Freestyle i freeride moja miłość.

fot. Marek Arcimowicz

Rozmawiała Marta Małysz

Zuza Witych to najlepsza narciarka freestylowa i freeridowa w Polsce. Więcej, świetnie zapowiada się także na arenie światowej.

Marta Małysz: Zuza, powiedz, proszę, parę słów o sobie. Skąd pochodzisz i jak zaczęła się Twoja przygoda z narciarstwem?

Zuza Witych: Pochodzę z Łodzi, mam 26 lat. Na nartach jeżdżę od 3 roku życia, natomiast karierę narciarską rozpoczęłam dopiero w wieku 17 lat. Od 4 lat trenuję i spędzam sezony zimowe w szwajcarskich Alpach we francuskojęzycznym kantonie Valais.

fot. Jan Gąsienica Groń/ jaskophotoo

Opowiedz o swoich początkach związanych z narciarstwem freestylowym.

To była miłość od pierwszego wejrzenia! Na jednym z sylwestrowych wyjazdów do Szczyrku po raz pierwszy zobaczyłam freestylowe przeszkody i grupę znajomych, którzy uczyli się na nich pierwszych tricków. Od razu postanowiłam spróbować swoich sił. Początki były bolesne, zaliczyłam niezliczoną ilość upadków, ale nigdy mnie to nie zraziło. Przeciwnie – zakochiwałam się w tej dyscyplinie coraz bardziej. Zawsze ciągnęło mnie do sportów ekstremalnych, a freeskiing był dla mnie ideałem. 

Niedługo potem pierwszy raz wyjechałam w Alpy do snowparku z prawdziwego zdarzenia. Pamiętam jak dziś – to było w Mayrhofen w tyrolskiej dolinie Zillertal. Tamtejszy park zrobił na mnie ogromne wrażenie.

fot. Tomek Ustupski

W Austrii zaczęłam stawiać pierwsze kroki na większych skoczniach i jeszcze w tym samym sezonie, za namową znajomych, wystartowałam w moich pierwszych Polish Freeskiing Open. Udało mi się wtedy zdobyć tytuł mistrzyni Polski. 

Pierwsi sponsorzy, członkostwo w kadrze narodowej, wyjazdy na puchary Europy, uniwersjady. 

Dotychczas w kategoriach Bir Air oraz Slopestyle udało mi się zdobyć 8 tytułów mistrzyni Polski, 3 razy stanąć na podium Pucharu Europy i zdobyć dwa czwarte miejsca na uniwersjadzie w Trentino i Granadzie. 

W poprzednim sezonie debiutowałaś w zawodach Freeride World Tour Qualifier, gdzie od razu stanęłaś na najwyższym stopniu podium. Skąd wziął się pomysł na starty w cyklu Freeride World Tour? 

Freeride’em na poważnie zaraziłam się 4-5 lat temu i już od dłuższego czasu korciło mnie, żeby spróbować sił we Freeride World Tour Qualifier. Nie byłam pewna swojego poziomu, nie miałam pojęcia, czego spodziewać się po innych zawodniczkach. Tak jak w przypadku freestylu, tak i tutaj to znajomi, którzy sami startują we FWQ, namówili mnie do startu. Uznałam, że nie mam nic do stracenia – zobaczę w ogóle, o co w tym chodzi. W głębi duszy marzyłam o miejscu w pierwszej piątce, ale nie chciałam nakładać sama na siebie presji. Pojechałam w swoim stylu, nie oglądając się na inne zawodniczki i okazało się, że sędziom bardzo spodobał się mój przejazd i wylądowałam na najwyższym stopniu podium. Spełniło się moje marzenie i był to początek – mam nadzieję długiej – przygody z zawodami freeride’owymi. 

fot. Marek Arcimowicz

Wygrana w Verbier dała mi bezpośrednią przepustkę i zaproszenie do zawodów o poziom wyżej. Cały system FWQ opiera się na  czterech poziomach zawodów jedno-, dwu-, trzy- i czterogwiazdkowych. Im wyższy poziom, tym zawody są lepiej punktowane, co daje lepsze miejsce w światowym rankingu. Aby zakwalifikować się do zawodów wyższej rangi, należy zdobyć odpowiednią liczbę punktów na poziomie niższym. Po kilku dobrych startach, okazało się, że mam wystarczającą pulę punktów, aby dostać się na zawody trzygwiazdkowe. W sumie udało mi się wystartować tym poziomie cztery razy: w Bruson i Chandolin w Szwajacarii, w Vars we Francji oraz Arcalis w Andorze, z czego trzy razy stanęłam na podium (miejsca: 2, 2 i 3) i raz byłam czwarta.

fot. Marek Arcimowicz

Ciąg dalszy nastąpi…

W drukowanym wydaniu Ski Magazynu 2019/2020 przez zaniedbanie i pośpiech nie podaliśmy nazwisk autorów fotografii ilustrujących rozmowę z Zuzą Witych. Otóż te znakomite zdjęcia wykonali znani z dokumentowania sportów ekstremalnych – w tym narciarstwa – i uznani w branży fotograficy: Marek Arcimowicz, Jan Gąsienica Groń, Tomasz Ustupski oraz Jonas Monin.

Bardzo Ich – a również Czytelników – przepraszamy. 

Redakcja Ski Magazynu.