Pasja pioniera

Nart zaczął używać, by podczas zimowych polowań na leśną zwierzynę nie męczyć się marszem w głębokim śniegu. Był rok 1888. Tym samym stał się jednym z pierwszych polskich narciarzy. Piękno zjazdów poczuł później.

barabasz-1Od małego miałem pociąg do różnych zakazanych wówczas zabaw, zwanych dzisiaj sportem, a za które trzepano wtedy część ubrania, podobną brzmieniem do tego modnego dzisiaj wyrazu, naturalnie na osobie przestępcy” – wspominał wiele lat później.

I precyzował: „Były to czasy, kiedy o nartach u nas nikt nie myślał. Mnie śniły się one podnieconemu lekturą o Lapończykach, którzy na nartach z łukiem i strzałami polowali na dzikie reny, o ludach zamieszkujących północną Syberię, wreszcie o Norwegach, którzy jak ptaki szybko mkną na nartach po śniegu. Było to grube nieporozumienie, bo w tych opisach nie było żadnej wzmianki ani o zjazdach z góry, ani o skokach narciarskich, a ja w prostocie ducha sądziłem, że narciarz siłą mięśni swych nóg osiąga szybkość lotu ptaka. Jakoś nie mogło mi się to w głowie pomieścić. A jednak marzyłem o tem aby zrobić takie narty i jeździć na nich”.

Ale przygody z „latającymi deskami” lub „łyżwami”, jak wówczas nazywano na ziemiach polskich narty, nie zaczął wcale w wysokich górach.

PIERWSZE PRÓBY..

Był grudzień 1988 roku. Stanisław Barabasz, 31-letni malarz i architekt, a przede wszystkim zapalony myśliwy, przyjechał na polowanie do dworku swojego kolegi w Cieklinie, parę kilometrów od Jasła. Zima była śnieżna, myśliwi w pogoni za łupem męczyli się w głębokich zaspach. Wtedy Barabasz przypomniał sobie rozmowę z jednym ze znajomych, który po powstaniu styczniowym trafił na Sybir i opowiadał, jak tam życie ułatwiły mu „łyże”. Dworski stelmach (jak z niemiecka mawiano w Galicji na kołodzieja) był zdziwiony zamówieniem, ale – jak opisuje Barabasz – „znalazły się dwie deski, jedna jesionowa, druga bukowa. Ale to nie szkodzi, dobrze, że i takie są. Wystrugał je, ale tak cienko, jak gdyby miały służyć za linię do tablicy szkolnej… Zaostrzone końce wyparzyło się w gorącej wodzie i wygięło nad ogniem”.

Pierwsze, prymitywne narty, Barabasz przymocował sobie do nóg prawdopodobnie sznurkiem lub paskiem skórzanym. Sporo się natrudził, nim zrozumiał, jak prawidłowo ich używać.

Te pierwsze, prymitywne narty, myśliwy przymocował sobie do nóg (nie wiadomo, jak i czym, prawdopodobnie sznurkiem lub paskiem skórzanym) i korzystał z nich z powodzeniem w czasie polowań, mimo że, jak przyznaje, sporo się natrudził, nim zrozumiał, jak prawidłowo ich używać. Po udanych próbach nie omieszkał wziąć nart z sobą, gdy z Cieklina wyjechał do Krakowa. Tam jeździł jednak tylko nocą, w obawie, że spotkają go drwiny mieszczuchów. Zaczął od płaskich Błoń, ale z czasem przeniósł się w okolice Kopca Kościuszki. To o tych próbach napisze potem: „Nauczyłem się zjazdów i zrozumiałem całą przyjemność użycia nart”.

Wtedy odkrywa dla siebie zimowe Tatry. W Wielki Piątek 1894 roku razem z Janem Fischerem docierają na nartach do Czarnego Stawu Gąsienicowego. Jest to przejście pionierskie, bo wtedy większość turystów, wzorem Tytusa Chałubińskiego, zapuszcza się w Tatry wyłącznie latem, a i to w towarzystwie góralskiego przewodnika.

Sprawozdanie z wyprawy, zawarte w tekście „Początki mojego narciarstwa”, świadczy o niezgorszym opanowaniu przez jej uczestników techniki podchodzenia i zjazdu. Po dojściu do stawu, przykrytego lodem i świeżo spadłym śniegiem, narciarze przejeżdżają go kilkakrotnie na nartach: „…bo jakże mogło być inaczej, trzeba mieć przecież temat do opowiadania”. Po wypoczynku, smarują narty oliwą z sardynek, bo rozgrzany słońcem śnieg lepił im się trochę do desek. W końcu rozpoczynają powrotny zjazd do Zakopanego: prawdopodobnie do Kuźnic przez Skupniów, Upłaz i Boczań. Po drodze Barabasz musi jeszcze naprawić uszkodzony kij narciarski Fischera. Trasa tej jednej z pierwszych, choć słabo udokumentowanych wycieczek narciarskich w Tatrach nie była więc wcale łatwa. Wymagający musiał być zwłaszcza fragment zjazdu z moreny Czarnego Stawu Gąsienicowego w kierunku Hali Gąsienicowej, a także odcinek Boczań – Kuźnice. Także długość mogła, jak na początki tatrzańskiego narciarstwa, imponować: wynosiła kilkanaście kilometrów, a pokonana różnica poziomów sięgała około 600 metrów.

