Magiczny świat drewnianych nart…

Dawne narty. Jakże inne od dzisiejszych. Drewniane. Ponad dwumetrowe. Z mocno podgiętym „kaczkowatym dziobem”. Do lat dwudziestych XX w. pozbawione krawędzi metalowych. Wreszcie lekkie narty biegowe z brzozy fińskiej i hikory – słynne w całej Polsce „klejonki” Zubka, oraz jesionowe, czterorowkowe skokówki. To one są bohaterkami tej opowieści. I ludzie, którzy ich używali. Mawiano o tych czasach, że „narty były z drewna, a ludzie z żelaza”.

Zdjęcie okładka: Narciarze Z ON T T, po lewej Mariusz Zaruski, fot. ze zbiorów Muzeum Tatrzańskiego

Narty są znane na świecie od co najmniej ośmiu tysięcy lat. Śladami po pierwszych, prehistorycznych narciarzach są piktogramy i rysunki znalezione na wyspie Rödöy, w jaskiniach Załawrugi i innych miejscach. Naukowcy norwescy i rosyjscy doszli do wniosku, że narty powstały w kilku miejscach równocześnie (Skandynawia, Rosja). A stały się popularne zwłaszcza tam, gdzie klimat (długa i śnieżna zima) i warunki terenowe wytworzyły ich potrzebę. Dlatego też te pierwsze narty podzielono na trzy rodzaje.

AF15106-IV-54

Między typem południowym a północnym

AF15121-IV-54Pierwszy to typ południowy – narty dość krótkie, gołe, bez podbicia skórzanego, z wyżłobieniem dla stopy. Występowały od gór Uralu po południową Skandynawię oraz w krajach nadbałtyckich – aż po Polskę.

Z kolei typ arktyczny funkcjonował na Syberii i w północnej Skandynawii. Narty te mają oba końce ostro zakończone i podgięte (jak współczesne freeridowe), ze spodu zaś są podbite futrem dla lepszego posuwania się po śniegu. Posiadały cztery otwory, przez które były przeciągnięte rzemienie, służące do mocowania butów. Uzupełnieniem tego ekwipunku był kij, który służył do kierowania, hamowania, utrzymywania równowagi oraz jako broń podręczna. Był podkuty i czasami tylko zaopatrzony w „talerzyk”. Najdłuższy kij bambusowy w zbiorach Muzeum Tatrzańskiego w Zakopanem ma 268 cm długości.

Zdjęcie: Mariusz Zaruski n a nartach, ok. 1906 r., fot. ze zbiorów Muzeum Tatrzańskiego

Pierwsza wzmianka o użyciu dwóch kijów pochodzi z 1713 r. Na ziemiach polskich pierwsi używali dwóch kijków narciarze lwowscy już ok. 1910 r., ale zakopiańczycy niedługo pozostali w tyle. Jednym z pierwszych, używających dwóch kijków był Henryk Bednarski. To on, jak się zdaje, jako pierwszy wyłamał się z klanu narciarzy „jednokijkowych”, którego niekwestionowanym wodzem był Mariusz Zaruski.

Wracając do dawnych czasów: we wczesnym średniowieczu spotykamy pisemne już wzmianki o nartach w pieśniach i legendach skandynawskich. W owym czasie narty służyły do celów komunikacyjnych, wojny i myślistwa. Pierwsze wiadomości o nartach w naszym kraju pochodzą z XVI wieku, z czasów wypraw moskiewskich. W dziele Alexandra Gwagnina Sarmatiae Europeo descriptio wydanym w Krakowie w roku 1578, po raz pierwszy użyto słowa „narta”. Przekład z łaciny brzmi: „Dziwny bieg na nartach… Pieszy zaś na Nartach (jako na wielu mieyscach w ruskich krajach ten się zwyczaj zachowuje) bardzo prędko po śniegu biegają. Narty są drzewiane, przydłuższe (żelazem podłożone ze spodu)”.

