Slogan tyczący lodowca Stubai – że to „królestwo śniegu” – można rozciągnąć na całą dolinę.
Bo prócz lodowcowego majestatu, są tu mało znane stacje na rubieżach, jak Schlick 2000 – nie bez powodu nadzwyczaj poważane przez miejscowych. Oraz zaciszne zaułki w postaci Selers – idealnego do spacerów na rakietach czy Elfer – słynącego z naturalnych torów saneczkowych i dobrych także w zimie prądów powietrza do lotów na paralotniach.
LODOWIEC (PRAWIE) NAJSTARSZY I (NA PEWNO) NAJWIĘKSZY
Zaczęło się od zazdrości. Był początek lat 70. ub. wieku, kiedy dr Heinrich Klier odwiedził sąsiadującą z Tyrolem Ziemię Salzburską i zobaczył, jak prężnie rozwija się biznes turystyczno-sportowy w Kaprun/Zell am See. Wszystko dzięki temu, że tamtejszy lodowiec Kitzsteinhorns został – jako pierwszy w Austrii – udostępniony dla sportów zimowych. Pan Klier pomyślał, że w Tyrolu też są piękne lodowce. Jeden z nich leży nawet niespełna godzinę jazdy samochodem od stolicy regionu, Innsbrucku. W efekcie zimą 1972/73 na Stubaier Gletscher (w rzeczywistości obszar obejmuje cztery, a wedle niektórych aż pięć lodowców) stanęły trzy wyciągi.
Z czasem miejsce stało się największym lodowcowym ośrodkiem Austrii, zwanym nie bez powodu „Królestwem śniegu”. Dziś może pochwalić się 1400 ha powierzchni do jazdy, z czego przygotowanych ratrakami tras jest 205 ha, licząc zaś w kilometrach – 62 km „w linii prostej” oraz 104 km „efektywnego zjazdu”. Jak zapewnia Aleksandra Erhart, reprezentująca kolejki Stubaier Bergbahnen, jej firma nie miała oporów z przystaniem na nowe standardy szacowania oferty stacji. W każdym razie wedle poprzednich metod było tam 110 km przygotowanych nartostrad.
Co też ważne, prócz najczęstszych na lodowcach szerokich tras o niewielkim stopniu trudności, są tu także miejsca trudniejsze. Nic dziwnego, że w stacji często można spotkać przygotowujących się do sezonu alpejczyków. I to skutecznie. Przykładowo, we wrześniu 2010 r. formę na Stubaier Gletscher szlifowały reprezentantki Niemiec, a miesiąc później na inauguracyjnych zawodach w pobliskim Sölden dwie z nich były na podium. Tak czy tak, godne polecenia są zwłaszcza czarne i czerwone trasy z przełęczy Daunscharte oraz łatwiejszy już, a piękny, kocioł Fernau, obsługiwany przez wygodne (osłony przeciwwiatrowe) sześcioosobowe krzesełka.
Atrakcyjny będzie również zjazd z Schaufelspitze, najwyższego punktu stacji (gondola wyjeżdża na 3210 m n.p.m.) do obszaru Eisgrat (2900 m n.p.m.), a potem do kompleksu Gamsgarten na 2620 m n.p.m. Trasa jest szeroka, a w węższych miejscach ma dwa warianty, więc pomimo stosownego nachylenia, jest bezpiecznie. Można też ruszyć dalej – ale już szlakiem nieratrakowanym – do dolnej stacji Mutterberg na 1721 m n.p.m. I tym samym pokonać ponad 10 kilometrową trasę Wilde Grub’n i… 1500 m różnicy poziomów.
Na Eisgrat warto obejrzeć zmodernizowaną niedawno (kosztem 10 mln euro) górną stację kolejki i odwiedzić albo ekskluzywną restaurację „Schaufelspitz”, albo gustowny samoobsługowy bar „Eisgrat”. Łącznie mogą pomieścić ponad 500 gości! Ewenementem jest też tam gigantyczna (700 metrów kwadratowych powierzchni) wypożyczalnia sprzętu i sklep Intersport.
Koncepcję nowego obiektu – poprzez zastosowanie drewnianego wystroju oraz ciepłych kolorów łączącą nowoczesność oraz funkcjonalność z tradycją i przytulnością – opracował zespół architektów, który za zbliżone obiekty otrzymał prestiżową ISR Architektur Award.
