Wypadki lawinowe w polskich Tatrach w sezonie zimowym 2018/19

Tekst: Adam Marasek

Zdjęcia: Tomasz Osuchowski

We wcześniejszych wpisach publikowaliśmy wykaz wypadków skitourowych poprzedniego sezonu. Nadchodzi nasza wyczekana zima, przynajmniej tak mówią prognozy, a co za tym idzie, rośnie zagrożenie lawinowe.

Wypadki lawinowe

2 grudnia 2018 roku

O godz. 11.27 do TOPR zadzwonił turysta informując, że podchodził szlakiem znad Czarnego Stawu w kierunku Rysów i widział, że z lawiną spadły dwie osoby znajdujące się poniżej Buli pod Rysami. Nie widzi ich i nie ma z nimi kontaktu. Po chwili kolejny telefon od innego turysty, że z lawiną spadł jeden turysta z grupy, która wybrała się na Rysy. W momencie zdarzenia znajdowali się poniżej Buli pod Rysami. Turysta jest prawdopodobnie zasypany, bo nie widzą go i nie mają z nim kontaktu głosowego. Nie miał on detektora lawinowego. 

Z Centrali do Morskiego Oka wyjechało sześciu ratowników i pies lawinowy. O zdarzeniu poinformowano ratowników, którzy w tym czasie szkolili się w rejonie Buli pod Bandziochem. Dziesięcioosobowa grupa szkoleniowa udała się w kierunku miejsca wypadku. O godz. 11.40 telefon od turystów, którzy znajdowali się pod Bulą pod Rysami, że widzą porwanego kolegę, jest na powierzchni i mają z nim kontakt głosowy. O godz. 11.54 informacja od jednego z turystów, który dotarł do poszkodowanego, że jest on przytomny w logicznym kontakcie i zgłasza, że boli go biodro i ręce. Poproszono, by rannego zabezpieczono cieplnie i czekano na przybycie ratowników. O godz. 12.28 pierwsi ratownicy dotarli do poszkodowanego. Po udzieleniu pierwszej pomocy i założeniu pakietów grzewczych, włożono go do noszy i rozpoczęto opuszczanie stromym terenem nad Czarny Staw. Stamtąd przetransportowano rannego do Morskiego Oka i karetką TOPR przewieziono go do szpitala.

30 stycznia 2019 roku 

O godz. 11.05 do TOPR zadzwonił turysta, informując, że 6 osób (w różnych grupach) szło na Rysy. Ruszyła lawina, która zabrała ich w dół. Na powierzchni w jego zasięgu wzroku są 3 osoby, brakuje trzech osób. Te, które są w jego pobliżu, są w ciężkim stanie, ale przytomne. O godz. 11.09 startuje śmigłowiec, który spod Centrali zabiera czterech ratowników i 2 psy lawinowe. O godz. 11.19 do TOPR zadzwonił jeden z turystów, którzy w tym czasie szli na Rysy, informując, że lawina została uruchomiona pod Przełączką pod Rysami, jego nie zabrała. Potwierdza, że wraz z nim na Rysy szło 6 osób. Żadnej z nich nie widzi. 

O godz. 11.28 pierwsza grupa ratowników desantuje się w pobliżu leżących osób, około 15 m poniżej progu w Wielkim Wołowym Żlebie. Ratownicy potwierdzają, że na powierzchni lawiniska leżą 4 osoby z poważnymi urazami. Po desancie śmigłowiec leci w górę lawiniska, by z powietrza sprawdzić, co z pozostałymi dwoma. Ratownik z pokładu śmigłowca dostrzega dwie osoby. Jedna z nich schodzi (jak się później okazało, to turysta, który jako drugi dzwonił do TOPR informując o lawinie). Ponieważ wszyscy turyści są na powierzchni, śmigłowiec leci do Zakopanego po kolejną grupę ratowników i sprzęt do transportu rannych, gdyż jak się okazało, dwie osoby mają poważne urazy i wymagają pilnego transportu do szpitala. W tym czasie o zdarzeniu powiadomiono Centrum Hipotermii Głębokiej w Krakowie, by byli przygotowani na ewentualne działania. Po dostarczeniu sprzętu transportowego, śmigłowiec wywozi dwóch ratowników pod wylot Rysy, tam desantują się w pobliżu dwóch turystów. Jeden z nich ze względu na odniesione obrażenia (lekkie) zostaje wraz z towarzyszącym mu ratownikiem wciągnięty na pokład będącego w zawisie śmigłowca i przetransportowany do Morskiego Oka. Drugi, który nie odniósł obrażeń, schodzi samodzielnie z towarzyszącym mu ratownikiem. 