W XVII w. Wacław Dyamentowski w swoim Dyaryuszu z 1606 roku wspominał już po polsku: „Dnia jednego z obozu naszych magnatów przeciwko wycieczce obrońców Moskwy wypadło (..) kilkaset człeka na nartach”.

JO_NA Krzyz¦çnem (kopia)_ Zdje¦Ęcia Jo¦üzia Oppenheima 036

Zdjęcie: Na Przełęczy Krzyżne zimą, fot. Józef Oppenheim

„Deseczki cieńkie”

Kolejne wzmianki o pochodzą z lat osiemdziesiątych XIX wieku. Jednak wiadomości o „tajemniczych norweskich >>ski<<”, o pionierskich wyczynach Fridtjofa Nansena i jego wyprawie na nartach przez lądolód Grenlandii oraz o pierwszych skokach i zawodach narciarskich (Tromsö 1843 r., Holmenkollen 1892) pozostawały długo na polskich ziemiach bez większego echa – może poza tym, że z racji skoków właśnie narty nazywano czasem w tym okresie… „latającymi deskami”.

Pierwszymi Polakami, którzy jeździli na nartach, byli syberyjscy zesłańcy, między innymi dr J. Jodłowski, który po powrocie do kraju napisał artykuł o „łyżach”pod tytułem Myślistwo w Syberii. Opis ten pochodzi z czasopisma „Łowiec” z 1885 r. i jest to jedna z pierwszych wzmianek o nartach na ziemiach polskich w XIX wieku:

Zdjęcie: Narciarze podczas wycieczki narciarskiej w okolicach Skrajnej Przełęczy, fot. Józef Oppenheim

JO_W strone¦Ę S¦üwinicy_ (Kopia)Zdje¦Ęcia Jo¦üzia Oppenheima 045 (1)„Są to deseczki cienkie 2 cm najczęściej cedrowe lub z modrzewia, szer. na około 20 cm, a długie powinny być tak (wg Tunguzów) by pozostawione na ziemi górnym końcem dosięgały nosa, końce a szczególniej przednie lekko ku górze zagięte. Deseczek tych dolną powierzchnię zwykle oklejają skórą z nóg renifera, krótkim a bardzo mocnym włosem pokrytą, kierunek włosa ku tyłowi. Na środku długość jest stała, bardzo wygodne na nogi zakładające się z rzemyków utwierdzone, w którym stopa z łatwością wszelkie ruchy wykonać może tak, że chodzenie na stopa się opiera, deseczka nieco grubsza. Ostrożność jednak co do ruchu stopy zachować koniecznie należy, jeśli bowiem myśliwy zapomni, że jest w tajdze na łyżach utrzymujących go na powierzchni śniegu i stanie w trzeciej pozycji, wówczas przy pierwszym najmniejszym ruchu znika z widowni, wystają, tylko nad białym całunem części łyż robiąc drobne i niepewne ruchy, bo cały zagłębi się głową w dół. Im więcej stara się wydobyć, tym głębiej w puch śniegowy zapada. Jedyny ratunek uwolnić choć jedną stopę, co daje się uskutecznić, po odpoczynku, lecz nie doświadczenia i zimnej krwi. Sam po raz pierwszy, gdym się spod łyż na świat wystawił, męczyłem się godzinę nim zdołałem uwolnić nogę, następnie już z łatwością można się było na powierzchnię wydostać. Gdy są towarzysze to przy ich pomocy nie grozi tak długie przebywanie w zamarzniętym śniegu.

Przy chodzeniu na łyżach, gdy teren jest nierówny nieodzowny jest drążek do 2 metrów długi i na jednym końcu opatrzony hakiem żelaznym a na drugim krążkiem drewnianym, przymocowanym do drążka silnie za pomocą rzemyków. Przy wstępowaniu na pochyłości, włos krótki a mocny spodu łyż nie pozwala się im cofać, zwłaszcza jeżeli idący podpiera się drążkiem (końcem z kółkiem) lub chwyta wyżej stojące drzewa krukiem. Schodząc z góry siada na drążek, jak na koniu zanurzając mniej lub więcej w śnieg krążek i tym sposobem hamuje bardzo bystry pęd łyż. Wprawniejsi nie jeżdżą wierzchem na drążku, lecz chwytają go jak wiosło z boku i tym sposobem ułatwiają sobie jazdę o wiele więcej, bowiem ta manipulacja wpływa i na kierowanie”.