CHLUBA DLA DZIECI
Dumą Stubaier Gletscher jest też BIG Family Ski-Camp. To świetnie wyposażona szkółka dla dzieci. Niby detal: każdy z wyciągów taśmowych (tzw. magic carpets) poprowadzony jest – ze względu na silny czasem na lodowcu wiatr – w pleksiglasowym tunelu, chroniącym uczniów przed zimnem. Niedawno otwarto tam także tor snowboardowy dla najmłodszych Big Family Boardercross (przy wyciągu Murmelebahn), a w tym sezonie poszerzony i wzbogacony o kolejne zakręty, przeszkody i skocznie został, i tak już liczący kilometr, stok Big Family Fun Slope.
Atrakcją dla rodzin będzie pewnie również otwarta dopiero co grota lodowcowa. Oto na 3000 m n.p.m., przy górnej stacji Eisgrat, we współpracy z glacjologami z Uniwersytetu w Innsbrucku, 30 metrów pod stokiem wydrążono lodową jaskinię. Godzinna podróż lodowymi korytarzami, poza emocjami, jest okazją do poznania prawideł rządzących tym światem: powstawaniem oraz, niestety, topnieniem lodowców, ich wpływem na środowisko. Można się tu dowiedzieć, kiedy powstały poszczególne warstwy lodu, dlaczego lód z lodowca ma niebieski połysk i co to jest mleko lodowcowe.
Swoje robi i to, że dzieci do 10 roku życia jeżdżą na Stubai za darmo. Gratis też mogą wypożyczyć sprzęt – jeśli tylko z wypożyczalni korzystają rodzice. Wreszcie, nie jest tu tak głośno i zabawowo, jak w nastawionych na rozrywkowe towarzystwo ośrodkach typu Sölden czy Ischgl. Nie bez przyczyny Stubai w ostatnich latach cztery razy z rzędu mógł szczycić się laurem „najbardziej przyjaznego dla rodzin terenu narciarskiego w Alpach” przyznawanym przez przewodnik narciarski ADAC (a testowanych jest 1500 stacji!).
A starsze, nastoletnie już, dzieci wybiorą pewnie zlokalizowany na imponującej wysokości ok. 3000 m n.p.m. snowpark Moreboards. Snowboardowa i freestylowa branża ocenia go jako niezgorzej wyposażony, a w tym sezonie na jego potrzeby oddano tam specjalny wyciąg.
POZATRASOWE ELDORADO
Już trzy zimy temu Catherine Propst ze Stubaier Bergbahnen KG opowiadała mi, że drugą, prócz rodzin, wiodącą grupą gości ośrodka stają się narciarze pozatrasowi. Wszak moda na jazdę terenową przybierała na intensywności. Na ich potrzeby ustawiono wtedy stanowiska do sprawdzania pogody i detektorów lawinowych oraz wytyczono obszar do ćwiczeń odnajdywania ofiar lawin (sam tam trenowałem pracę z detektorem, sondowanie i odkopywanie „zasypanego”). Obecnie tzw. Powder Department Stubai proponuje również inne użyteczne – a rzadkie w innych ośrodkach – udogodnienia. Ot choćby szczegółowe mapy piętnastu wariantów zjazdów off route (oznakowanych, ale nieprzygotowanych przez ratraki) w rejonie lodowca, możliwość zgrania ich na GPS, a nawet filmy je pokazujące.
A o skali tamtejszych możliwości dla tej formy narciarstwa niech świadczy to, że w marcu bądź w kwietniu można ze Stubaier Gletscher zjechać podobno także do… Sölden w sąsiedniej dolinie Ötztal. Miejscowi dla zaprzyjaźnionych narciarzy pozatrasowych mają i inną sugestię: polecają jechać do Schlick 2000.
Schlick 2000, czyli tajne miejsce lokalsów
SCHLICK 2000, CZYLI TAJNE MIEJSCE LOKALSÓW
Gdyby sądzić tylko po statystykach z przewodników, byłaby to stacja jak wiele innych. Jest tu ledwie ponad 20 km tras, a i wysokość nienadzwyczajna, bo wyciągami można się dostać na niespełna 2200 m n.p.m. A dolna stacja kolejki znajduje się na rogatkach Fulpmes, miasta u wlotu do doliny Stubai (jedynym wyróżnikiem mogłoby być to, że urodził się tu znany austriacki skoczek narciarski Gregor „Schlieri” Schlierenzauer, który ma już zresztą w Fulpmes plac swojego imienia).
