Listopadowy długi weekend to czas, w którym miłośnicy dwóch desek masowo wyruszają z Polski w stronę alpejskich lodowców by cieszyć się narciarstwem, podczas gdy zarówno w Polsce jak i w niżej położonych kurortach nie jest to jeszcze możliwe. Sam będąc nastolatkiem wykorzystywałem ten okres na wyjazd sportowy wraz z klubem narciarskim. Teraz, gdy jeżdżę już na własną rękę, długi weekend traktuję bardziej urlopowo aniżeli treningowo. Dlatego też postanowiłem zwiedzić wszystkie Austriackie lodowce, których dotychczas nie miałem okazji zobaczyć. W pierwszej kolejności wybór padł na jedyny tego typu ośrodek w Karyntii – Molltaller Gletscher.
Wyjazd miał specyficzny charakter. Choć tak jak wspomniałem nigdy wcześniej nie miałem możliwości zwiedzić tego miejsca, jednak dosyć dobrze znałem je z opowieści znajomych. Jak większości narciarzy wybierających się w to miejsce moją bazą noclegową zostało Flattach. Jest to mała, urocza miejscowość leżąca tuż przy głównej drodze wiodącej w stronę Lienz. Na szczęście ruch samochodowy w żaden sposób nie zakłóca spokojnej atmosfery. Jeżeli ktoś poszukuje miasteczka alpejskiego z licznymi hotelami o wysokim standardzie, restauracjami, klubami nocnymi czy inną rozrywką apres ski, to może być rozczarowany. Jedynym, co znajdziemy we Flattach jest sklep spożywczy, tabakiernia, kawiarenka, kwiaciarnia oraz domy gościnne. Hotel widziałem zaledwie jeden. Dla jednych może to być wadą, dla mnie było zaletą. Według mnie na tym polega urok Flattach. W końcu nie ma miejsca, które może zadowolić wszystkich. Ponadto warto zaznaczyć, że ceny zakwaterowania są naprawdę atrakcyjne. Osobiście bardzo polubiłem tę skromną, schludną i otoczoną pięknymi szczytami wioskę. Można się w niej wyciszyć po ciężkiej codziennej pracy i odpocząć po pełnym wrażeń dniu na stoku.
Skupmy się na aspektach narciarskich. Z Flattach do dolnej stacji podziemnej kolejki wiedzie górska droga, którą w kilkanaście minut spokojnej jazdy docieramy na ogromny parking, przed dolną stacją podziemnej kolejki torowej, tzw. „kreta”. Warto zaznaczyć, że jest to jedyny środek transportu na trasy narciarskie. Kolejka nazywa się „Molltaller Express”, jej trasa po szynach liczy prawie 5 kilometrów długości i to niej stacja zawdzięcza swoją popularność oraz rozwój. Na parking przyjechałem o poranku bardzo podekscytowany, licząc na jak najszybsze założenie swoich desek. Jednak sytuacja, z jaką miałem okazję się spotkać delikatnie mnie zaskoczyła. Takiej rywalizacji pośród młodszych i starszych zawodników o możliwość wyjechania pierwszą kolejką nie widziałem chyba nigdzie indziej. Nikt rano nie zwraca uwagi na znajdujący się tuż obok wodospad ani widok na rozpościerające się wokół szczyty. Z pewnością w innym okresie, gdy mniej klubów narciarskich i kadr narodowych tutaj trenuje, jest znacznie spokojnie. Wspomniana rywalizacja ma jednak sporo sportowego uroku, bo jest jedną z niewielu okazji, kiedy możemy wygrać nawet z Marcelem Hirscherem i jako pierwsza osoba wkroczyć do wagonika. Dla osób niechcących ryzykować straty uzębienia w wyniku uderzania dziobem nart polecam wyjechać w drugiej bądź trzeciej turze. W żaden sposób nie wpłynie to, na jakość naszego dnia na śniegu. Wspomnianą kolejką dojeżdżamy do dolnej stacji gondoli Eissebahn, która w kilka minut wywozi nas na wysokość 2800 m.n.p.m, gdzie czeka na nas zarówno bajkowa panorama jak i restauracja, będąca górną bazą wszystkich zawodników. Liczne przeszklenia pozwalają obserwować w trakcie przerwy zapierające dech w piersiach widoki. Dla mnie najatrakcyjniejszy był widok tzw. lotniska: czyli głównego zbocza lodowca Schareck, o szerokości prawie kilometra, na którym znajduje się kilka tras o różnym poziomie trudności: od niebieskiej przez czerwoną do czarnej. To właśnie tam znajduje się większość pól treningowych.