Czas zaborów, powstań narodowych nie sprzyjał jednak popularności narciarstwa na naszych ziemiach. Pozostała nazwa: „narty”. W Słowniku języka polskiego z 1904 r. czytamy definicję: „Narta, narty – łyżwa do ślizgania po lodzie, śniegu. Rusini na nartach bardzo prędko po wierzchu śniegu biegają, a te narty są drzewiane, przydłuższe, żelazem podłożone od spodu, na dwa albo trzy łokcie wzdłuż, które na nogi miasto trepek włożywszy, kosturkami przydłuższemi na końcach zaostrzonemi podpierając, bardzo prędko wciąż biegą”.

Długość nart, ale jaka?

Narty tamtych lat były dużo dłuższe od obecnych. Długość dobierano do wzrostu i wagi. Normą były ponad dwumetrowe. A nawet dłuższe.

JO_Wycieczka narciarska na Hali Ga¦Ęsienicowej_Zdje¦Ęcia Jo¦üzia Oppenheima 010

Zdjęcie: Narciarze podczas podejścia na Kasprowy Wierch z Hali Gąsienicowej, fot. Józef Oppenheim

Wedle Mariusza Zaruskiego, adepci narciarstwa o wadze do 60 kg i wzroście do 160 cm powinni używać nart o wysokości do 180 cm, zaś o wadze ponad 80 kg – o długości 220-230 cm. Aleksander Bobkowski pisał w 1918 roku w swoim Podręczniku narciarstwa: „Długość nart zależną jest od wysokości i wagi narciarza. Ogólnie za miarę długości narty przyjmujemy wysokość narciarza z wyciągniętem do góry ramieniem, aż po końce palców, dla turystyki wysokogórskiej zmniejszamy długość o 10-15 cm, dla celów sportowych, do skoków, zwiększamy ją o 10 cm. Przy zjeździe w kierunku prostym przyjemniejsze są narty długie, dla jazdy krzywolinijnej łatwiejsze do opanowania narty krótsze”. Bobkowski podawał także informację o rowku w dolnej powierzchni narty, który ułatwiał ewolucje, a długość nart podawał od 190 do 240 cm, szerokość z przodu 9-11 cm, pod butem 7-8 cm, z tyłu 7,5-9 cm, a wygięcie narty pod wiązaniem wynosiło od 2,5 do 3,5 cm.

Skije, skijorze i spuscoce…

narty Barabasza 016We wsi Zakopane narciarzy nazywano w tamtych czasach ”skijorzami” – od norweskiego słowa „ski”, które oznacza „rozszczepiony kawałek drewna”. Górale mówili też o nich „spuscoce” (bo zjeżdżali w dół stoku), a na narty używali słów „ski”, „skije” lub „łyżwy”.

Pionier narciarstwa w Zakopanem, Stanisław Barabasz, pierwsze kroki na nartach stawiał daleko od Podhala, bo w okolicach wsi Cieklin na Podkarpaciu. To tam w 1888 r. miejscowy stolarz Poliwka zrobił mu pierwsze, prymitywne jeszcze, narty. W wydanych w 1914 r. Wspomnieniach narciarza pisał: „Znalazły się dwie deski, jedna jesionowa, druga bukowa. Ale to nie szkodzi, dobrze, że i takie są. Wystrugał je stelmach, ale tak cienko, jak gdyby miały służyć za linię do tablicy szkolnej… Zaostrzone końce wyparzyło się w gorącej wodzie i wygięło nad ogniem”. Barabasz przymocował je sznurkiem do nóg i używał ich z powodzeniem polując koło Cieklina, a potem Krakowa.