Jednak kiedy w ramach wyprawy Austrostrada 2011 z jej uczestnikami – Andrzejem „Osuchem” Osuchowskim i Sebą Litnerem, świetnymi polskimi freeriderami – docieraliśmy gondolką do stacji, to wyraźnie się oni ożywili: pod nami był las pocięty śladami nart. „Ale miejscówka!” – wołali na widok głazów i pni przysypanych śniegiem. A kiedy znaleźliśmy się na górnej stacji, zobaczyliśmy przepiękny masyw okalający spory kocioł otaczający Schlick. Skalne szczyty ze swoimi kuluarami robią imponujące wrażenie: można się poczuć – niczego nie ujmując Alpom – jak w Dolomitach (najwyższa góra masywu, Gr. Ochsenwand, wznosi się na 2700 m n.p.m).
Nasz przewodnik Daniel przekonywał nadto, że specyficzny układ miejscowych grzbietów sprawia, że po opadach puch długo utrzymuje tu doskonałą jakość. Nie bez przyczyny lokalni instruktorzy i pasjonaci jazdy poza trasami są przeciwni planom połączenia Schlick 2000 wyciągiem ze znajdującą się w sąsiedniej dolinie i słynną z konkurencji alpejskich olimpiad w latach 1964 i 1976, stacją Axamer Lizum – więcej gości oznacza przecież wzmożoną konkurencję do wytyczenia pierwszego śladu w dziewiczym śniegu.
Idea ta do dziś nie została zresztą zrealizowana. Jak tłumaczył ledwie we wrześniu Michael Gstrein z marketingu doliny Stubai, temat jest gorący : – Dyskusja trwa od jakichś dwudziestu lat… Gondola łącząca oba obszary musiałaby przebiegać ponad terenem ściśle chronionym. W efekcie sprawa zyskała wymiar polityczny – zważywszy na wpływ ekologów na opinię publiczną. Co ciekawe, Schlick – prócz świetnych warunków dla miłośników off piste – jest równocześnie ośrodkiem nadzwyczaj przyjaznym rodzinom. Działa tu choćby stosunkowo tani Kinderland, czyli szkoła narciarska dla dzieci (z maskotką zwaną Big Ron) oraz żłobek dla maluchów od 3 miesiąca życia – oferujący im m.in…. sypialnie.
By nie było za różowo: w Fulpmes trzeba starannie dobierać hotele, gasthausy, restauracje i bary. Obsługa potrafi być bowiem różna – od przyjaznej po, delikatnie mówiąc, chłodną. Chyba, że to akurat my mieliśmy pecha trafić na mało przyjazne osoby: opryskliwą właścicielkę hotelu („Hubertus”) i takąż kelnerkę (w restauracji „Pavillon”). Ale może przybytki te zdążyły już upaść.
Pan Klier może mieć dziś powody, by czuć się niemal lodowcowym królem. A już na pewno Ojcem Założycielem Stubai. Spółka Stubaier Gletscher Bahn (w pełni prywatna), w której to on ma najwięcej udziałów, jest właścicielem nie tylko wszystkich kolejek i wyciągów na lodowcu, ale i pozostałej infrastruktury: restauracjami zarządza przy tym sama, a jedynie prowadzenie wypożyczalni sprzętu zleca za stosownym odstępnym. Do SGB należy nawet ostatni odcinek drogi wiodącej na lodowiec! Dość powiedzieć, że kiedy ponad 80-letni pan Heinrich wyjeżdża czasem na swój Stubai, to personel wyciągów, restauracji i szkół narciarskich jest – a miałem okazję być tego świadkiem – tyleż przerażony, co pełen wielkiego szacunku. Słusznie.
CIEKAWOSTKI
- Mini fabryczka makaronu na 2900 m n.p.m. – i położony ponoć najwyżej na świecie zakład tego rodzaju! Dlaczegóż nie? Harald, jego szef, z wielkim zaangażowaniem tłumaczy technologię robienia klusek na lodowcu. I z wyraźną dumą podkreśla, że maszyna do ich produkcji kosztowała 60 tys. euro, a w ciągu godziny może wyrzucić z siebie 150 kg makaronów różnego rodzaju (w tym takich o wzorze odpowiadającym herbowi Królestwa Śniegu Stubaier Gletscher). Fabryka zaopatruje w świeże produkty mączne wszystkie restauracje na lodowcu.