Najciężej ranni w pierwszej kolejności zostają przetransportowani śmigłowcem na lądowisko przy zakopiańskim szpitalu. Jeden z nich ze względu na poważne obrażenia głowy śmigłowcem LPR jest transportowany do Nowego Targu. W kolejnych lotach śmigłowiec zabiera do Zakopanego ratowników biorących udział w akcji, psy lawinowe i sprzęt. 

Jak  doszło do tego wypadku? Trzyosobowa grupa taterników wybrała się na Rysy w celu wspinaczki  fragmentem Grani Głównej Tatr. Za nimi podążyła trzyosobowa grupa turystów. W czasie podejścia Rysą grupy wymieszały się. Będąc około 30 m od Przełączki (na wysokości 2400 m), grupa wyzwoliła lawinę. Turyście, który jako drugi zadzwonił do TOPR, udało się odskoczyć z toru lawiny i wbić czekan, co uchroniło go przed porwaniem przez masy śniegu. Pozostałych lawina porwała i zwlokła na wysokość około 1700 m. Według relacji uczestników zdarzenia, po zatrzymaniu lawiny dwie osoby były całkowicie zasypane, a pozostałym dwóm z mas śniegu wystawały ręka i głowa. Wszyscy zasypani odkopali się sami. Podczas spadania w rejonie wylotu Rysy, lawina wyrzuciła jednego turystę (tego, którego śmigłowiec przetransportował potem do Morskiego Oka). Żaden z uczestników zdarzenia nie posiadał lawinowego ABC, a taternicy kaski i czekany mieli w plecakach. Lawina miała długość około  kilometra, a deniwelacja pomiędzy początkiem i końcem lawiny wynosiła 700 m.  

Wszyscy, którzy zostali porwani, mogą – mimo odniesionych obrażeń – mówić o ogromnym szczęściu, że nie stracili życia oraz że była lotna pogoda, co pozwoliło kilkunastu ratownikom szybko dotrzeć z pomocą. Wierzący niech przyjmą to zdarzenie w charakterze cudu, bo cuda czasem w Tatrach się zdarzają.

22 marca 2019 roku

O godz. 12.11 do TOPR zadzwonił turysta podchodzący na Rysy, informując, że widział lawinę spadającą z rejonu Buli pod Rysami. Na powierzchni lawiny widzi porozrzucane narty, nie widzi żadnych osób. Poproszono, by podszedł w rejon lawiniska i sprawdził, czy lawina nikogo nie zabrała. W tym czasie w Centrali organizowano wyprawę lawinową. O godz.12.29 wystartował śmigłowiec z ratownikami, którzy po dolocie desantowali się w rejonie lawiniska. Tam rozmawiano z turystą, który zgłaszał zejście lawiny. Znaleziono na lawinisku 5 par nart. Rozpoczęto przeszukiwanie lawiniska detektorami lawinowymi i Recco. W tym czasie ze  śmigłowca w pobliżu „Kamienia” dostrzeżono 4 osoby. Tam desantował się jeden z ratowników. Po rozmowie z nimi okazało się, że są to francuscy skitourowcy, którzy na nartach doszli do Kamienia, tam zostawili narty i dalej pieszo rozpoczęli wędrówkę w kierunku Rysów. Gdy byli pod wylotem Rysy, powyżej nich ruszyła niewielka lawina (zsuw), wytrącając z równowagi jedną z podchodzących, która zsunęła się po śniegach około 200 m, nie odnosząc żadnych obrażeń. Masy śniegu sunęły dalej zabierając po drodze wbite pod „Kamieniem” narty. Współtowarzysze turystki zeszli do niej i razem doszli do miejsca, gdzie zostawili narty. Jak się okazało lawina, zniosła je poniżej progu w Wołowym Żlebie. Ponieważ nikomu nic się nie stało, a francuscy turyści potwierdzili, że tylko oni wędrowali na Rysy zakończono przeszukiwania lawiniska, a ratownicy powrócili do Zakopanego.