Zdjęcie: Narty Stanisława Barabasza ze zbiorów Muzeum Tatrzańskiego, fot. Wojciech Szatkowski

Narta Barabasza znajduje się w zbiorach Muzeum Tatrzańskiego w Zakopanem. Ma długość 2 m, szerokość 7,8 cm, w najgrubszym miejscu (pod stopą) ma centymetr, a na końcu i początku narty te miały 0,5 cm, czyli rzeczywiście, jak pisał Barabasz, mogłyby służyć jako linijka do tablicy. Zachowała się tylko jedna narta, bo druga spłonęła wraz z legendarnym schroniskiem na Hali Pysznej w Tatrach Zachodnich w 1945 r. Nie przetrwały także oryginalne wiązania.

Z czasem Barabasz sporządził sobie nowe, krótsze narty (o długości 1,7 m), z więźbą metalową podobną do więźby Zdarsky’ego, o szerokości dziewięciu centymetrów z przodu i siedmiu – przy wiązaniu. Na narcie znajdują się inicjały właściciela „SB”.

W zbiorach Muzeum Tatrzańskiego są także narty nieco starsze od Barabaszowych: to model z terenów Karpat Wschodnich, na którym Józef Schnaider wyszedł na Howerlę (w marcu 1897 r). Wymiary: długość – 205 cm, szerokość z przodu – 9, pod stopą – 8 cm, grubość pod stopą – 2,5 cm, z przodu i tyłu – centymetr. Narty te powstały w warsztacie J. Langera w Kannsberg na Morawach i posiadają więźbę trzcinową.

„Zdyby”, „Bujaki”, „Zubki” i inne…

W Zakopanem jednym z pierwszych wytwórców nart stał się Stanisław Zdyb, taternik, narciarz i zarazem znakomity fotograf. Modele jego produkcji, zwane „zdybam”, były doskonałej jakości i chętnie je kupowano. Muzeum Tatrzańskie ma w zbiorach „zdyby” długości dwóch metrów i szerokości (z przodu ośmiu centymetrów), z sygnaturą „Zdyb i spółka” i z wiązaniami Zdarsky’ego lub Bilgeriego. W dziobach nart znajdują się otwory, przez które przeciągano sznurki i można było narty ciągnąć za sobą (metodą „na pieska”).

Maria Gumińska w tekście Stanisław Zdyb (1884 –1954). Wspomnienia o nielegendarnej postaci z Zakopanego (w: Pamiętnik PTT, 1995) pisze: „Stanisław Zdyb był jednym z pierwszych wytwórców nart. Historyczne deski Zdyba miały w spłaszczonym dziobie dziurkę, przez którą można było przewlec sznurek i ciągnąć narty za sobą. Na produkcji nart można się było wówczas dorobić fortuny. Narty stały się modne, czekano na nie w kolejce, ale >>wolny duch<< nie uznawał przymusu. Jak tylko zdobył trochę pieniędzy, zamykał wszystko, sam szedł na narty i włóczył się beztrosko po górach do ostatniego centa… cóż, miał inną skalę wartości”.

Zdjęcia (w kolejności od lewej strony): 1 i 8. Narty Stanisława Barabasza 2.Grot kijka z lat 20. 3.Przykłady drewnianych nart z lat 30 4.Narty z wytwórni Stanisława Zubka 5.Narty z wytwórni Franciszka Bujaka 6.Wiązanie „Łapka na myszy” Bror-With 7.Wiązanie pomysłu Stanisława Zubka, fot. Wojciech Szatkowski

O najpopularniejszych chyba w tym okresie nartach typu „telemark” czytamy: „Najbardziej klasyczna jest narta typu >>telemark<<, ma u dzioba szeroką paraboliczną łopatkę, która rozgarnia i ugniata śnieg. Zwężenie w środku ułatwia pewne stanie w poprzek stoku, szeroki tył nie pozwala na >>myszkowanie<< tyłu narty w śladzie”.

Henryk Bobkowski i Mariusz Zaruski rozpoczęli swój Podręcznik narciarstwa (1908) od charakterystyki ówczesnego sprzętu, w szczególności nart, środków do podchodzenia, bambusa itd.