barabasz-2

Stanisław Barabasz w drodze na Halę Gąsienicową

Wycieczka długo nie znajduje naśladowców. Dopiero po roku 1901, kiedy Barabasz osiedla się w Zakopanem na stałe, bo dostaje posadę dyrektora tamtejszej Szkoły Przemysłu Drzewnego, udaje mu się pozyskać dla „białego sportu” kilku zwolenników: Andrzeja Górasia, Jana Kulińskiego, Stanisława Zdyba, Jana Reutta, Mariusza Zaruskiego, Mieczysława Karłowicza i K. Celewicza.

Chętnie uczy ich narciarstwa, pod jednym wszak warunkiem: że każdy pozyska dla nart kolejną osobę. W ten sposób liczba osób je uprawiających stale rośnie.

CUDNIE WTEDY BYŁO W GÓRACH

O tych czasach pionierskich zakopiańskiego i polskiego narciarstwa Barabasz pisał: „Cudnie wtedy było w górach. Żadnego śladu człowieka nie było znać, tylko gdzieniegdzie wypunktowano tropy lisów. Szałasy zasypane aż po dachy, drzemały w śniegu oblepione śniegiem turnie, żadnego głosu nie odbijały, echa nie budziły. Szumu potoków schowanych głęboko pod śniegiem nie było słychać, słowem cisza zupełna przerywana tylko świstem nart. Słońce grzało tak, że trzeba było zdjąć okrycie”.

Nic dziwnego, że góry i narty są pasją jego życia. Tak silną, że popycha go, statecznego i poważanego dyrektora, w zasypane śniegiem i niebezpieczne Tatry. W efekcie, razem z Józefem Schnaiderem i zapaleńcami, zostaje jednym z pierwszych pod względem chronologii nowoczesnych narciarzy na ziemiach polskich.

Góry i narty stały się pasją jego życia. Tak silną, że popchnęła go, statecznego i poważanego dyrektora zakopiańskiej szkoły, w zasypane śniegiem i niebezpieczne Tatry.

Na narty wciąż jednak mówi się tu, wzorem Norwegii, „ski” albo też – z rosyjska – „łyże” bądź „łyżwy”. Niektórzy używają nawet zwrotu „latające deski”. Podhalańscy górale nazywają narciarzy „skijorzami” lub „spuscocami”. Barabasz energicznie propaguje nowy sport m.in. wśród nauczycieli i uczniów kierowanej przez siebie szkoły. Wspominał potem: „Każdy z nauczycieli próbował jazdy na nartach, choćby raz przez grzeczność. Młodszym bardzo się podobała ta zabawa, starszym nie. Wyszukaliśmy w jakimś cenniku rysunek nart typu telemark, zrobiliśmy według niego kilkanaście par nart dla nauczycieli i uczniów, którzy zaczęli odtąd ten sport uprawiać”.

TRASY I ZJAZDY

Zaczyna także organizować narciarskie wyprawy w Tatry. W 1903 r. ogłasza w czasopiśmie „Zakopane” artykuł „Dwie wycieczki” o wyprawach narciarskich na Przełęcz Pod Kopą Kondracką i do Czarnego Stawu Gąsienicowego. Pierwszą odbył w marcu wraz z towarzyszem swej pierwszej wyprawy – Janem Fischerem oraz dr. Janem Kulińskim. To wtedy nauczył się jazdy łukami, której dotąd nikt w Zakopanem nie znał. Na Kalatówki doszli na nogach, ciągnąc narty za sobą, metodą nazywaną wtedy „na pieska”. Potem przypięli narty i wyszli na nich aż na samą przełęcz. Barabasz pisał: „Kto by sądził, że łyżwy ciążąc u nóg utrudniają wejście w górę, ten się myli, gdyż jadąc w zakos do góry, wcale się nóg nie podnosi od śniegu, a pozostając ciągle na jego powierzchni. Na próbę zdjąłem łyżwy i zacząłem się zapadać powyżej kolan. Śnieg sypki, pod spodem zaś zmarzły, na wielkiej pochyłości nie dawał oparcia i nogi się usuwały. Uszamotawszy się należycie, wdziałem napowrót łyżwy”.

