Lubię łapać lifestyle.

Opowiada: Marek Ogień

Miejsce urodzenia: Bielsko Biała

Wiek: 35 lat 

Jeżdżę i na desce, i na nartach. Jak się wychowujesz w górach, to od dziecka jeździsz. 

*

W 2005 kupiłem pierwszą lustrzankę i zacząłem robić zdjęcia na zawodach snowboardowych. Od tego się zaczęła przygoda z fotografią. Później poleciałem na dwie zimy do Stanów. Miałem tam kilku znajomych. Chciałem tam zarówno pojeździć, jak i pofotografować. 

*

Przed wyjazdem na K2 byłem najwyżej na około 3500 m n.p.m. 

Z Jędrkiem poznałem się dużo wcześniej. Miał taki okres w życiu, gdy przyjeżdżał częściej do Bielska. I gdzieś musiałem zostać u niego z tyłu głowy, bo kiedy jechał na Broad Peak, zadzwonił i mówi „jedź ze mną“. Akurat zastał mnie w Norwegii, gdzie pracowałem nad kampanią dla 4F. Musiałem mu odmówić, bo przeprowadziłem się do Warszawy i miałem zobowiązania, których nie mogłem przełożyć. Jędrek przekonywał: „olej robotę..“. Ale się nie zdecydowałem. Najpierw musiałem się zaaklimatyzować w… Warszawie. Żałowałem bardzo, ale pomyślałem, że pewnie tak musi być, a jeśli okazja zdarzy się jeszcze raz, to już na pewno skorzystam.

W tym roku przyjechał z początkiem maja do Warszawy. Zapytał: „Co robisz? Lecę do Pakistanu – jedziesz?“.

*

Podczas aklimatyzacji pod Gasherbrum wyszedłem z nimi raz wyżej niż wysokość bazy – byłem może na 5200 m n.p.m. Oni mieli zostawać tam na noc, a warunki robiły się nieciekawe, szczeliny itd. Wróciłem więc, żeby nie zwiększać ryzyka. Czułem się fizycznie dobrze, nie miałem problemów, choć to było może tydzień po przyjeździe, a wtedy ciężko jest złapać oddech, każdy to przechodzi. W różnych sytuacjach masz momenty, że łapiesz oddech i nie możesz go wyrównać. Może też kapryśna pogoda miała na to wpływ. Rano wstawałeś i na nic nie miałeś ochoty. Nie chciało się ani jeść, ani pić, ani spać. Jednak jeśli założysz sobie jakiś cel – tak jak kiedyś z Bartkiem, kiedy wyszliśmy na morenę 1000 m – to zaczynasz funkcjonować. Nie siedzisz na tyłku, zaczynasz wchodzić w rytm i dużo lepiej się czujesz.

*

Lubię łapać ten lifestyle dookoła wszystkiego, co się dzieje. Sporty ekstremalne, wyprawa z Jędrkiem – to są rzeczy fascynujące, bo przewija się tam masa ciekawych ludzi. Masa twarzy. I fajne jest, że możesz to udokumentować. 

Mam takie zdjęcie z Jędrkiem, kiedy idzie przez lodowiec, a wszędzie dookoła są niespotykane gdzie indziej niebieskie kolory i takie sztylety lodowe. Co obrazuje, w jakiej przestrzeni on działa. A to właśnie jest super, że możesz tego człowieka wpuścić w taki teren. Pokazujesz niesamowite miejsca, ale nie tylko z uwagi na niebywały krajobraz, ale przede wszystkim z perspektywy tego, że tam da się funkcjonować. Opisujesz to na dodatek portretami i pokazujesz tak naprawdę, jak wygląda tam codzienne życie – właśnie ów lifestyle. 

Lubię też zdjęcia z Jędrkiem, gdzie widać, że on ma oczy przekrwione, że jest zmęczony, odwodniony. To wszystko jest naturalne. To nie jest reżyserowane. On pije łapczywie wodę po nieprawdopodobnym wysiłku, nie zwraca na mnie uwagi, a ja robię mu te portrety. 

*

Choć zaczynałem od lustrzanki, przeszedłem już całkowicie na bezlusterkowce. 