Tak opisują „Narty i przybory”: „Narty są to długie, wąskie, zagięte z przodu deszczułki, służące do chodzenia po śniegu. Narta składa się dwóch części, z drewnianej łyżwy i więźby, za pomocą której, łyżwę przytwierdza się do nogi. Łyżwa sama powinna być zrobiona z suchego i równego drzewa jesionowego (najlepsze jest drzewo, rosnące na twardym gruncie w miejscach zacisznych, zrąbane w zimie), bez sęków. Ważne jest ażeby słoje równolegle biegły przez całą długość łyżwy… Długość i szerokość łyżwy zależy od wysokości i wagi narciarza. Wąskie i krótkie narty zanadto zagłębiają się w śniegu, długie zaś utrudniają zwroty, szczególnie w górskim terenie. W ogóle można powiedzieć, że narty powinny być o 30-40 cm dłuższe od wysokości narciarza. Szerokość łyżwy pod stopą 6-8 cm, koniec tylny do 9,5 cm, w zgięciu do 10 cm. Rowek idący pod spodem przez całą długość zaliczyć można do przesądów, które uparcie do dziś dnia się utrzymują. Narty alpejskie rowków nie posiadają… Na terenie pagórkowatym długość nart może być zwiększona o 15-20 %, na równinach 30- 40 %”.

Przewodnik spośród wielu znanych wówczas rodzajów nart skłaniał się ku nartom lilienfeldzkim, wymyślonym przez Mathiasa Zdarsky‘ego. Zaruski i Bobkowski obszernie pisali również o zasadach przechowywania i konserwowania sprzętu, nart, kija alpejskiego itd. (zalecali m.in. przecieranie go pokostem). Nic dziwnego, że to właśnie narty lilienfeldzkie (oraz norweskie) były podstawą ekwipunku zakopiańskich pionierów narciarstwa. Oprócz nich jednak w Zakopanem na krótko pojawiły się narty fińskie, bardzo długie (do 3 metrów!), idealne do płaskich terenów Finlandii, ale chyba nie w Tatry, skoro, jak pisał Barabasz, kiedy jeden z narciarzy poszedł na wycieczkę w Tatry, to w ogóle nie mógł na nich skręcać. Jak komentować miał pół żartem słynny przewodnik Klimek Bachleda: jednym końcem zahaczył o Giewont, a drugim o Kopę Kondracką. W Tatrach więc narty te zupełnie się nie przyjęły. Użyteczne okazały się za to tzw. narty letnie: krótsze od „zimowych”, za to szersze, czasami podbite skórą (pod wiązaniem). Nazwano je „letnimi” ze względu na to, że nadawały się do jazdy po niewielkich polach śnieżnych późną wiosną. Były lekkie i można było je przypiąć do plecaka, wynieść wysoko i poszaleć na śniegach tatrzańskich w maju, a nawet czerwcu.

Narty wyborowe, pierwszej i drugiej klasy…

Zakopiańscy wytwórcy sprzętu narciarskiego starali się dorównać światowej elicie. Stanisław Zubek sprowadzał najlepszą hikorę aż z Hamburga, a brzozę z Finlandii. Każdy producent miał własne sposoby, by jego narty były lepsze. Jedni robili „klejonki” z kilku gatunków drewna (Zubek), inni narty „pełne” z jednego gatunku (Bujak, Schiele).

Zdjęcia (w kolejności od lewej strony): 1. Na Hali Gąsienicowej, fot. ze zbiorów SNPTT 1907 Zakopane 2. Narciarki, fot. ze z biorów SNPTT 1907 Zakopane 3. Bronek na trasie FIS 2 1939 4.Narciarze w Kuźnicach, III kurs narciarstwa, 1909, fot. ze zbiorów Muzeum Tatrzańskiego

Z jakich gatunków tego najszlachetniejszego materiału produkowano narty? Najlepsza była hikora (Hicoria alba), drzewo liściaste, występujące w Ameryce Północnej, bardzo twarde dorastające nawet ok. 40 metrów. Hikora daje znakomity poślizg na śniegu i nie wchłania wilgoci. Ceniona była również brzoza fińska, ze względu na niską wagę dobra szczególnie na narty biegowe. Dobrym materiałem był grab i jesion, z racji dużej sprężystości zwany zastępcą hikory.