Siostry Urbańskie | Odpoczynek na Kondratowej

W roku 1905 zdobywa na nartach pierwsze dwutysięczniki: Kopę Kondracką (2004 m n.p.m) i Małołączniak (2096 m n.p.m) z Hali Kondratowej i Kuźnic. Oznacza to, że musiał więc poprawić znacznie technikę. Same zjazdy opisywał tak: „Zaczyna się tedy szalona jazda w zakosy. Śnieg zaczyna padać, mijam towarzysza, który nas opuścił, wywracam wspaniałego kozła, który mi łyżwy poprzekręcał w niemożliwy sposób, iż wstać nie mogłem, dopiero odpiąłem narty z trudem i puszczam się dalej. Z powodu padającego śniegu, mroku od ciemnej chmury nad nami, i braku odznaczania się terenu śnieżnego, szybkość pędu poznawało się dopiero, mijając jakiś kamień lub skałkę. A był on niezwykły, skoro w pół godziny zjechało się na Halę Kondratową, skąd widziałem przez płatki śniegu drobne punkciki mych towarzyszy wysoko w górze”.

Pierwsi narciarze nie dostrzegali niebezpieczeństwa ze strony lawin. Dopiero śmierć Mieczysława Karłowicza pod Małym Kościelcem w 1908 roku otworzyła im oczy.

Ówcześni narciarze jeździli także na Hali Gąsienicowej, nad Czarnym Stawem Gąsienicowym, pod Przełęczą Liliowe i Beskidem, na Kasprowym, Przełęczy Goryczkowej, Hali Kondratowej, w Małej Łące, Miętusiej i na Czerwonych Wierchach. Te ostatnie choćby do dziś należą do ambitnych celów w okolicy Zakopanego. Tym większym wyzwaniem musiały być przed laty. Celem stawały się zresztą coraz trudniejsze szczyty i przełęcze, o czym świadczy zdobycie Giewontu i Kamienistej. Technika zjazdu była zróżnicowana skoro, jak wspomina Barabasz, niektórzy zjeżdżali na plecach, na nartach, głową w dół itd. Wyprawy te to pierwsze poważne „wyrypy narciarskie”, jak nazywał takie wycieczki inny znany narciarz zakopiański, Józef Oppenheim. Znamienne, że pierwsi narciarze prawie nie dostrzegali niebezpieczeństwa ze strony lawin. Dopiero śmierć Mieczysława Karłowicza pod Małym Kościelcem w 1908 roku otworzyła im oczy.

RADOŚĆ NART

barabasz-6O nastrojach na tych wycieczkach świadczy kolejna relacja Barabasza: „Jednemu z nowicjuszów, który ogromnie się palił do nart i poszedł z nami pierwszy raz do Czarnego Stawu, przy zjeżdżaniu na Halę Gąsienicową, gdy przysiadł nagle, pękła dolna część ubrania na siedzeniu od pasa w dół. A że tęgi chłopak był, połówki rozwarły się szeroko, tworząc lustro, jak u rogacza, którego krótka kurtka pokryć nie mogła – ale z tego sobie nic nie robił, dopóki byliśmy w górach, dopiero, gdy zaczęliśmy wracać, chciał jakoś to zakryć, ale nie było sposobu, peleryny nikt nie miał z sobą, igły i nici także, a szpilkami spinać w tem miejscu było trochę ryzykownie. Wracaliśmy za dnia. W Kuźnicach znaleźliśmy na szczęście furkę, co uratowało sytuację. Ale w drodze spotkała nas siostra jednego z uczestników wycieczki, która wyszła naprzeciw niego i przysiadła się do nas. Tego już było za wiele naszemu bohaterowi, nie wiedział, co z sobą zrobić, a miał pierwszy wysiąść na Krupówkach. Zagadywaliśmy więc panienkę, ile się dało, aby odwrócić uwagę od wysiadającego, i jakoś umożliwiło mu się odwrót”.

Zdjęcie: Stanisław Barabasz nad Czarnym Stawem Gąsienicowym

Swoje przygody z górami Barabasz podsumował we „Wspomnieniach narciarza”, wydanych w 1914 roku nakładem, co symboliczne, Sekcji Narciarskiej Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego – pierwszego w Zakopanem klubu narciarskiego.

barabasz-8

A honor pioniera tego sportu w Polsce przyznali mu także konkurenci do tego miana, czyli członkowie lwowskiego Karpackiego Towarzystwa Narciarzy (pierwszego klubu narciarskiego w kraju, powstałego w styczniu 1907). Roman Kordys, sam świetny wspinacz i narciarz tamtych czasów, napisał: „Najprawdopodobniej pierwszym, który zaczął u nas nart próbować był myśliwy Stanisław Barabasz (…) miał narty już w grudniu 1888 roku”.

barabasz-7

Aparat fotograficzny Stanisława Barabasza