdy daje z siebie sto dziesięć procent możliwości, więc zadanie jest podwójnie utrudnione. Czas pokaże, jak będzie. Staram się optymistycznie podchodzić do sprawy i ciężko pracuję na to, by osiągnąć rezultaty. Złoty medal na Uniwersjadzie nie był w stu procentach pewny, natomiast wiedzieliśmy, że miejsca na podium są w naszym zasięgu. Obstawialiśmy z trenerem, że miejsce w najlepszej ósemce będzie już godnym osiągnięciem. Ale po cichu liczyliśmy na więcej.

JK: Twoje najlepsze miejsce w Pucharze Świata to 42. Jak wypadasz w porównaniu do zawodników, którzy dzielą Cię od wejścia do „top 32” na treningach? Mieliście możliwość pościgania się podczas zgrupowań na lodowcach czy tylko na treningach przed zawodami?

MH: 42 lokata może wyglądać śmiesznie, ale strata czasowa do ścisłej czołówki jest zwykle minimalna. Najlepszy rezultat udało mi się osiągnąć w Szwecji, gdzie moja strata do zwycięzcy z kwalifikacji to tylko 1.50 sekundy. To pokazuje poziom tych wyścigów. Do finałowej grupy zabrakło mi 0.30 sekundy, a mimo to przede mną znalazło się dziesięciu facetów! Każdy z nich na linii mety był ode mnie szybszy ledwie o ułamki sekundy. W czołówce jest bardzo ciasno i nie można pozwolić sobie na najmniejszy błąd. W okresie przygotowawczym miałem możliwość ścigać się na czas z zawodnikami ze skicrossowego Pucharu Świata. Na mniej wymagających torach potrafiłem już być szybszy od naprawdę kilku liczących się chłopaków. Również na torach pucharowych podczas treningów, kiedy staram się dobierać w pary z lepszymi ode mnie zawodnikami, potrafię utrzymać ich tempo. Jednak kiedy przychodzą kwalifikacje, brakuje jeszcze doświadczenia i objeżdżenia. Na oko wszystko wygląda podobnie. Nie widać znaczących różnic między mną a czołowymi zawodnikami. Sprawa tkwi w detalach, które w rezultacie przekładają się na wynik końcowy.

JK: Jak wygląda Twój cykl przygotowań do sezonu? Czym różni się od tych czasów, gdy startowałeś jeszcze w slalomach?

MH: Przygotowanie do sezonu skicrossowego nie różni się znacząco od przygotowań, kiedy trenowałem narciarstwo alpejskie. Okres letni wygląda niemal identycznie. Ciężka harówka na siłowni, setki kilometrów przejechanych na rowerze. Dodatkowo treningi szybkości i skoczności. Do tego dochodzą zgrupowania akrobatyczne, na których uczymy się panować nad naszym ciałem w powietrzu. Na śniegu istotnym elementem jest trening na bramce startowej, która jest jednym z ważniejszych aspektów w skicrossie. Staramy się również jeździć w snowparkach. Mamy tam dostęp do różnego rodzaju skoczni, na których możemy doskonalić naszą sylwetkę w locie.

Finaly

JK: Czy PZN całkowicie finansuje Twój sezon oraz okres przygotowawczy? Nie brakuje Ci większej grupy sparingpartnerów w kadrze?

MH: Od tego roku zostałem włączony do kadry głównej. Wcześniej byłem zaliczany do kadry młodzieżowej, zwanej preselekcyjną. Teraz podlegam pełnemu finansowaniu. Mam opłacany zarówno okres przygotowawczy, jak startowy. Z własnej kieszeni muszę płacić tylko za sprzęt narciarski. Tak że nie można narzekać. Owszem, brakuje mi w kadrze bardziej doświadczonych kolegów, od których mógłbym się uczyć. Zawsze jest to też element rywalizacji, co również przyczynia się do poprawy umiejętności.

JK: Skąd pomysł na przygodę ze skicrossem? Planowałeś to już wcześniej w trakcie kariery czy była to raczej spontaniczna decyzja?

MH: M oja p rzygoda z e s kicrossem zaczęła się, kiedy w 2010 roku wystartowałem – jeszcze jako alpejczyk – w międzynarodowych mistrzostwach Polski w crossie i od razu udało mi się zdobyć brązowy medal. Wtedy trenerzy kadry namówili mnie, bym spróbował swoich sił w tej odmianie narciarstwa. Narciarstwo alpejskie w Polsce jest na średnim poziomie, dlatego też nie widząc przyszłości w tej dziedzinie, postanowiłem spróbować sił w skicrossie, gdzie jest szansa na osiąganie dobrych rezultatów na arenach międzynarodowych. Nie była więc to do końca spontaniczna decyzja: rolę grało właśnie to, że rodzime narciarstwo alpejskie od kilku lat stoi w miejscu i nie dzieje się nic, by było lepiej. Postawiłem więc na cross.

JK: Jak wygląda organizacja treningów? Masz możliwość trenowania na przygotowanych torach skicrossowych?

MH: W tym sezonie mieliśmy dużo szczęścia i udało się nam w okresie przygotowawczym trenować na czterech różnych torach. Wiadomo, że odbiegają one poziomem od tych, które są przygotowywane specjalnie na zawody Pucharu Świata, ale trzeba korzystać z tego, co jest aktualnie dostępne. Przed rozpoczęciem sezonu byliśmy na sześciu zgrupowaniach na śniegu. Pogoda nam dopisywała, więc solidnie wykorzystaliśmy ten czas. Z racji, że tras crossowych jest jak na lekarstwo, organizacja treningów często odbywa się we współpracy z innymi ekipami z rożnych krajów. Wtedy mam szansę rywalizacji z lepszymi zawodnikami i możliwość ich podpatrywania. A najlepszym treningiem jest udział w zawodach. Trzeba to wykorzystać i zdobywać wtedy jak najwięcej doświadczenia.

Skicross

JK: Jakie zawody będą Twoim priorytetem w roku 2014?

MH: Puchary Świata. Tam będę starał się zaprezentować z jak najlepszej strony i zrobię wszystko, żeby awansować do finałowej 32. Nie będzie to łatwe, ale nie nierealne. Najprawdopodobniej wystartuję też w zawodach rangi FIS, by poprawić pozycję na listach światowych. Punkty FIS są od tego sezonu niezbędne do startów w Pucharze Świata.

JK: Bierzesz pod uwagę powrót do ścigania się w konkurencjach alpejskich, choćby w formie akademickiej?

MH: Jeżeli tylko czas i zdrowie pozwoli, to jak najbardziej. Od zeszłego sezonu zmagam się z kontuzją kolana, której do końca nie mogę wyleczyć. Przeszkadza mi to również podczas jazdy po torach crossowych, bo często daje się we znaki. Razem z kadrowym fizjoterapeutą przed każdym wyjściem na narty staramy się kolano maksymalnie odciążać i zrobić wszystko, by w miarę możliwości dobrze funkcjonowało. Cały czas czuję ogromny sentyment do jazdy slalomowej i rywalizacji w tej dyscyplinie. Po tylu latach treningu nie jest łatwo z dnia na dzień zrezygnować z czegoś, czemu podporządkowałeś całe życie.