- SportScheck Bivouac Camp to okazja do przenocowania w namiocie na wysokości 3210 m n.p.m. Najpierw w schronisku Dresdner Hutte chętni poznają reguły biwakowania na śniegu, a następnego dnia wraz z ekwipunkiem do testowania (namioty, śpiwory, kuchenki itp.) przenoszą się na tzw. Top of Tirol, czyli w okolice górnej stacji kolejki Schaufelspitze, by założyć tam obozowisko na śniegu i… iść spać. Biwak organizowany jest od 13 do 15 lutego.
- Ponad dziesięcioletnią tradycję ma Stubaier Telemark Festival, podczas którego umiejętnościami popisują się mistrzowie techniki „uwolnionej pięty”. Organizowane są też jej kursy oraz pokazy i testy sprzętu.
- Równie widowiskowy jest paralotniarski Stubai Cup. W ub. sezonie w jego ramach nad doliną krążyło… sześciuset zawodników. Startują z masywu Elfer (koło Neustift) oraz z Kreuzjoch (czyli Schlick 2000).
- Podczas SportScheck Glacier Testival (w tym sezonie w listopadzie) można obejrzeć ponad 3800 produktów przydatnych w sportach zimowych: od nart i desek po odzież i gadżety. Niektóre od razu da się sprawdzić na lodowcu, bo impreza jest pomyślana jako największy w Alpach test sprzętu narciarskiego i snowboardowego.
- Atrakcją dla rodzin jest otwarta dopiero co grota lodowcowa: na prawie 3000 m n.p.m., przy górnej stacji Eisgrat, we współpracy z glacjologami z Uniwersytetu w Innsbrucku, wydrążono lodową jaskinię. Godzinna podróż lodowymi korytarzami 30 metrów pod stokiem, jest, poza emocjami, okazją do poznania prawideł rządzących tym światem: powstawaniem oraz, niestety, topnieniem lodowców, ich wpływem na środowisko. Można się choćby dowiedzieć, kiedy powstały poszczególne warstwy lodu, dlaczego lód z lodowca ma niebieski połysk i co to jest mleko lodowcowe?
- Restauracja Schaufelspitz na Eisgrat kusi nie tylko wysokością, na której ma się jeść, bo to 2900 m n.p.m., ale też czternastoma punktami (na 20 możliwych) przyznanymi jej kuchni przez renomowany – tyleż nowatorski, co purystyczny – przewodnik kulinarny Gault Millau. A wieczorem 9 i 10 stycznia 2015 r. zaprasza ona na Dine & Wine (czyli kolację z 6-daniowym menu i dobranymi doń winami).
- Dolina Stubai słynie z naturalnych torów saneczkowych: jest ich 11, są różnej trudności (to na nich pierwsze kroki w tym sporcie stawiał wielokrotny mistrz świata Markus Prock). W sumie liczą ponad 40 km, czyli najwięcej w Tyrolu. Wszystkie posiadają certyfikat Tiroler Natturrodelbahn-Gutesiegel, więc spełniają wysokie wymogi bezpieczeństwa. Niektóre czynne są wieczorami (w Efler trzy razy w tygodniu, w Schlick raz) – jeździ się przy sztucznym oświetleniu.
- Z platformy widokowej Top of Tyrol na wysokości 3210 m n.p.m., panoramę 109 alpejskich trzytysięczników można podziwiać przy użyciu teleskopu Viscope, ułatwiającego identyfikację poszczególnych szczytów.
- Od kilku sezonów w październiku na wzór monachijskiego święta piwa na Stubai urządzany jest Gletscheroktoberfest. Beczki z oryginalnym Weisses Wies’n ustawiane są na 2900 m n.p.m. – impreza jest reklamowana jako „najwyższy festiwal piwa na świecie”. Serwowane są bawarskie białe kiełbaski i precle. Szczęśliwie Stubai słynie też z szerokich i równych tras…
- Wśród pożądanych przybyszy w dolinie Stubai są Polacy. Nic dziwnego: zwłaszcza na początku i pod koniec sezonu stanowią oni ponad połowę gości. Na dodatek wykupują, w przeciwieństwie do Niemców czy Czechów, zwykle więcej niż dwa noclegi, a i w barach zostawiają więcej euro. Stąd dostępne niemal wszędzie informacje i foldery po polsku.