Docelowo na wyprawę dostałem sprzęt od Sony – najwyższy model bezlusterkowca SONY Alpha RIII. Do tego dwa obiektywy. Nie chciałem więcej. Jestem minimalistą, bo nie chce mi się tego nosić. Staram się ograniczać ilość sprzętu. Poza tym uważam, że wtedy człowiek nie myśli. Miałem duży zoom 100-400 i standard 28-70. Wiedziałem, że czeka mnie trekking i nie chciałem się obciążać. Jeszcze 35-tka by się przydała, 50-tka… Gdybym wziął ze sobą 35 lub 50-tkę, to też bym zrobił zdjęcie. Oczywiście zdjęcia inaczej by wyglądały. Jednak to nie ten typ wyprawy, by brać jeden obiektyw. Nie używam filtrów na obiektywy – nawet w górach. 

*

W Jędrku na co dzień jest może nieco chaosu… Wynika to chyba głównie z tego, że jest on skoncentrowany całkowicie na celu, który sobie postawił, na wyprawie, na problemie. Lecz równocześnie jest w stanie rzucić wszystko, nawet zrezygnować z wymarzonego celu, by ratować życie ludzkie. Dowiódł tego właśnie tam, na K2. Widzieliśmy to – a działo się to przecież na dodatek tuż przed startem do ataku szczytowego. Jest zatem niebywale odpowiedzialny. Taka postawa jest dziś rzadkością, ale też świadczy o sile jego charakteru. Godna jest więc największego szacunku. 

*

Jędrek ma szczęście, ale ma też psychikę. Koncentruje się na tym, co ma zrobić. W Tatrach jeździ w nocy, w trudnych warunkach, bez światła. Testuje jakby swój organizm w przeróżnych sytuacjach i wie, że jest mocny. 

Kiedy odprowadzałem go tuż przed atakiem szczytowym, to widziałem, że jest już absolutnie skoncentrowany. Jeśli dookoła nie pojawia się nic takiego, co by go dołowało i sprowadzało do parteru, to to, co robi jest najważniejsze. 

Gdyby z nami choćby było coś nie tak, to nie dawałoby mu to spokoju, męczyłoby, gdy wychodził do góry. A tak wiedział, że wszystko jest w porządku, że wszystko opanujemy: Bartek poleci dronem, ja zrobię zdjęcia, że z tego będzie materiał, więc nie musiał o tym myśleć. Mógł się skupić tylko na sobie. Na tym, że ma wyjść do góry i zjechać. 

Ma oczywiście także predyspozycje fizyczne. Wychodząc z nim na 4000 m n.p.m., nie byłem w stanie nadążyć, bo głowa mi nie wytrzymywała na tej wysokości. On maszeruje w górę i koniec. A po drodze precyzyjnie analizuje na dodatek sytuację i wszystko, co zobaczy. 

*

Jak Jędrek zjechał, usiedliśmy na śniegu, przybiliśmy piątkę i z godzinę tak siedzieliśmy. To była fajna chwila: leżysz na śniegu, patrzysz raz jeszcze, jak ogromna jest to góra. Widać było, że zeszło z niego napięcie. Mógł odpocząć, nie musiał nigdzie iść. Mówi: „Kurwa, nareszcie, mamy to z bani“. Był chyba bardziej zmęczony psychicznie niż fizycznie. Jednak presja i stres, który tam się wytworzył, uwalniał się z niego podczas zjazdu. Ten teren jest niesamowicie dziki. Tam się wszystko może wydarzyć. A kiedy było już po wszystkim, śmialiśmy się, gadaliśmy o jakichś głupotach. Albo po prostu delektowaliśmy się ciszą. 

*

Teraz to ja mu współczuję. Od trzech miesięcy nic tylko ciągle o tym K2 musi opowiadać, na dziesiątkach spotkań. Sam się boi, że zdarzenia zaczną mu się plątać. Ale ten sukces na K2 powinien być globalny: Andrzeja Bargiela powinni też rozpoznawać ludzie na całym świecie. 

Wysłuchał: Tomasz Osuchowski

Zdjęcia: Marek Ogień, www.ogienphoto.pl