Narty klejone jako pierwszy wprowadził w Zakopanem Stanisław Zubek. W firmie posiadał „wagomierz” własnego pomysłu, gdzie narty dostosowywał do ciężaru każdego narciarza. Dlatego jego narty, zwłaszcza wyczynowe, były w cenie. Z czasem, w latach 30. XX wieku zaczęto przykręcać śrubami do nart metalowe krawędzie, co pozwoliło na jazdę nawet po twardym, zlodzonym śniegu. Zaczęto też produkcję osobnych modeli dla zawodników.

Z czasem pojawiła się ścisła specjalizacja. Wyodrębniono narty zjazdowe, skokowe i biegowe. A cennik „Braci Schiele” wprowadza III klasy nart: „Wyborowe” ze znakiem „Q”, „I klasy” ze znakiem „1” oraz „II klasy” – „2”. Zakopiańskie firmy zaczęły też podawać na każdej narcie jej klasę, długość narty, fabryczna liczba porządkowa. A u Bujaka można było zamówić metalowe okrągłe znaczki (złote litery/inicjały właściciela na czarnym tle w owalu), przybijane na wierzch narty.

Kornel Makuszyńcki o narciarzach i nartach

O drewnianych nartach i ich miłośnikach tak pisał Kornel Makuszyński: „Pokazali nam narty. Polak spojrzał, uśmiechnął się, cmoknął z wielkiego ukontentowania i zaczął tak jeździć, jakby w młodości karmili go reniferowym mlekiem, a w starszym wieku foczym sadłem. Otóż to! – bo w nas tkwią nieporównane w tym kierunku zdolności… Wziąć byle jakiego starego wyjadacza, co nigdy w życiu nart nie widział, przyczepić mu je do pedałów i puścić go na śnieg – ujrzysz bracie Polaku, że ci będzie śmigał lekko i zgrabnie i nie zawadzi ani o kamień ani o kryminał… Ci jednak marnują przyrodzone swoje zdolności i nigdy na prawdziwych nartach nie jeżdżą. Narciarze zaś prawdziwi są to ludzie szlachetni i sprawiedliwi, chociaż maniacy i trochę tknięci na rozumie. Kiedy na takiego przyjdzie czas ruji, ściślej mówiąc: okres sportowy, pełen wichrów i śnieżycy, taki to ci się wtedy wyrzeka i żony, i kochanki, i dziatek miłych, i ciepłego łoża, śnieg bowiem tak mu uderza na mózg, że go chwyta szaleństwo, o to się martwi, że śniegu nie ma na szafie, skąd by uczynić skok próbny. Tyle jest innych zmartwień na świecie, a taki to się tylko martwi, że śnieg jest >>lepki<< czy też >>porowaty<<, czy też, eskimoscy diabli wiedzą, jaki? Jadłby taki biały niedźwiedź, taki pingwin, taki zimorodek, taki Eskimos, taki Ritterschild jeden, ten śnieg garściami. Gdyby mógł, to by z nartami na pedałach sypiał i wszystko inne by robił, tylko, że niewygodnie, a istoty zainteresowane nie pojęłyby piękna tego szaleństwa…

Makuszyński miał rację. W latach 20. i 30. narty zaczęły być siłą napędową rozwoju Zakopanego. Rozpoczęła się era „białego szaleństwa”: skoków i zjazdów z różnych szczytów i przełęczy. Często szalonych. Ale cóż to za życie bez odrobiny szaleństwa?

Tym samym drewniana narta stała się symbolem nowego stylu życia. Młodości i werwy. Tempo-szwungów i telemarków. Kasprowego, Gubałówki i pociągów relacji Warszawa-Zakopane, na których wagonach widniały napisy „Narty – dancing – brydż”. Szusów i skoków. I tak naprawdę to „białe szaleństwo” trwa do dzisiaj i będzie trwać do końca świata.