Spragniony nart zjechałem króciutkim framentem stoku z restauracji do nowoczesnego 6 osobowego wyciągu krzesełkowego, którym wjechałem na sam szczyt. Atmosfera jest tutaj naprawdę niesamowita. Tuż obok siebie jeżdżą zarówno ekipy amatorskie, pół-profesjonalne oraz profesjonalne jak i turyści narciarscy pragnący spokojnie smakować się urokami niebieskiej trasy.
Większość z nas jeździ na lodowiec w okresie październikowo-listopadowym, albo w terminie wiosennym czyli „na majówkę”. Jest to czas kiedy tylko w tak wysoko położonych miejscach można uprawiać narciarstwo. Miłośnicy jeżdżenia w bardzo zróżnicowanym terenie, pokonywania wielu kilometrów przeróżnych tras nie będą moim zdaniem w pełni usatysfakcjonowani zarówno Molltallerem jak i każdym innym lodowcem. Specyfika wysoko położonych stacji oraz pora roku, w której najczęściej je odwiedzamy determinuje ilość dostępnych tras. Dlatego tak ważna jest ich charakterystyka. Tutaj mamy do dyspozycji 17 kilometrów obsługiwane przez 9 wyciągów. Trzeba jednak pamiętać, że nie wszystkie z nich są zawsze otwarte. Wszystko zależy od warunków, a jak dobrze wiemy od kilku lat zimy bywają kapryśne. Jednak większość z nich jest dostępna przez długi okres, gdyż znajdują się na wysokości pomiędzy 2800 a 3200 m.n.p.m. Dominują trasy dla zaawansowanych bądź średnio zaawansowanych narciarzy. Sumarycznie stanowią 88% wszystkich dostępnych stoków. Trasy o kolorze niebieskim to zaledwie pozostałe 12%. Pocieszeniem dla początkujących powinna być informacja, że są naprawdę ciekawe i potrafią dać dużo przyjemności. Zresztą wielu zawodników, szczególnie tych młodszych zagląda tu w trakcie rozgrzewki. Które trasy polubiłem najbardziej? Moim zdaniem najciekawsze propozycje to: czarna „8” biegnąca z restauracji do dolnej stacji wyciągu krzesełkowego oraz czerwona”9″ biegnąca w stronę górnej stacji „kreta”. Obydwie są bardzo urozmaicone: znajdziemy na nich fragmenty o każdym nachyleniu, garby, naturalne zakręty. Można całymi dniami szlifować na nich technikę z uśmiechem na ustach. Nie wierzę, że kiedykolwiek mogłyby się znudzić!
Jak można podsumować Moelltaller Gletscher? Nie jest to z pewnością miejsce dla osób, które nie lubią dwukrotnie jechać tą samą trasą. Nie jest to również wymarzone miejsce dla miłośników apres-ski i nocnego życia. Jednak dla narciarzy, których priorytetem jest ambitna jazda po ciekawych, wymagających trasach jest to wymarzone miejsce. Ponadto pobyt jest idealną okazję aby zobaczyć, jak wygląda trening czołowych zawodników. Wystarczy trochę podpatrzyć i można się dużo nauczyć.
Zdjecia: TG Flattach